Jeden z lepszych filmów nakręconych w 2015 roku (Sicario) będzie miał sequel! Sicario 2: Soldato nie będzie jednak wyreżyserowany przed Dennisa Villeneue’a (twórcę pierwszej części), a przez syna legendarnego Sergio Sollimy – Stefano. Czas zatem przyjrzeć się warsztatowi Stefano. Widzowie we Włoszech wystawili już dawno ocenę reżyserowi. Jego serial Gomorra to podobno majstersztyk. Recenzowana tutaj Suburra daje nadzieję na to, że Sicario 2 będzie miał, oprócz dołującej atmosfery i dużej dawki brutalności, sporo serca włożonego przez twórcę. Bowiem Suburra to właśnie serce w każdym elemencie filmu. Widać to zarówno na poziomie budowania relacji pomiędzy postaciami, jak i w każdej składowej produkcji. Sollima pokazuje, że nie ma wątków „mniej ważnych”. Każda historia może wysunąć się znienacka na prowadzenie i namieszać w głównej osi fabularnej.
Ciężko zatem naświetlić jeden motyw i skierować go na pierwszy plan. W kręgach, w których obracają się bohaterzy filmu chodzi jak zwykle o deal. Tym razem poważniejszy, bo przygotowywany już od kilku lat. Jeżeli chodzi o interes, gdzie liczy się na zyski dopiero za kilkanaście lat, w grę muszą wchodzić odpowiednie ustawy i spore przedsięwzięcia. I właśnie tutaj Sollima zaprasza nas byśmy popatrzyli z góry na całe zarzewie sodomy i gomory, czyli parlament. Polityka i mafia, która próbuje nią sterować. Gangster Samurai (Claudio Amendola) chce wywrzeć nacisk na pośle Filippo Malgradim (Pierfrancesco Favino), by ten przeforsował głosowanie za wyburzeniem budynków, domostw i sklepów na nadbrzeżach. „Rodziny” inwestują już długo, a księgi wieczyste na budynki zdobywają wykorzystując swoich silnorękich – tych z najniższych szczebli w hierarchii.
No i zawsze, gdy pojawia się śmierć, przysługa za dochowanie tajemnicy, szantaż i kilku graczy więcej (którzy do tej pory byli odsuwani od stołu, a chodzą od dekad wygłodzeni), to rozpoczyna się prosta droga do apokalipsy (dni do niej są odliczane w miarę trwania seansu).
Stefano Sollima stworzył opowieść wielowymiarową, w trakcie której żyjesz tą całą akcją i szepczesz sobie po cichu: „Czy oni nie rozumieją, że nie można tak drażnić lwa?”. Śrubę dociskają wszyscy i wszyscy próbują uciec przed karą ostateczną. Ten film przypomina rozkręcający się bat, który przy kolejnym kole zatacza coraz szersze kręgi. Widz oczyma wyobraźni skreśla w głowie kolejnych bohaterów, chociaż Ci jeszcze chodzą po ekranie. Przecież widzieliśmy już tyle filmów o mafii. Wiemy doskonale czym grozi zabawa z ogniem. Sollima wydał film kompletny, doskonale wyreżyserowany i bardzo spójny. I co najważniejsze spójny, jeżeli chodzi o poszczególne składowe filmowego warsztatu.
Jak to jest nakręcone! Świetny operator Paolo Carnera, który odważnie eksperymentuje z różnymi technikami i głębią ostrości. Muzyka Pasquale Catalano to jak nic próba zwrócenia uwagi Michaela Manna – „Hej, posłuchaj Michał. Przecież to idealny podkład do Twoich wielkomiejskich klimatów!”. Czuć tu twardą rękę reżysera. Wskazując zaś minusy, to jest kilka wątków, które wydłużyły niepotrzebnie produkcję (cały fragment „watykański” jest dla mnie trochę niejasny).
Suburra to historia o ludziach, którzy wyskoczyli jakiś czas temu z samolotu bez spadochronów. I chyba o tym wiedzą. To opowieść o mafii, która nigdy się nie nasyci. O sprzedajnych politykach. W końcu o tych najsłabszych, pogardzanych, którzy jednak potrafią śmiertelnie ukąsić.
Suburra to kino kozackie, brutalne, pełne gniewu, ale już takiego stępionego. Bardzo dobre i gorzkie.
Czas trwania: 130 min
Gatunek: Dramat, Kryminał
Reżyseria: Stefano Sollima
Scenariusz: Giancarlo De Cataldo, Carlo Bonini, Sandro Petraglia, Stefano Rulli
Obsada: Pierfrancesco Favino, Greta Scarano, Elio Germano, Alessandro Borghi, Claudio Amendola
Zdjęcia: Paolo Carnera
Muzyka: Pasquale Catalano