Tytułowy Feniks to nocny klub w Berlinie, gdzie Johnny (Ronald Zehrfeld) grał na pianinie, a Nelly (Nina Hoss) śpiewała. Tak było przed wojną, niczym w alternatywnej rzeczywistości. Wojna przekreśliła wszystko. Ludzi, życiorysy, przyszłość, miłość. Tej dwójki już nie ma. Jest za to powrót, który trzeba w ostatecznym rozrachunku odczytać jak powstanie feniksa z popiołu. Mam nadzieję.
Niemiecką granicę próbuje przekroczyć kobieta z zabandażowaną głową. To Nelly. Ta sama, na którą kilka lat wcześniej były skierowane reflektory na scenie. Teraz, gdy cudem przeżyła pobyt w Auschwitz, próbuje wjechać do wyłaniającego się spod gruzów Berlina.
Tak zaczyna się opowieść o zmartwychwstaniu człowieka. Próba powrotu do życia sprzed wojny jest niemożliwa, jednak przez cały film obserwujemy tragiczne i masochistyczne wręcz formy łapania się ostatniej nadziei „żeby było jak dawniej”. Chirurg specjalista rekonstruuje wprawdzie twarz Nelly, jednak nie przypomina ona kobiety ze starych zdjęć. I gdy okazuje się, że mogłaby zacząć całkowicie nowe życie (nie żyją krewni, dom zbombardowany), to na horyzoncie pojawia się ostatnia osoba – łącznik ze „starym światem”. To właśnie Johnny, który być może sprawi, że znowu będą grać i śpiewać piosenki w duecie.
Prawdziwe kołatanie serca u widza pojawia się, gdy Johnny nie rozpoznaje w kobiecie żony, a wręcz jedyną szansę na odzyskanie spadku po niej (gdy Nelly została aresztowana, Johnny rozwodzi się z nią). Próbuje nauczyć kobietę jak zachowywała się Nelly, a ta przystaje na wszystko, by tylko zbliżyć się ponownie do byłego męża.
Wyobraźcie sobie, jak silna musi być chęć wyparcia koszmarów wojennych, by brnąć dalej w próbę udowodnienia komuś, że jest się kimś, kim się tak naprawdę jest. Jednak tu nie ma histerycznych krzyków: „To ja! Zrozum to wreszcie”. Nelly spokojnie uczy się chodzić, farbuje włosy tak jak „stara” Nelly, daje próbkę charakteru pisma i…
Niezwykle poruszający film, gdzie widz z jednej strony nie chce, by bohaterka szła dalej wytyczoną przez siebie ścieżką, z drugiej jest cholernie ciekawy finału tej maskarady. Dlaczego doszło do rozstania, co się stało przed aresztowaniem, czy na gruzach można zbudować dom? Czy feniks i tym razem może powstać z popiołów?
Powojenny Berlin z co piątą działającą latarnią to jak kino noir z postapokaliptyczną grozą. Zburzone kamienice i lokal ze świecącym napisem Feniks jest jak obca planeta wśród zbombardowanych ulic. Długie cienie, skryte w ciemności twarze i sekret, który jest odkrywany jak stare bandaże z wciąż świeżej rany. Cholernie bolący zabieg, tym bardziej, że u twórcy filmu Christiana Petzolda emocje bohaterów często są tłumione. Niby większość scen rozgrywanych jest w spokojnej atmosferze, a jednak słyszymy gdzieś nieopodal tłumiony krzyk, być może stare grzechy. I wiemy, że wszyscy się oszukują, bo nikt nie ma wątpliwości, że starego życia już nie będzie.
Film możecie obejrzeć tutaj. Za seans ślę podziękowania dla:
Czas trwania: 98 min
Gatunek: Dramat
Reżyseria: Christian Petzold
Scenariusz: Christian Petzold, Harun Farocki, Hubert Monteilhet (powieść)
Obsada: Nina Hoss, Ronald Zehrfeld, Nina Kunzendorf
Zdjęcia: Hans Fromm
Muzyka: Stefan Will