Kim i czym jest Breezy? Przede wszystkim to kolejny film z dorobku Clinta Eastwooda reżysera. Breezy, to również imię głównej bohaterki (20-sto letniej w dniu premiery filmu Key Lenz). Gdy Eastwood zabrał się za kręcenie Breezy miał 43 lata. Czas to więc dla mężczyzny – twórcy – idealny do opisania pokus tego wieku. Można więc wysnuć wniosek, że w postaci samotnego mężczyzny, który odnalazł swoją druga młodość, widzimy alter ego Clinta? Być może. W tej roli został obsadzony William Holden. 55-letni wówczas aktor, który w momencie rozpoczęcia zdjęć do filmu był świeżo po rozwodzie z Brendą Marshall. Zapewne w związku z tym łatwiej mu było odnaleźć się w ramionach młodziutkiej hippiski.
Zaczyna się dość standardowo. To znaczy na tyle standardowo, że ci, którzy już żyją trochę na tym świecie wiedzą jak może się zacząć i rozegrać związek pomiędzy dojrzałym mężczyzną, a 20-sto letnią dziewczyną. Tak więc… Poznają się. Początkowa ciekawość przeradza się w coś więcej. On, czyli Frank Harmon, pokazuje jej ocean. Ona pokazuje mu swoje młode ciało. On zaprasza ją na wystawną kolację, ona wodzi za nim swoimi sarnimi oczyma i pokazuje jędrne, młode piersi (to znaczy pokazuje je już po kolacji, w domowym zaciszu).
I tak przez pierwsze zauroczenie, kilka namiętnych chwil dochodzimy do pierwszych sprzeczek. Akcja więc przechodzi w trakcie seansu przez wszystkie stadia rozwoju związku, aż do jego upadku, by w finale zakończyć historię happy endem. Przynajmniej na czas filmowy… Ponieważ koniec końców i tak uważam, że finał może być jeden. Niestety, romantyzm kochanków gaśnie wraz z pojawieniem się pierwszych słonecznych promieni. Przykro mi, ale tak to widzę przy związku ludzi z taką różnicą wieku.
Niemniej Eastwoodowi udało się z gracją i bez większych rewolucji zamknąć opowieść w zgrabnych ramach. William Holden to zdecydowanie największy plus produkcji. Opanowany, szarmancki z doświadczeniem bijącym z twarzy w każdym ujęciu. Key Lenz miast być uroczym i szczebiotliwym kompanem, była miejscami nieprzekonująca w swojej roli (chociaż została nominowana do Złotego Globu w kategorii najlepszy debiut). Nie mogłem do końca uwierzyć w jej ciepło i uczucie, którym chciała obdarzyć Harmona. A może tak jak podejrzewałem nie było żadnego szczerego uczucia, tylko chęć trwania przy kimś bezpiecznym? Jeżeli tak, to film wzniósł się na inny poziom, którego nie dostrzegłem i przez to niesprawiedliwie go w rezultacie oceniłem. Przyjemny jest natomiast podkład muzyczny z powtarzanym kilkakrotnie motywem przewodnim. Cała ścieżka dźwiękowa została skomponowana przez francuskiego kompozytora Michela Legranda. Jego autorstwa jest też piosenka Breezy’s Song, którą usłyszymy w jednej z pierwszych scen. Utwór wykonywany przez Shelby Flint jest odpowiednim wprowadzeniem do mającej się pojawić za chwilę na ekranie lekko zwichrowanej przez życie flower power.
Gościłem już na blogu jedną parę o podobnej różnicy wieku i z podobnymi stosunkami wobec siebie. Nakręcony trzy lata wcześniej przez Richarda Donnera Twinky oceniam jednak o kilka klas wyżej. Dlaczego? Oprócz naturalnego uroku głównej bohaterki (w tej roli Susan George), Donner miał w obsadzie charyzmatycznego Charlesa Bronsona. Dwie petardy w filmie mogły zaowocować co najmniej dobrym filmem. No i zakończenie było takie jak w życiu to się niestety odbywa. No cóż…
Breezy pomimo mojej oceny polecam. To trochę inny niż zwykle film Eastwooda, a następny melancholijny wyskok reżysera zobaczyliśmy dopiero przy okazji Co się wydarzyło w Madison County z 1995 roku.
Film obejrzałem w ramach wyzwania „Oglądamy filmy wyreżyserowane przez Clinta Eastwooda”.
Czas trwania: 106 min
Gatunek: Dramat
Reżyseria: Clint Eastwood
Scenariusz: Jo Heims
Obsada: William Holden, Kay Lenz
Zdjęcia: Frank Stanley
Muzyka: Michel Legrand