Feniks (2014)

Recenzja filmu "Feniks" (2014), reż. Christian PetzoldTytułowy Feniks to nocny klub w Berlinie, gdzie Johnny (Ronald Zehrfeld) grał na pianinie, a Nelly (Nina Hoss) śpiewała. Tak było przed wojną, niczym w alternatywnej rzeczywistości. Wojna przekreśliła wszystko. Ludzi, życiorysy, przyszłość, miłość. Tej dwójki już nie ma. Jest za to powrót, który trzeba w ostatecznym rozrachunku odczytać jak powstanie feniksa z popiołu. Mam nadzieję.

Niemiecką granicę próbuje przekroczyć kobieta z zabandażowaną głową. To Nelly. Ta sama, na którą kilka lat wcześniej były skierowane reflektory na scenie. Teraz, gdy cudem przeżyła pobyt w Auschwitz, próbuje wjechać do wyłaniającego się spod gruzów Berlina.

Tak zaczyna się opowieść o zmartwychwstaniu człowieka. Próba powrotu do życia sprzed wojny jest niemożliwa, jednak przez cały film obserwujemy tragiczne i masochistyczne wręcz formy łapania się ostatniej nadziei „żeby było jak dawniej”. Chirurg specjalista rekonstruuje wprawdzie twarz Nelly, jednak nie przypomina ona kobiety ze starych zdjęć. I gdy okazuje się, że mogłaby zacząć całkowicie nowe życie (nie żyją krewni, dom zbombardowany), to na horyzoncie pojawia się ostatnia osoba – łącznik ze „starym światem”. To właśnie Johnny, który być może sprawi, że znowu będą grać i śpiewać piosenki w duecie.

Recenzja filmu "Feniks" (2014), reż. Christian Petzold

Prawdziwe kołatanie serca u widza pojawia się, gdy Johnny nie rozpoznaje w kobiecie żony, a wręcz jedyną szansę na odzyskanie spadku po niej (gdy Nelly została aresztowana, Johnny rozwodzi się z nią). Próbuje nauczyć kobietę jak zachowywała się Nelly, a ta przystaje na wszystko, by tylko zbliżyć się ponownie do byłego męża.

Wyobraźcie sobie, jak silna musi być chęć wyparcia koszmarów wojennych, by brnąć dalej w próbę udowodnienia komuś, że jest się kimś, kim się tak naprawdę jest. Jednak tu nie ma histerycznych krzyków: „To ja! Zrozum to wreszcie”. Nelly spokojnie uczy się chodzić, farbuje włosy tak jak „stara” Nelly, daje próbkę charakteru pisma i…

Recenzja filmu "Feniks" (2014), reż. Christian Petzold

Niezwykle poruszający film, gdzie widz z jednej strony nie chce, by bohaterka szła dalej wytyczoną przez siebie ścieżką, z drugiej jest cholernie ciekawy finału tej maskarady. Dlaczego doszło do rozstania, co się stało przed aresztowaniem, czy na gruzach można zbudować dom? Czy feniks i tym razem może powstać z popiołów?

Powojenny Berlin z co piątą działającą latarnią to jak kino noir z postapokaliptyczną grozą. Zburzone kamienice i lokal ze świecącym napisem Feniks jest jak obca planeta wśród zbombardowanych ulic. Długie cienie, skryte w ciemności twarze i sekret, który jest odkrywany jak stare bandaże z wciąż świeżej rany. Cholernie bolący zabieg, tym bardziej, że u twórcy filmu Christiana Petzolda emocje bohaterów często są tłumione. Niby większość scen rozgrywanych jest w spokojnej atmosferze, a jednak słyszymy gdzieś nieopodal tłumiony krzyk, być może stare grzechy. I wiemy, że wszyscy się oszukują, bo nikt nie ma wątpliwości, że starego życia już nie będzie.


Film możecie obejrzeć tutaj. Za seans ślę podziękowania dla:

vod

8/10 - bardzo dobry

Czas trwania: 98 min
Gatunek: Dramat
Reżyseria: Christian Petzold
Scenariusz: Christian Petzold, Harun Farocki, Hubert Monteilhet (powieść)
Obsada: Nina Hoss, Ronald Zehrfeld, Nina Kunzendorf
Zdjęcia: Hans Fromm
Muzyka: Stefan Will