Grałeś w gry FPP? Takie z nieprzerwaną akcją non-stop, z bossem na szczycie, z minimum zagadek i maksimum akcji? Taki jest własnie Hardcore Henry. Ilya Naishuller, twórca Wam zapewne nieznany, zadebiutował jako reżyser filmowy. Zadebiutował z wysokiego C. Niestety jego Hardcore Henry to, choć pozycja wyjątkowa, nadaje się tylko do jednorazowego przełknięcia. Naishuller lekcję z segmentu gier FPP odrobił już dawno. Był związany jako scenarzysta z grą Payday 2 (plakaty do niej wiszą w paru miejscach) i to właśnie z gry przeniósł do filmu postać Jimmiego (szarżujący w każdej scenie Sharlto Copley). Jednak to nie Jimmy jest tu najważniejszy, a Ty…
To było niemniej ciekawe doświadczenie, ponieważ twórca przeniósł potyczkę z gry do filmu w skali 1:1. Ty / Gracz / tytułowy Henry budzi się (schemat powielany w setkach scenariuszy do gier) po czym dowiaduje absolutne minimum o sobie (masa cyberwszczepów, brak pamięci, brak modułu mowy). I bum! Atakują. W piątej minucie pada pierwsza ofiara, w finale dochodząc do setnej, może dwusetnej. Ginie każdy, kto ma wobec Henry’ego złe zamiary. A o co tu tak naprawdę chodzi? Ilu z Was, grających w takie gry, przewijało wprowadzenie do fabuły, by po prostu wskoczyć prosto w wydarzenia, jakby chaotyczne nie były? Macie iść do przodu, jak Henry. Hardcore Henry ma właśnie strasznie liniową historię. Zaczyna się od wybuchu i wybucha przez całe 90 minut. Te chwile przestoju to albo szukanie broni, jej przeładowanie, tudzież skąpe dialogi z kolejnymi avatarami Jimmiego, który spełnia tutaj rolę NPC’a – poniekąd prowadzącego w tej „grze”.
Czy to się sprawdza na poziomie kinowej rozrywki? To trudne pytanie i twórcy zapewne wiedzieli, że oparcie struktury na 90 minutach obserwowania akcji z oczu bohatera może z czasem być nużące. Pomijam chaos, który czasem towarzyszył rozwałce. Jednak to akurat usprawiedliwiam przez wymogi FPP. Innymi słowy, mam z tym filmem ten sam problem, jaki miałem przy okazji Niezniszczalnych 2. Groteska niektórych scen, a w szczególności „intensywność” strzelanin, była w rezultacie dla mnie nudna. W Hardcore Henry było właśnie o włos od przeciągłego ziewu, który niechybnie mógł się ze mnie wydobyć. ALE Ilya Naishuller wiedział, że tylko brutalna kreatywność jest w stanie utrzymać widza w skupieniu. Zobaczycie zatem wszędobylskie gore, oderwane czerepy, łamane kończyny, przemoc na granicy absurdu, a nawet często te granice przekraczająca (podskakujące rozczłonkowane ciało po wybuchu granatu). Jest na co popatrzeć. Smaczku dodaje fakt, że całość jest kręcona na moskiewskich ulicach. Rozpoznawalne słowa, podobna architektura, autobusy. Możecie poczuć się jak w domu. Do tego dochodzi dobrze dobrana muzyka, gdzie kawałki nowoczesne mieszają się z klasykami rocka.
Niestety finał wulgarnie zaciera tę krechę, którą chcieliśmy oddzielić prawdopodobieństwo od nonsensu. W finale bowiem reżyser poluzował wodze wyobraźni, wyszedł z pokoju, gdzie miała miejsce burza mózgów młodych gniewnych z pokolenia gamingowych youtuberów i dostaliśmy coś tak głupiego i durnego, że brakowało tylko rocket jumpów (starzy Quake’owcy wiedzą o co chodzi).
Niemniej polecam wizytę w kinie, druga taka okazja z konceptem 100% FPP może się nie zdarzyć (choć za rogiem czai się jeszcze Pandemic).
Czas trwania: 96 min
Gatunek: Akcja
Reżyseria: Ilya Naishuller
Scenariusz: Ilya Naishuller, Will Stewart
Obsada: Sharlto Copley, Tim Roth
Zdjęcia: Pasha Kapinos, Vsevolod Kaptur, Fedor Lyass
Muzyka: Darya Charusha