Obrazów filmowych o Holokauście nie robi każdy. Nie jest to też tematyka „nośna”. Nigdy nie była. Nie można mieć tego nikomu za złe. Producentom, reżyserom, scenarzystom. Kino to przecież przemysł rozrywkowy. Dobrze, jeżeli film wywołuje emocje, nawet skrajne. Dobrze, jeżeli obraz porusza, ale rozumiecie… Oglądanie co kwartał nowego filmu o życiu w obozach koncentracyjnych mogłoby źle wpłynąć na psychikę kinomanów. Rozumiem też, że większość twórców boi się ruszać taki temat. To co się wydarzyło w czasie II wojny światowej pozostawiło w umysłach dziesiątek pokoleń bliznę wielkość Rowu Mariańskiego. I dlatego cieszę się, że co jakiś czas (nie za często – obserwuję raczej słuszny i wyważony umiar w tej sprawie, coś w rodzaju porozumienia ponad podziałami wytworni filmowych) pojawia się taki film.
To nawet nie film. To młot pneumatyczny dla tych, którym choćby przez chwilę przeszło przez myśl: „To było przecież tak dawno. Zapomnijmy”.
Kto się skusi na Son of Saul (oficjalna premiera w Polsce w styczniu 2016 roku), nie zapomni seansu. Od pierwszego kadru jesteśmy ogłuszeni okrucieństwem. Przeważają długie, kilkuminutowe ujęcia zza pleców głównego bohatera Saula (w scenach prowadzonych w trzeciej perspektywie bohater wypełnia 30% ekranu). Saul jest członkiem Sonderkommando, pracownikiem piekła – tak to trzeba nazwać. Nie można mieć tego za złe nikomu, kto łapał się i tej szansy, by pożyć trochę dłużej (każdy oddział Sonderkommando był po pewnym czasie eliminowany i zastępowany kolejnym). Obóz koncentracyjny, jako fabryka śmierci, i Saul z resztą Sonderkommando pilnują, by więźniowie przebyli całą drogę. Rozbierają nowo przybyłych, wciskają do krematorium, przytrzymają stalowe drzwi, szorują podłogę z krwi, wnętrzności i dusz zmarłych. Przeszukują rzeczy, sortują, palą zwłoki, łopatami przesypują tony prochów do rzeki i wracają do wagonów, bo przybył kolejny transport. Tym razem kobiety i dzieci. Trzeba rozdzielić. Posortować. Znowu upchnąć w krematorium. Przytrzymać drzwi. Zignorować urywające się wrzaski. W powietrzu mieszają się głosy starców z głosami młodszych. Wszystkie kończą się na jednym niezrozumiałym wyciu o pomoc tak, jakby ktoś miał zaraz usłyszeć i krzyknąć: „Hej, pomóżcie im. Odryglujcie te drzwi”. Nikt im nie otworzy. I tak przez całe ponad 100 minut seansu. W trakcie tej makabrycznej orki Saul odnajduje cel. Nie wiem co to jest -przeznaczenie, czy głos Boga. Jakiego Boga? Przecież do takich miejsc Bóg nigdy nie zagląda. Najpewniej zrobił sobie wolne na czas Holokaustu…
Saul znajduje zwłoki chłopca i postanawia, że go pochowa. Zrobi to według tradycji. Ma być rabin, odprawiony Kadish, zwłoki z czcią zakopane w ziemi. Saul kradnie ciało i rozpoczyna dramatyczne próby zorganizowania pochówku. PO CO?! Co się stało, że (jak to mówi więzienny kolega) naraża żywych dla zmarłych. A Saul naraża bardzo… Przez tą swoją determinację dokonuje czynów tak karkołomnych i odważnych, których bez swojego „celu” i „misji” z pewnością by się nie podjął…
Debiut reżyserski László Nemesa rozgrywa się w ciągu kilkunastu godzin i przez większość akcji kręcony jest podług patentu reżysera Alejandro González Iñárritu i operatora Emmanuela Lubezkiego znanego z Birdmana. Montaż i praca kamery „na raz”. Co ciekawe, większość akcji jest „poza” kręgiem zainteresowań Saula. Wszystko co robi, robi z myślą o chłopcu i ceremonii pogrzebowej. Kradnie zwłoki, na dalszym planie wrzucają ciała do pieca. Szuka rabina, a strażnicy w tym czasie ładują dzieci, kobiety i starców do ciężarówek. Fabryka pracuje bez wytchnienia, napędzana krwią i strachem.
Reżyser nie skupia się na „części” niemieckiej. Oprawcy są, czasem nawet na pierwszym planie, jednak najczęściej poza kadrem, obok Saula. To tak jakby reżyser ścisłą „obsługę” obozu przesunął na dalszy plan, by zwrócić naszą uwagę na dramat wydarzeń rozgrywający się „wewnątrz”.
Zawsze mi źle po takich filmach. Przychodzi złość na ludzki gatunek. Gniew na naród, który się dopuścił takich rzeczy. Najchętniej przytoczyłbym jeden konkretny wers z piosenki Twist Again zespołu Homo Twist, ale… Kto zna, to rozumie.
Son Of Saul to jeden z najlepszych filmów tego roku. Tym samym zżera mnie ogromna ciekawość jaki będzie następny film László Nemesa. I tak… dobrze widzicie przypisany gatunek. Inaczej niż o horrorze nie wypada tu mówić.
Czas trwania: 107 min
Gatunek: Dramat, Horror
Reżyseria: László Nemes
Scenariusz: László Nemes, Clara Royer
Obsada: Géza Röhrig
Zdjęcia: Mátyás Erdély
Muzyka: László Melis