Oglądałem niedawno wywiad z Tomem Savinim, który słusznie zauważył, że mało dzisiejszych horrorów potrafi straszyć. Straszyć, a nie przestraszyć. Większość tytułów z tego gatunku pamięta się obecnie poprzez jump scenki, a siła dobrego horroru powinna tkwić w suspensie. W
Let’s Scare Jessica to Death suspens jest utrzymywany przez większość czasu trwania seansu. Perełka filmowa z początku lat 70-tych straszy do dziś i w momencie, gdy twórcom udało się stworzyć taki klimat, to wszystkie potknięcia realizacyjne (wynikające z budżetu) schodzą na daleki plan.
Wyreżyserowany przez Johna D. Hancocka film zaskakuje atmosferą grozy. Trójka głównych bohaterów przyjeżdża na wieś. Zmęczeni życiem w centrum Nowego Jorku rzucają wszystko, by poświęcić się pracy na roli i życiu z tego co wyhodują, sprzedadzą etc. U podstaw całej przeprowadzki i diametralnej zmiany dotychczasowej egzystencji leży chęć podratowania zdrowia. Jessica (Zohra Lampert), żona Duncana (Barton Heyman), ma problemy natury psychicznej.
Jak dowiadujemy się w trakcie seansu (ze szczątkowych informacji, ponieważ nic tutaj nie jest powiedziane wprost) była „wyłączona” na sześć miesięcy. Dzięki terapii powróciła do świata żywych. Jednak gdy poznajemy trójkę bohaterów (wspomniane małżeństwo i ich przyjaciela) z Jessicą nie jest najlepiej. Co gorsza, ukrywa swój stan bojąc się posądzeń o nawroty choroby (przynajmniej takie jako widzowie odnosimy wrażenie). Jessica kogoś widzi, lecz głosy w jej głowie cały czas ją powstrzymują.
„Nie mów im … Znowu nie uwierzą…”
Po dotarciu na zakupioną farmę spotykają dziewczynę – Emily (Mariclare Costello). To były czasy, gdy niedobitki flower power krążyły jeszcze samotnie po Stanach, więc historia dziewczyny, która trafiła do pustostanu i postanowiła tam zamieszkać, jest wiarygodna. Początek lat 70-tych, to wciąż era wodnika, więc symptomy wolnej miłości i swoista komuna, która przecież miała się zawiązać w posiadłości, uprawniały bohaterów do takiego, a nie innego zachowania. Emily ostatecznie została zaproszona do zamieszkania z naszą trójką (pomimo tajemniczej aury, która się nad nią rozpościerała).
John D. Hancock nie zważając na mały budżet skupił się na scenariuszu i elemencie grozy opartym na studium psychozy. Z jednej strony główna bohaterka jest przecież obarczona ciężarem niegdysiejszych przeżyć (nigdy się nie dowiemy co ją spotkało). Z drugiej strony w wydarzeniach, które rozgrywają się w miasteczku i na farmie uczestniczą przecież jej przyjaciele. Nie można więc wszystkiego zrzucać na karby jej choroby.
Mylący (to jednak tylko kolejna zaleta filmu) jest również tytuł. Let’s scare Jessica to Death, tłumaczone jako Przestraszmy Jessicę na śmierć zwiastuje przecież wydarzenie, które powinno być zainicjowane z premedytacją. Coś na wzór slashera April Fool’s Day (1986) w reżyserii Freda Waltona. Czekamy więc w napięciu na jakiś twist podążając ścieżką wytyczoną przez mroczne ghost story. A tu co? Historia, czy nawet legenda, o której szepczą wszyscy w miasteczku przeradza się w historię wampiryczną, by w finale zaskoczyć nas niezłym survivalem i próbą wydostania się z opętanej mieścinki. Bardzo fajne zdjęcia przy scenach otwierających (gęsta mgła nad jeziorem przy wschodzącym słońcu). Muzyka niepokojąca, industrialna, czasem z jednym wydłużonym dźwiękiem wróżącym zło, które może zaraz się pojawić. Co ciekawe, kompozytor Orville Stoeber, to tekściarz, gitarzysta i wokalista działający aktywnie po dzień dzisiejszy, jednak z branżą filmową praktycznie nie związany (raptem trzy tytuły od czasu tego recenzowanego).
Tak, ten film zasługiwał na większe pieniądze. Dialogi są kiepsko nagrane i w momencie, gdy aktorzy rozmawiają w dużym pomieszczeniu słychać wyraźnie, w którym miejscu był umiejscowiony mikrofon. O ile Zohra Lampert jako Jessica wypada przekonująco (a nawet jeśli jej grymasy wypadają dziwnie, to można to wytłumaczyć narastającą paranoją), to panowie zahaczają o amatorszczyznę. Tacy… dzisiaj aktorzy, jutro dźwiękowcy. Nic jednak nie jest w stanie zaburzyć seansu przy tak rozgrywającej się historii. Oglądamy z rosnącym zaciekawieniem, by w finale dygotać ze strachu razem z Jessicą. Polecam.
Czas trwania: 89 min
Gatunek: Horror
Reżyseria: John D. Hancock
Scenariusz: Lee Kalcheim, John D. Hancock, Sheridan Le Fanu (na motywach opowiadania Carmilla)
Obsada: Zohra Lampert, Mariclare Costello
Zdjęcia: Robert M. Baldwin
Muzyka: Orville Stoeber