Akcja Ostatniego metra z 1980 roku została osadzona w Paryżu w czasach okupacji. Na tym tle reżyser filmu, francuski skarb narodowy – François Truffaut, próbował pokazać miłość dwójki ludzi. Ona, aktorka Marion Steiner (Catherine Deneuve) zarządza teatrem na Montmartrze. De facto to zarządza z doskoku, ponieważ robi to w imieniu męża – Żyda, który musiał uciekać przed nazistami. Co ciekawe, mąż – Lucas Steiner (Heinz Bennent) nie uciekł, a chowa się w piwnicy pod teatrem, skąd stara się dyrygować poczynaniami Marion.
Jednak pozostał jeszcze On – nowy, świeży nabytek teatralnej trupy. Bernard Granger (Gérard Depardieu), bo o nim mowa, to diablo utalentowany, przystojny aktor. Trochę buńczuczny, trochę arogancki. Nienawidzi Niemców i zaciskając zęby robi swoje. Żyje, gra w teatrze, chowa się w schronach przed nalotami, w końcu rozpala kobiece serca. I na tym Truffaut opiera swój wojenny melodramat.
Nudny jak flaki z olejem. W dodatku kręcony w archaiczny, staroświecki sposób z nudnymi, nieangażującymi widza dialogami. A teraz najlepsze! O tym, że Marion podkochuje się w Bernardzie dowiedziałem się z finałowego pocałunku. Tak, to doskonale bohaterowie ukryli przed widzami. No chyba, że coś przeoczyłem. W dodatku reżyser uderzył w nutę, przy której jestem wyjątkowo podirytowany, czyli dramat Francuzów podczas okupacji i ich dylematy, że szynka jest droższa niż zwykle.
Dramaty Marion Steiner krążą wokół prób domknięcia budżetu, oszczędzaniu na różnych rzeczach i ciągłym zamartwianiu się o nadchodzącą premierę sztuki. Próby, znoszenie chimer młodej aktorki, która ciągle się spóźnia, bo przecież trzeba dbać o kilka angaży. Normalne rzeczy na wojnie. Nie wiem (a chciałbym), czy sam Truffaut w sposób ironiczny chciał się odnieść do okupacji na terenie Paryża? Jest bowiem taka scena, gdy esesman gładzi po głowie młodego chłopca, naprawdę w sposób szczery i sympatyczny. Po tym incydencie matka odciąga chłopaka i mówi, że musi szybko umyć głowę. Ech, Francuzi.
Zresztą… poważne dramaty były z pewnością, a wojna w sposób okrutny mogła dotknąć nawet na spokojnym Montmartrze. Jednak u Truffauta wygląda trochę jak w serialu Allo, Allo, ale oczywiście bez narzuconej komediowej stylistyki (nie cierpię Allo, Allo, więc może stąd wywodzi się moje negatywne podejście do tematu).
Nie polecam. Nie polecam, bo można przysnąć. Marnuje się piękna Deneuve i świetny Depardieu. I nawet jeżeli sceny z nimi warto obejrzeć dla posmakowania prawdziwego aktorskiego kunsztu (i tu się nie wycofam, doceniam sceny z tą dwójką), to cała przenudna aura otaczająca produkcję z przeogromną siłą ściąga powieki widza w dół. Warto jeszcze nadmienić, że Ostatnie metro było nominowane do Oscara. Film zdobył Cezara, nominacje do Złotych Globów i szereg, szereg innych nagród. Nie doceniłem.
Czas trwania: 131 min
Gatunek: Dramat
Reżyseria: François Truffaut
Scenariusz: François Truffaut, Suzanne Schiffman, Jean-Claude Grumberg
Obsada: Catherine Deneuve, Gérard Depardieu, Heinz Bennent
Zdjęcia: Néstor Almendros
Muzyka: Georges Delerue