Heavy Mental, jako offowy dramat obyczajowy, wypada oryginalnie i bardzo świeżo na tle rodzimej produkcji. O czym opowiada pełnometrażowy debiut Sebastiana Buttnego? O ludzkich postawach w zderzeniu z rzeczywistością, o nieprawdziwych wyobrażeniach dotyczących nieznanych nam osób. Głównym bohaterem jest Mariusz (Grzegorz Stosz) – aktor – aktualnie bezrobotny. Mariusz jest dotknięty niefortunną przypadłością blokowania się jako artysta podczas występu przed publicznością. Zapomina kompletnie wszystko. Wyłącza się, nie pamięta tekstu, całej roli. Prowadzi zdrowy tryb życia, uprawia jogging, nie je mięsa, chodzi do terapeuty. Robi wszystko, by osiągnąć idealny stan, który mógłby mu pomóc przezwyciężyć swój problem.
Jako swoiste lekarstwo dla siebie, przygotowuje monodram – Zen w sztuce łucznictwa (na potrzeby swojej terapii przerobił książkę Eugena Herrigel o tym samym tytule). Co jest zarazem swoistym „szczytem” w jego próbie okiełznania swoich lęków przed występem.
Reżyser Haevy Mental swoim filmem chciał zapewne pomóc wydostać się z marazmu artystycznej niepewności ludziom praktykującym zawód aktora – to raz. Co ciekawe, to co wypadło najkorzystniej w obrazie, czyli naturalność, okazuje się być świetną przeciwwagą dla spiętego, próbującego grać „na siłę” aktora (tak jak w scenie pierwszego podrywu w knajpie).
Mariusz prezentuje zachowawczą i stonowaną postawę wobec współczesnego świata. Jedynym „szaleństwem”, któremu się oddaje to spalenie nabitej lufki. Robi to zresztą fachowo, a ta (lufka) po kolorze szkła mniemam, że niejedno już przeżyła. Zawiązanie akcji następuje w momencie śmierci jego dziadka i zapoznaniu się z Piotrem (Piotr Głowacki). Piotr jako pracownik pomocy społecznej dostał „w spadku” mieszkanie po staruszku i jako osoba, która tych mieszkań ma już kilka (teraz każdy pomyśli o zmianie profilu zawodowego :), chce oddać najnowszy nabytek Mariuszowi. Jest jedno „ale”. Wykorzystując swój potencjał aktora i warunki fizyczne, Mariusz (skądinąd dobrze zbudowany, przystojny mężczyzna) ma rozkochać w sobie wskazaną dziewczynę (Ina – Izabela Nowakowska) i porzucić ją w odpowiednim czasie na rzecz pracownika mopsu. Hmm. Przyznam szczerze, że fabuła (z lekka naciągana) stanowi tak naprawdę tylko tło dla problemu, który chciał nakreślić reżyser. Może się mylę, ale wydaje mi się, że twórca pomysł na spotkanie całej trójki (wspomniany fortel wobec Iny) wymyślił chyba na końcu. Nie chcę, by to było odbierane jako zarzut, ale tak jak w hollywoodzkich komediach romantycznych (którą to Heavy Mental oczywiście nie jest) ten schemat nigdy nie wyszedłby poza główną oś fabuły, tak tutaj widz dość szybko zapomina o całym niecnym pomyśle Piotra.
Jaki więc problem chciał uwypuklić Buttny? Niestety najważniejsza o tym rozmowa, która mogła być bombą dla całego filmu, wybuchła zbyt szybko i zbyt cicho. Podejście do życia i filozofia, którą kieruje się Ina – fryzjerka, Mariusz – aktor i Piotr – pracownik pomocy społecznej. Te 5 minut nad morzem, gdy padają zdania o marzeniach, tych ważnych, ważniejszych i zupełnie prostych to za mało. To był punkt zwrotny i chciałem od tego momentu porządnie dostać po twarzy. Dostałem tylko lekkiego prztyczka i obszedłem się smakiem.
Wykorzystując postać głównego bohatera, Sebastian Buttny narzucił schemat tragikomicznych ram do swojej opowieści o losach współczesnych trzydziestolatków. Jest tu cała masa świetnie poprowadzonych gagów, które nawet ciężko nazwać gagami. To takie całkowicie naturalne zagrania, które mnie osobiście bardzo rozbawiły (jak puenta o pantomimie aktora Grzegorza Małeckiego na finał monodramy Mariusza). Tutaj dochodzimy do największego plusu produkcji. Casting i odtwórcy pierwszo- i drugoplanowych ról. Reżyser miał niebywałe szczęście, że na ekranie udało się uzyskać taką naturalność. Większość dialogów (zresztą bardzo fajnie napisanych) wygląda jak normalnie prowadzone rozmowy. Nie chciałbym tu napisać, że są tak naturalne jak te w Rejsie, ale… coś w tym jest. Na uwagę zasługuje praca operatora Nicolasa Villegasa Hernandeza. Zresztą… sam operator też miał szczęście. Mieć w trakcie trwania zdjęć taką piękną burzę, czy taki piękny zachód słońca i nie wykorzystać takich ujęć byłoby grzechem. Nicolas takiego grzechu nie popełnił i jako widzowie możemy docenić świetne ujęcia rozświetlanego przez pioruny nocnego nieba, czy słoneczne refleksy muskające twarze aktorów. Jakość jego pracy można szczególnie docenić w kadrach z pleneru.
Całość oceniam jako niezłą próbę opowiedzenia o wartościach i walce z próbą narzucania nam przez społeczeństwo przestrzeni, w której powinniśmy się poruszać. To ważny film, choć dla mnie stanowi tylko przedsmak tego o czym powinien opowiedzieć w kolejnym tytule reżyser.
Tytuł zdobył już kilka nagród, w tym główną w konkursie im. Andrzeja Munka za najlepszy debiut fabularny w 2013 roku. Wszak wyprodukowany dwa lata temu(!!) dopiero teraz znalazł dystrybutora kinowego.
Czas trwania: 109 min
Gatunek: Dramat, Komedia
Reżyseria: Sebastian Buttny
Scenariusz: Sebastian Buttny
Obsada: Grzegorz Stosz, Piotr Głowacki, Izabela Nowakowska
Zdjęcia: Nicolás Villegas Hernández
Muzyka: Cezary Kołodziej, Krzysztof Kaliski