To będzie ryzykowne stwierdzenie, ale coraz częściej w moim przypadku to się potwierdza. Te najpiękniejsze filmy już dawno powstały…
Wszystko przeplatane retrospekcjami, które pozwolą nam się wtopić w historię, a przede wszystkim w świat jaki zbudowała wokół siebie Yuki. Niech o determinacji głównej bohaterki służy przykład jednej z ofiar, którą Yuki uprzednio uratowała z opresji, by zaraz po tym samej dosięgnąć jej mieczem. Przecież tylko w ten sposób zemsta jest dokonana. Nie ma mowy o nudzie w trakcie seansu. Dzieje się sporo, a my drżymy tylko o to, by nic nie stanęło dziewczynie na przeszkodzie. Napisałem, że Yuki została wychowana na maszynę do zabijania, ale musicie zrozumieć, że to nie są walki pokroju tych z Przyczajonego Tygrysa i Ukrytego Smoka. Tu nie ma latania po drzewach i podczepiania się pod dachami. Walka w zwarciu i świst ostrych kling może doprowadzić do upuszczenia krwi po obu stronach pojedynkujących się osób.
Quentin Tarantino w swoich licznych wywiadach wskazywał Lady Snowblood jako inspirację do swojego Kill Billa. Od jego słów zaczęto remasterowanie, wydawanie DVD i blu-ray. Nie wiem ile jest w tym prawdy i czy rzeczywiście zachodni dystrybutorzy dopiero przy okazji rekomendacji QT tak żywo zainteresowali się filmową historią Yuki… Tym niemniej ja, jako kolejny zauroczony widz spieszę z misją szerzenia zachwytów nad Lady Snowblood. Czysta w swoim przekazie, doskonale zmontowana, okrutna w swoich kadrach i nieziemsko wciągająca Krwawa Pani Śniegu.