Eibon Press jako wydawca komiksu z uniwersum Lucio Fulciego z pewnością na stałe zagości w sercach miłośników twórczości włoskiego maestro. Pierwsza cześć komiksowej adaptacji filmu Zombie (znanego również jako Zombi 2 – filmu z 1979 roku, recenzowanego już na niniejszym blogu) została wydana! Tym samym otwarta została droga do przebogatego świata filmowych koszmarów Fulciego. Potencjał jest przecież ogromny, ale tymczasem skupmy się na pierwszym zeszycie, czyli początku przygód reportera Petera Westa i córki doktora Bowlesa, Anne. Jeżeli znacie pierwowzór filmowy, poczujecie się jak w domu. Ponownie zobaczycie dobijający do nowojorskiej zatoki jacht. W tle wznoszą się dumnie dwie wieże, a para policjantów powiadomiona przez przybrzeżną straż ma zamiar już za chwilę przeszukać tajemniczą łódź.
Poznacie wiele kadrów zamkniętych tym razem w komiksowy format. Nie są to jednak sceny przeniesione w skali 1:1. Wielki, opasły zombie z pierwszych minut otwierających dzieło Fulciego jest i owszem, ale nie jest to skopiowane filmowe ujęcie. Komiks jest więc ściśle powiązany z filmem i opowieść brnie tym samym torem, który wytyczyli 30 lat temu scenarzyści horroru Elise Briganti i Dardano Sachetti. Jednak oprócz tego mamy tu dużo nowych elementów, w tym największą zmianę, czyli początek historii.
Sam Romano, człowiek odpowiedzialny w głównej mierze za recenzowane wydawnictwo (skrypt, layout), postawił duży nacisk na mitologię voodoo jako wstęp do „inicjacji” zombie. Nie ingerował tym samym w oryginał, lecz dodał pewną aurę tajemniczości. Uderza to szczególnie na pierwszych stronach, gdzie jest przedstawiony krwawy obrządek. Karty wręcz spływają krwią i krzykami umarłych…
I właśnie gore staje się tutaj prologiem i kluczem do całego pomysłu na przyszły (mam nadzieję) sukces serii. Gore było znakiem rozpoznawczym Fulciego i jego filmów, w tym Zombi 2. Gore (po raz kolejny) wypełnia komiks od początku do końca i co kilka stron akcja jest tutaj przedstawiona przez rysowników w sposób bardzo sugestywny. Ma w tym swój udział (między innymi) Michael Broom, – komiksiarz, ilustrator, twórca efektów specjalnych i designer potworów do horrorów. Tak! To Broom pracował przy Mist (2007), Cabin in The Woods (2012), Predators (2010) i wielu, wielu innych. Jest więc zdecydowanie odpowiednią osobą na tym stanowisku.
Eibon Press zadbał o to, by oddać w ręce fanów twórczości Fulciego pięknie wydany produkt. „Full bloody color” grzmi hasło na okładce i to piekielna prawda. Soczyste kolory, druk na kredowym papierze o przyzwoitej gramaturze i w końcu opakowanie, czyli elegancki „sleeve” czynią z pierwszego zeszytu (kultowy rekin się tutaj nie zmieścił, będzie dopiero w drugiej części 🙁 ) pozycję obowiązkową dla fana horroru. Po wyjęciu komiksu z opakowania wysunęła się naklejka „Fulci Lives!”. Miła niespodzianka i poniekąd deklaracja wydawcy na przyszłość, bo przecież Fulci wciąż żyje, prawda?