True Crime (1999)

True Crime - Prawdziwa Zbrodnia - 1999

Nie byłem nastawiony na True Crime jako dobry film i napiszę więcej. W związku, że ostatnio oglądałem większość średnich filmów sygnowanych nazwiskiem Eastwooda reżysera, przygotowałem się na seans podobnej jakości. Dostałem trzymający w napięciu wyścig z czasem, pełnokrwistego, lekko ironicznego bohatera i sprawną reżyserię. Clint Eastwood spisał się na medal. Jako reżyser i aktor zarazem tchnął ducha starego flirciarza i kobieciarza w postać dziennikarza śledczego.







Film jest adaptacją powieści Andrew Klavana, po którego prace Hollywood sięga w miarę regularnie. Osobiście miałem okazję widzieć zaadaptowaną na potrzeby kina inną jego powieść – Nikomu ani słowa z 2001 roku. Jednak oprócz tego, że pamiętam obsadę (Michael Douglas i Sean Bean – nawet nie pamiętam czy ginie), ciężko mi nakreślić fabułę. Powracając do Prawdziwej Zbrodni, główna postać z pewnością musiała zainteresować Eastwooda.

Odnalazł w nim wiele cech ze swoich poprzednich wcieleń. No i fakt, że mógł zamienić pistolet Smith & Wesson na maszynę do pisania i ołówek musiał być… nęcący. Odłożył więc kaburę na wieszak i wcielając się w dziennikarza, babiarza, alkoholika poczuł ożywczy powiew. I to widać na ekranie!

True Crime - Prawdziwa Zbrodnia - 1999
Clint Eastwood, czyli filmowy dziennikarz Steve Everett, swoje najlepsze lata jako reporter ma już za sobą. Pozostały znajomości (chociaż nie wszyscy chcą się do Steve’a przyznać), niezapłacone rachunki, separacja z żoną. Przybywa tylko romansów  (trzeba tylko nieco przymknąć oko na podboje 69-cio letniego Clinta z nagim, bladym i pomarszczonym torsem) i substancji smolistych w płucach. W lokalnej gazecie, w której Everett zdaje się dogorywać jako pismak, stał się de facto zapchajdziurą po tych redaktorach, którzy aktualnie są na chorobowym lub w związku z inną przypadłością nie są w stanie dokończyć tekstu.

True Crime - Prawdziwa Zbrodnia - 1999
Taka sytuacja ma miejsce właśnie w filmie, chociaż kulisy są o wiele bardziej tragiczne. Otóż redakcyjna koleżanka Steve’a miała wypadek samochodowy i schedę po niej przejmuje Steve. I to jaki dostał materiał! Najgorętszy tego dnia. Egzekucja na czarnoskórym Franku Beechumie (Isaiah Washington) odbędzie się o północy, więc Steve ma cały dzień na przeprowadzenie wywiadu i przygotowanie „ludzkiego” materiału o mordercy. Takie są założenia wydawcy, jednak bynajmniej nie Steve’a. Znowu to poczuł, i znowu obudził się w nim prawdziwy detektyw śledczy (co jest absolutnie nie po myśli przełożonych dziennikarza chcących po prostu chwytającego za serca artykułu, a nie grzebania w sprawie morderstwa).

True Crime - Prawdziwa Zbrodnia - 1999
Żałować trzeba nam widzom, że Eastwood tak późno zdecydował się na odgrywanie takich roli i tym bardziej realizowanie filmu o tej tematyce. Przecież cała seria o podstarzałym, nieco zblazowanym żurnaliście mogłaby być świetnym ukoronowaniem wizerunku Clinta aktora. No cóż… A może to tylko alternatywna wersja jego „mundurowych” wcieleń? Przecież całą redakcję i pracujące w niej osoby można porównać do dowolnego komisariatu z filmu sensacyjnego (zatem Clint tylko schował broń nie uciekając od stylistyki). Jest nawet naczelny – alter ego dowolnego kapitana policji – krzykacza, który siedzi w swoim biurze za przysłoniętymi żaluzjami oknami. Tutaj w tę rolę doskonale wpisuje się James Woods, który choć utarczki słowne z Everestem rozpoczyna co najmniej chętnie, to jednocześnie widz czuje, że gdzieś pod skórą naczelnego kryje się szacunek i coś w rodzaju szorstkiej męskiej przyjaźni pomiędzy panami. Całość świetnie wyreżyserowana z udanym, stopniowanym napięciem. Czasu jest mało, a Steve odkrywa coraz to więcej uchybień w procesie, który rozegrał się sześć lat temu. Chciałby się spotkać z każdym świadkiem, z każdą osobą biorącą udział w zamkniętej już przecież sprawie, a jeszcze trzeba przecież pojechać z córką do zoo (tutaj Steve nieźle przegina, bo robi objazd  z wózkiem w paręnaście minut po wszystkich zagrodach ze zwierzakami narażając zdrowie dzieciaka). W niektórych momentach przypomina to prawie ostatni dzień na wolności Henrego Hilla z Chłopców z Ferajny. Słabo natomiast był poprowadzony wątek więzienny. Naczelnik miał wprawdzie wyciągnięte na pierwszy plan jakieś swoje dylematy dotyczące kary śmierci, jednak tego było zdecydowanie za mało. Drżące ręce i patrzenia spode łba na zachowania strażników mi nie wystarczały. W tej postaci tkwił większy potencjał. Niezrozumiała jest natomiast dla mnie postać księdza spowiednika (Michael McKean). Świetny finał rekompensuje drobne mankamenty i stawia całość na dobrym poziomie. Polecam.

Film obejrzałem w ramach wyzwania „Oglądamy filmy wyreżyserowane przez Clinta Eastwooda”.

...oglądamy filmy wyreżyserowane przez Clinta Eastwooda
7/10 - dobry

Czas trwania: 127 min
Gatunek: Kryminał
Reżyseria: Clint Eastwood
Scenariusz: Andrew Klavan (powieść), Larry Gross, Paul Brickman, Stephen Schiff
Obsada: Clint Eastwood, James Woods, Isaiah Washington, Diane Venora
Zdjęcia: Jack N. Green
Muzyka: Lennie Niehaus