Wprawdzie nie widziałem debiutu reżyserskiego Shane’a Blacka, czyli filmu Kiss Kiss Bang Bang (2005), ale kolejny Iron Man 3 (2013) pozwalał mi stwierdzić jedno: Black jako reżyser nie jest jeszcze twórcą „pewnym”. Iron Man 3 był porażką i w zasadzie oprócz tego, że był o Iron Manie nie pamiętam nic. Na szczęście mam tutaj swoją recenzję, więc w mig przypomniałem sobie wszystkie grzechy produkcji.
Shane Black to przede wszystkim scenarzysta i to ten mający obcykaną koncepcję buddy-movie (Ostatni skaut, cała seria Zabójcza broń i parę innych). Wszystkie oparte w głównej mierze na doskonałej chemii pomiędzy głównymi bohaterami. Black poszedł więc po rozum do głowy i nakręcił film z bohaterami, wśród których czuje się najlepiej. Troszkę nieprzystosowani społecznie, niebezpieczni, jednak zawsze do rany przyłóż. Idąc tropem spolszczonego tytułu, to właśnie Równi goście.
Shane Black nie poszedł po rozum do głowy tylko w kwestii bohaterów. Akcję umieścił w czasach, w których się wychował. I był zapewne jak ten chłopak ze scen otwierających, który podkrada kolorowe pisma dla dorosłych spod łóżka rodziców. W Los Angeles biznes porno kwitnie w najlepsze i chociaż okres Głębokiego Gardła (1972) już minął, to branża nie zamierza zwolnić ani trochę. Twórcy nienachalnie i ze smakiem wykorzystali całą stylistykę lat 70. jako tło. A gdyby ktoś chciał umieścić akcję dokładnie, to billboard z filmem Szczęki 2 powinien mu w tym pomóc.
Akcja zawiązuje się wokół sprawy dla prywatnego detektywa, a w zasadzie dla dwóch. Detektyw Holland March (Ryan Gosling) ma odnaleźć pewną dziewczyną, a obijający mordy za kasę Jackson Healy (Russell Crowe) ma zlecenie od pewnej dziewczyny, by powstrzymać tych, którzy chcą ją odnaleźć. I właśnie w ten sposób panowie szybko na siebie wpadają. Dochodzą jednocześnie do konkluzji, że dziewczyna to tylko czubek góry lodowej, u podnóża której leży gigantyczna afera z przemysłem porno w tle, miejskim smogiem, departamentem sprawiedliwości oraz paroma innymi.
Healy ma twardą łapę i nie lubi pytać dwa razy. March ma łapę ciągle w gipsie i woli nie pytać w ogóle. Gdy zaś przyjdzie mu ochota na pytanie, woli wlać w siebie szklankę whisky, niż wydobyć potrzebne słowo. Wspomniana koncepcja buddy-movie sprawdza się tu doskonale, gdyż oparta na animozjach współpraca rodzi wiele zabawnych sytuacji. Twórcy nie stawiają jednak na obciach, a szacunek. Wiele tu smaku, ponieważ ulica mówi „sama za siebie” i nie rzuca się wulgarnie w oczy. Innymi słowy, lata 70. to tło i doskonale to przedstawił operator-weteran Philippe Rousselot. Właśnie w scenach „na ulicy” widać to najlepiej. Lata 70. bowiem sięgają dużo dalej poza pierwszy plan. Twórcy wykorzystując w kilku scenach nagrania archiwalne (jak koncert Earth, Wind & Fire, czy relacje z targów samochodowych w Los Angeles) gładko wchodzą z kamerą w akcję. Aktorzy w filmach ze scenariuszami Blacka nigdy nie byli stricte komikami, jednak to właśnie scenariusze wyciągały z nich najlepsze komediowe akcenty. Tak też jest tym razem. Gossling, który jest przecież aktorem świetnym, tutaj okazuje się być dodatkowo świetny w roli komediowej. Jednak staje się to właśnie dzięki scenarzystom, którzy postawili na interakcje z otoczeniem. Bez tego już słabiej. I dlatego Shane Black okazuje się być w pełni świadomym tego czym operuje w kinie. Wykorzystuje tym samym w pełni aktorów przeznaczonych do swoich ról.
Jednak to nie tylko komedia sensacyjna, ale również kino akcji i to najlepszego sortu z finałem znanym z kina akcji z lat 80. Bez twistów z zagadką rozwiązaną już gdzieś w połowie filmu. Nie wychodzi to jednak na złe takiej produkcji. Widz wie co muszą zrobić bohaterowie i razem z nimi szykuje się na akcję 🙂
Bardzo dobre kino. Świeże, pełne wigoru, przynoszące na myśl najlepsze dokonania Blacka scenarzysty. No i z furtką na drugą część!
PS Angourie Rice to zajebiście urocza i naturalna dziewucha. Wróżę jej dużą karierę.
Czas trwania: 116 min
Gatunek: Komedia sensacyjna
Reżyseria: Shane Black
Scenariusz: Shane Black, Anthony Bagarozzi
Obsada: Russell Crowe, Ryan Gosling, Angourie Rice, Matt Bomer
Zdjęcia: Philippe Rousselot
Muzyka: David Buckley, John Ottman