Przez krótką chwilę chciałem obrać inny kierunek przy pisaniu recenzji i odżegnać się od klasyfikowania The Witch jako horroru. Jednak kilka dni po seansie postanowiłem przyjąć postawę bohaterów filmu Roberta Eggersa i odczytać wydarzenia z ich perspektywy. Tak jest w tym przypadku najlepiej. W tym momencie nie pozostaje mi nic innego, jak zaznaczyć grubą krechą jedno słowo: Horror. Tym właśnie są wydarzenia, jakie rozegrały się w Nowej Anglii w pierwszej połowie XVII wieku. Horrorem nie znającym granic, a w zasadzie potrafiącym się zatrzymać dopiero u kresu podróży bohaterów filmu.
Robert Eggers stworzył wielkie widowisko i głęboką psychodramę wykorzystując do tego obraz rodziny bogobojnej. Rodziny, której życie jest kreślone pomiędzy czytaniem kolejnych rozdziałów w Biblii. Zostają wykluczeni z przynależności do życia w swojej społeczności i zmuszeni do zbudowania własnej farmy na skraju gęstego lasu. Cierpią głód i ubóstwo, ale wciąż wierzą. Wierzą tak głęboko, że każdy kolejny podmuch wiatru prosto w twarz przyjmują z pokorą obstawiając, że Bóg tak chciał. Jednak co innego kwitować w ten sposób głód i niedobory materialne, a co innego prawdziwą tragedię. Całą trudną sytuację rodziny Williama (Ralph Ineson) i Katherine (Kate Dickie) poznajemy w trakcie seansu, ale tego co zrobiło prawdziwą bliznę na ich historii przyjdzie nam się dowiedzieć już na początku filmu. Znika najmłodszy członek rodziny – niemowlak Samuel, a pilnująca go Thomasin tak naprawdę nie wie co się stało. „Porwał go wilk” – próbują wmówić sobie członkowie rodziny. Jednak przesłanki dotyczące prawdziwego ZŁA są coraz donioślejsze.
Chociaż finalnie zło w jakiś sposób się wizualizuje, to ciężko uciec od wrażenia, że fabuła jest wykreowana na poziomie sugestii. To jedna strona medalu, ponieważ całość podana jest (i tu już nie ma możliwości interpretacji) jasno jak słońce. To hipokryzja i religijny fanatyzm doprowadzają do kolejnych oskarżeń, matactw, wpędzania się w winę, agresję i eksplozję. Katalizatorem tego wszystkiego jest kuszenie. To kuszenie jest jednocześnie próbą pokazania obrazu człowieka z wieku XVII, który nie różni się zbytnio od współczesnego. Młodość ma swoje prawa i nienachalnie odsłonięta górna część piersi powoduje zawsze taką samą burzę hormonów. To nie grzech i występek, lecz normalne życie i potrzeby. To nie jest jednak najważniejsze.To tylko prośba twórcy, żebyś zrozumiał, iż ostatecznie jest to mało istotne czy wchodzisz w etap dojrzewania seksualnego, czy kochasz matkę, czy jesteś niewinnym niemowlęciem, czy przymierasz głodem, czy może jesteś syty. Czy się modlisz, czy grzeszysz. Czy wykonujesz polecenia rodziców, czy rzucasz kamieniami w okna. Na nic bowiem zdadzą się słowa Nowego czy Starego Testamentu. Owszem możesz zinterpretować wszystko tak, jak Twój Bóg by chciał. Spazmy i mamrotanie po silnej gorączce młodego chłopaka możesz przecież odczytać jako słowa Boże, ale również jako głos Szatana (właśnie w ten sposób spierają się William i Katherine). Lud nieoświecony, siedzący przy jednej świeczce i nieszukający de facto żadnego innego światła jest u Eggersa bezbronny.
Bowiem czyhająca w lesie wiedźma (niezmiernie ważna dla twórcy, który ułożył historię podług folklorystycznych doniesień) szuka w filmie ofiar bezbronnych. Zaczyna się od Samuela i koniec końców sięga coraz dalej i głębiej. Aż znajduje, wyrywa, porywa i bezcześci. Dlaczego? Bo może. Nieważne, w którą stronę uciekną myślami bohaterowie filmu, zło i tak do nich przyjdzie. Zło i nieszczęście ma u twórcy The Witch w głębokim poważaniu prośby i modlitwy. Idzie po swoje.
Klimat i surowe przedstawienie życia na farmie to najważniejsze atuty produkcji. Czujesz ten chłód, a gdy postaci biegną w lesie próbujesz dostrzec coś więcej. Może jest szansa zobaczyć tę wiedźmę, myślisz po cichu.
Robert Ebbert nie uciekał się do tanich środków, które pomogłyby recenzentowi przy sklasyfikowaniu filmu pod gatunkowy horror. Nie ma jump scenek. Nie ma przeraźliwych skrzypiących drzwi i muzyki, która wskazuje poniekąd zagrożenie. Jest nastrój, nienazwane niebezpieczeństwo i groza, która dociera do najskrytszych ludzkich lęków. Wysoko postawił sobie poprzeczkę diablo utalentowany Kanadyjczyk, ponieważ kręcąc tak doskonały film musi sobie zdawać sprawę, że oczekiwania wobec kolejnego tytułu będą spore.
Jeżeli miałbym szukać podobieństw we współczesnym kinie, to najbliżej obrazowi Ebberta do Osady (2004) M. Nighta Shyamalana. Tajemnica, zamknięta społeczność (tu rodzina) i las, wciąż ten sam las, który kusi.
The Witch gorąco polecam, chociaż nie chciałbym zwracać się do jednej grupy widzów. To film dla wszystkich. Dla fanów dobrego kina i dla tych, którzy mimo wszystko szukają czegoś nowego w temacie kinowych koszmarów. Bo właśnie tak trzeba ostatecznie sklasyfikować to, co zaszło na tej farmie. Koszmar.
Czas trwania: 92 min
Gatunek: Horror
Reżyseria: Robert Eggers
Scenariusz: Robert Egger
Obsada: Anya Taylor-Joy, Ralph Ineson, Kate Dickie, Harvey Scrimshaw
Zdjęcia: Jarin Blaschke
Muzyka: Mark Korven