Jeżeli widzisz Fox’a Muldera (David Duchovny), który krzyczy: „The truth is out there!”, to absolutnie mu wierzysz. W tym momencie wiesz już też, że twórcy idą dobrą drogą i serial musi się udać. To wygląda tak, jakby po ostatnim odcinku The Truth dziewiątej serii, telewizja puściła długi blok reklamowy. Chris Carter twórca serialu i reżyser pierwszego odcinka The Struggle (Moje zmagania) nie zmienił nic w stylistyce i realizacji swojego i naszego ukochanego telewizyjnego show.
Odnosząc się do całej serii, to muszę przyznać, że moje ulubione odcinki zawsze były o sprawach stricte ufologicznych. Dlatego moją największą obawą było to, jakiego rodzaju intrygę zaserwuje Carter w nowej odsłonie serialu. Bałem się, że podług obowiązującej mody (na szczęście powoli się wypalającej) twórcy zaserwują nam kolejne superbohaterskie spotkania na szczycie. W tej kwestii zostałem w pełni usatysfakcjonowany i dostałem to co chciałem dostać. Carter poszedł jednak jeszcze dalej, a raczej powinienem napisać, że osadził tegoroczną premierę głęboko w stylu obowiązującym przy starych Archiwach. Jest zatem niespiesznie i spokojnie (chociaż i tak dostajemy dużo nowych informacji). Kolejne tajemnice wyjawiane są w takt złowrogo brzmiącej muzyki autorstwa Marka Snowa. I jakkolwiek budżet został zwiększony, co widać na przykładzie jednej spektakularnej sceny (będącej jak nic hołdem dla tych wszystkich, którzy chcieliby mieć plakat ze spodkiem z podpisem I WANT TO BELIEVE), to reszta uderza skromnością. To totalny oldskul. Oldskulowy jest Mulder (chociaż będę musiał przeczekać parę odcinków, żebym przestał w nim widzieć postać Hanka Moodiego z serialu Californication). Mniej oldskulowa jest Scully (Gillian Anderson), nad którą zdecydowanie musieli popracować charakteryzatorzy, by dotrzymała kroku naszemu wiecznemu chłopcu ganiającemu za spodkami. Oldskulowa jest również pozostała część ekipy, zarówno sprzymierzeńcy jak i ci, którzy chcą zamknąć drzwi przed prawdą. Widzowie, którzy chcieli odświeżenia tytułu i czegoś nowego, przebojowego i nowoczesnego, będą zawiedzeni. Czekają nas te same teatralne miejscami zagrania, długie spojrzenia, dużo pytań i mało odpowiedzi. I co najlepsze… bardzo się ucieszyłem, że nie ma żadnej rewolucji.
Poznajemy za to nową postać i jest to ukłon w kierunku nowych technologii, vlogerów, youtuberów etc. , wszystkich tych, którzy w domowych pieleszach tworzą, informują i dociekają. Tad O’Malley (Joel McHale) jest twórcą dekonspirującego wszystko i wszystkich programu internetowego Truthsquad (Fox zadbał, żeby „prawda” dochodziła poza srebrny ekran i możecie obserwować serialowego dziennikarza śledczego na twitterze – @truthsquad). To właśnie O’Malley odnajduje Muldera, Scully i zapoznaje z nowym kluczem do WSZYSTKIEGO burząc tym samym cały ustalony przez 9 poprzednich sezonów porządek. Okazuje się, że wszystko sięga jeszcze dalej i niezmiernie mi przy tej okazji miło napisać, że w Mulderze czuć tą samą chęć poznania prawdy co kiedyś. Zresztą już w momencie, gdy kamera po raz pierwszy pokazuje agenta w jego pokoju, wiemy, że on NIGDY nie przestał wierzyć. To on będzie napędzał całe Archiwum, tym bardziej, że jak mówi mu stary znajomy, jest już naprawdę blisko. Poczułem się jak w domu. To dobry początek nowej serii. Drugi odcinek Founder’s Mutation reżyseruje James Wong.
Polecam.
Dwudniowa premiera nowego sezonu „Z Archiwum X” na FOX w poniedziałek 25 stycznia 2016 o 21:00 oraz we wtorek 26 stycznia o godz. 22:00.
Za seans dziękuję telewizji
Za seans dziękuję telewizji
Czas trwania: 42 min
Gatunek: Sci-Fi
Reżyseria: Chris Carter
Scenariusz: Chris Carter
Obsada: Gillian Anderson, David Duchovny, Robbie Amell, Mitch Pileggi
Zdjęcia: Joel Ransom
Muzyka: Mark Snow