Roberto Durán noszący przydomek Manos de Piedra, czyli Kamienne Pięści, nie miał w życiu łatwo. Wychowała go panamska ulica w najgorętszym dla siebie okresie. Zaznał wszystkiego, czego dzieciak zaznać nie powinien: głodu, zimna, braku dachu nad głową. Ulica w takich przypadkach łamała i wciąż łamie niejednokrotnie swoich wychowanków, ale z Roberto się nie udało. Nie skończył w rynsztoku, w więzieniu, czy na cmentarzu. Roberto walczył od lat najmłodszych. Najpierw bił się na pięści gdzieś nad brzegiem oceanu w dzielnicy portowej, później na sali treningowej. W końcu przyszedł czas na Madison Square Garden. W kolejce zaś czekał Sugar Ray Leonard i walka z nim w Montrealu. I to wcale nie był szczyt jego możliwości.
Po historię arcymistrza boksu wagi lekkiej, półśredniej, lekkośredniej i średniej sięgnął Jonathan Jakubowicz. Urodzony w Wenezueli reżyser był idealnym wyborem do nakręcenia życiowych perypetii temperamentnego południowoamerykańskiego pięściarza. Widać to jednak nie tylko w podejściu do głównego bohatera, ale do całego tła. Jakubowicz rozumie doskonale gotującą się krew mieszkańców tej części świata i wydaje się, że zrozumiał doskonale jakie nastroje panowały w Panamie w latach 70. i kolejnych. To właśnie tło definiowało również niejako samego Durána, który gdzieś głęboko w sercu chował buntownika. Nienawiść do Stanów Zjednoczonych okazywał bowiem aż nader często. I właśnie ten aspekt, ukazanie politycznego tła, czyli amerykańskich żołnierzy duszących w przenośni i dosłownie Panamczyków stanowił też punkt wyjścia do epickiej opowieści o drodze uciśnionego na szczyt.
Walka na ringu Durána to była też (w przenośni) jego walka o wolność Panamy. A wygrana z ikoną amerykańskiego boksu Sugar Rayem Leonardem była wręcz znamienna dla historii sportu. Nie muszę nawet pisać jak traktowany był Durán w kraju. W wyobraźni setek wygłodzonych dzieciaków urastał do półboga karcącego najeźdźcę swoimi kamiennymi pięściami.
Twórcy nie uciekli się również od ciemnej strony życiorysu, choć była ona potraktowana delikatnie, być może za delikatnie. Jednak tu nie chodziło o wybielenie, a raczej o niedopowiedzenie, czy też nie pokazanie kilku obrazków. Jednak i na to reżyser znalazł sposób. Słowa trenera mistrza, Raya Arcela (legenda w tej branży i sprawdzony Robert De Niro w tej roli) słusznie podsumowują niepewny okres w życiu Roberto: „On nigdy nic nie miał. Niech się wyszumi. Niech się bawi”. To prawda.
Hands of Stone ogląda się wyjątkowo dobrze. Duża w tym zasługa świetnie przeprowadzonego castingu. Edgar Ramírez, jako Roberto Durán, to niepokorny, niedający się zdyscyplinować wojownik, który dorasta na ekranie. Przechodzi przez piekło, by zrozumieć, że swoją postawą na ringu, a co ważniejsze poza nim wystawia świadectwo dla całego narodu. Przy okazji Roberta De Niro po raz pierwszy doznałem dziwnego uczucia. De Niro już nie jest dla mnie aktorem, a starym znajomym. I chociaż taka sytuacja powinna zdarzyć się już lata temu, to dopiero teraz uderzyło mnie to tak mocno. Ja autentycznie potrafiłem przewidzieć każdą jego minę i grymas, który zaraz pojawi się na ekranie przy okazji kolejnej sceny. Ana de Armas jako filmowa żona Roberto jest śliczna, a z oczu bije jej tak wielki blask, że oświetleniowiec miał z pewnością ułatwione zadanie. Jednak największe, pozytywne zaskoczenie miałem gdy na ekranie pojawił się Sugar. Tutaj spisał się znakomicie Usher, którego z reguły nie mogę zdzierżyć na ekranie, a jego kariera muzyczna obchodzi mnie tyle co zeszłoroczny śnieg. Usher pokazał Sugar Raya z wielkim szacunkiem, pokorą i subtelnością. Brawo.
Ostatnio filmowcy co rusz wchodzą na ring (Southpaw, Creed), jednak Hands Of Stone to poniekąd miła alternatywa dla zamerykanizowanych rękawic na wielkim ekranie. Polecam.
Czas trwania: 89 min
Gatunek: Dramat, Biograficzny, Sportowy
Reżyseria: Jonathan Jakubowicz
Scenariusz: Jonathan Jakubowicz
Obsada: Edgar Ramírez, Usher Raymond, Ana de Armas, John Turturro
Zdjęcia: Miguel Ioann Littin Menz
Muzyka: Angelo Milli