Urodzony 11 marca, Peter Berg
Przede wszystkim aktor, i to nawet niezły. Tylko nigdy nie dostał szansy na porządny scenariusz. Nikt też nie wyciągnął z niego maksimum aktorskich możliwości. Niemniej darzę go sympatią. Urodzony w Nowym Jorku, ma jednak taki lekko irlandzki, zadziorny wyraz twarzy. Przed kamerą pojawił się po raz pierwszy w serialu 21 Jump Street (no proszę jaka kuźnia talentów). Nie da się ukryć, że znika w tłumie lepiej opłacanych i bardziej charakterystycznych aktorów. Z wielu filmów, w których go widziałem najbardziej zapadł mi w pamięci swoją rolą w The Great White Hype (zjechana przez krytykę komedia o wielkiej nadziei białego boksu).
Jednak nie spotkaliśmy się tu, by gaworzyć o Bergu aktorze, lecz o Bergu reżyserze. Na tym polu jawi się obraz twórcy robiącego ciągle postępy w swoim fachu Przyjął już krytykę na klatę za swój blockbuster i poszedł dalej. Osobną kwestią jest dla kogo Berg kręci swoje filmy. Według mnie głównym odbiorcą jest mężczyzna po 30-ste z kumplami na kanapie i z browarem w ręce. Czyli dla mnie, chociaż ani kumpli, ani piwa nie widzę
W jego filmach często pojawiają się akcenty militarne o zacięciu patriotycznym. Zresztą, jak widać po rankingu, w tematach z akcentami wojskowymi czuje się najlepiej. Nie wiem czy Peter odwiedzi tę stronę, jednak dwa pierwsze miejsca powinny mu dać do myślenia…
Cała obejrzana filmografia, wraz z subiektywnymi ocenami w liście poniżej. Zachęcam do komentowania i dzielenia się opinią o swoich ulubionych filmach Petera Berga.
MIEJSCE 6
Hancock (2008). Nadspodziewanie niezły, ocierający się o dobry hero movie. Hancock wkradł się na ekrany niespodziewanie i z całkiem oryginalnym podejściem do tematu namieszał w szykach blockbusterowych premier z 2008 roku. Po pierwsze zarobił i to nieźle. Po drugie scenariusz był niebanalny, zaś bohater taki… ludzki. Duża w tym zasługa odtwórcy głównej roli – Willa Smitha, który wcielił się w Johna Hancocka – ukrywającego się przed światem człowieka o nadprzyrodzonych mocach. Ukrywa się ponieważ jego ostatnie akcje nadwyrężyły trochę budżet miasta, a poza tym okazało się, że więcej z nim kłopotów niż pożytku. Teraz, razem ze specjalistą od reklamy (Jason Bateman) próbują odbudować wizerunek superbohatera. Obejrzałbym to sobie raz jeszcze… 6/10
Nie widziałem jednego tytułu – Friday Night Lights, czyli Światłła stadionów (2004). Film opowiadający o kolejnej miłości mieszkańców Ameryki Północnej – amerykańskim futbolu. Bez dwóch zdań obejrzę, bo chociaż zasad do końca nie rozumiem, widowisko jako takie bardzo mnie fascynuje.