Masao to dziewięcioletni chłopiec, u którego uśmiech już dawno nie gościł na twarzy. Jego ojciec zginął w wypadku, matka wyjechała do wielkiego miasta w poszukiwaniu pracy, a babcia (która się nim obecnie opiekuje) ma zajęć aż nadto i starczy jej jedynie czasu na przygotowanie jedzenia dla chłopca. Masao jest więc praktycznie sam. Gdy nadchodzi czas wakacji w szkole i wszyscy wyjeżdżają na upragnione urlopy z dziećmi, Masao jest bardziej samotny niż zwykle. Patrząc swoimi smutnymi oczyma w jedyne zdjęcie matki, które posiada, postanawia ją odnaleźć. Od tego momentu mogłoby się rozpocząć kino drogi o przejmującej podróży dziewięciolatka. Jednak Kitano odrzucił próbę przedstawienia podróży w dorosłość i wybrał podróż do dzieciństwa.
Próbę rzucenia się na głęboką wodę przez Masao odkrywa przyjaciółka jego babci i postanawia wysłać z nim swojego męża jako opiekuna. Skoro facet i tak siedzi w domu i aktualnie jest bez zajęcia, to niech zajmie się czymś pożytecznym, prawda? Jednak mężczyzna (w tej roli sam Kitano) nie jest zwykłym, szarym zjadaczem chleba, to członek przestępczej organizacji Yakuza, chwilowo rzeczywiście bez zajęcia. Jako cyngiel mafii, z okazałym tatuażem na plecach, staje się od tej pory niańką chłopca. Trzeba przyznać, że jak na brutalnego gangstera, polecenia żony wykonuje bez zająknięcia.
Od początku podróży na pierwszy plan wychodzą wszystkie animozje bohaterów. Może nawet nie chodzi o czystą niechęć, a o sam fakt, że ta dwójka do siebie nie pasuje. I tutaj leży główny atut filmu. Otóż jest nam dane obserwować (przez cały seans), jak skamieniałe od dawna serce zaczyna… bić. Masao zaś z introwertycznego, zamkniętego w sobie dziecka, zaczyna przede wszystkim ufać, później się uśmiechać. Początki nie są łatwe, ale wynikają z sytuacji, w której każdy z nich znalazł się po raz pierwszy w życiu.
Gangster jest opryskliwy, mocny w gębie, nie znoszący sprzeciwu i twardą ręką egzekwujący każde swoje żądanie. I to od każdego napotkanego na swojej drodze. Jest kryminalistą. Kradnie, przegrywa pieniądze Masao na wyścigach kolarskich, skazuje chłopaka na nocleg w dziwnych i niebezpiecznych miejscach, a jednak z czasem staje się jego aniołem stróżem. Co ważniejsze, dostrzega w samotności Masao, to co sam przeżył będąc dzieckiem. Widzi ten sam brak dzieciństwa, zabaw i uśmiechu. Musiał zapewne wyjątkowo szybko dorosnąć i już za młodu wstąpić do Yakuzy. „Jest taki sam jak ja” – mówi do siebie w pewnym momencie.
Masao to pozbawiony entuzjazmu chłopak. Nie płacze, gdyż wszystkie łzy z pewnością już przelał, gdy był młodszy. Szuka mamy, bo to jest jedyny cel, którego mógł się uczepić w podróży. Swojego przybranego opiekuna traktuje początkowo z obojętnością, jednak z czasem i on i my dowiadujemy się, że może na nim polegać.
Kikujiro to kolejny film z tej jasnej strony Takeshiego. Niezwykle ciepłe i w gruncie rzeczy pogodne kino drogi. Bardzo zajmujące, nawet poprzez specyficzny sposób filmowania niektórych akcji „bez akcji”. Niektóre sceny bowiem są ścięte i widzimy wydarzenia „po”, bez samej reakcji i interakcji postaci. W praktyce wygląda to tak, że nasz główny bohater – gangster wychodzi na solo z czwórką bandytów, po czym widzimy już tą samą czwórkę wpatrującą się w jeden punkt. Obserwując kadr z ujęciem ich twarzy, zachodzimy w głowę, jak w takim razie wygląda oponent. Kitano wykorzystując ten trik wielokrotnie w swoim Kikujiro (robił już to w poprzednich filmach) pobudza wyobraźnię widza i otrzymuje dodatkowe napięcie.
Sam reżyser występujący w głównej roli jest genialny jako szorstki, a jednak na swój sposób czuły patron Masao. Do tego w swojej roli Kitano potrafi być bardzo zabawny, zarówno gdy próbuje specjalnie rozbawić chłopaka, jak i wtedy gdy robi to zupełnie nieświadomie. Z czasem również my zaczynamy ufać temu „nieugiętemu” gościowi, który zachowuje się tak, jakby cały świat należał do niego. Ufamy mu do tego stopnia, że nawet w przypadku największych opresji czujemy, że małemu włos z głowy nie spadnie.
Sama wyprawa to również podróż do utraconego dzieciństwa gangstera i dzieciństwa, które niebezpiecznie zbliża się do przepaści (w przypadku Masao). Wykorzystując ten czas obaj oddają się wielu zabawom – głównie inicjowanych przez opiekuna. Zażyłość między nimi stopniowo się zwiększa, a sam Masao z czasem zaczyna odnajdować radość, która powinna przecież towarzyszyć najczęściej w tym wieku. Widać to też na przykładzie jego snów, które z biegiem czasu zaczynają być bardziej pogodne.
Kitano stworzył niemalże arcydzieło. Wciągające, z wielkim sercem, z przepiękną muzyką Joe Hisaishiego kino stało się dla mnie ścisłą czołówką w dorobku reżysera. Nawet w najbardziej skamieniałym sercu członka Yakuzy można rozpalić nostalgię za dzieciństwem. Oglądajcie i bądźcie lepsi.
Film obejrzałem w ramach wyzwania „Oglądamy filmy wyreżyserowane przez Takeshiego Kitano”.
Czas trwania: 121 min
Gatunek: Dramat
Reżyseria: Takeshi Kitano
Scenariusz: Takeshi Kitano
Obsada: Takeshi Kitano, Yusuke Sekiguchi
Zdjęcia: Katsumi Yanagijima
Muzyka: Joe Hisaishi