Walerian Borowczyk – scenarzysta, reżyser, artysta plastyk, scenograf, pisarz, autor zdjęć. Twórca na tyle oryginalny, obrazoburczy i uznawany za skandalistę, że nie znalazłszy u nas miejsca na swoje wizje, przeniósł się do Paryża. Kiedyś miałem ochotę na seans jego Bestii, jednak wciąż mnie coś mnie od niej odciągało. Może już czas na spotkanie z La bête? Dzieje grzechu zostały oparte na powieści Stefana Żeromskiego pod tym samym tytułem. Jednak niech was nie zwiedzie nazwisko autora – etatowego bywalca na liście szkolnych lektur. Jego Dzieje grzechu zostały wydrukowane po raz pierwszy w odcinkach w Nowej Gazecie.
Ze względu na tematykę tekst wzbudzał wiele kontrowersji. Wersja Borowczyka to remake, a pierwsze podchody do ekranizacji odbyły się wcześniej dwukrotnie – w 1911 roku (w reżyserii Antoniego Bednarczyka) oraz w 1933 roku (wówczas za powieść zabrał się Henryk Szaro). Niestety, nie dane mi było porównać filmu Waleriana Borowczyka do wersji kolegów po fachu.
O czym są Dzieje grzechu? Najłatwiej byłoby napisać, że o tytułowym występku. Żeromski w 1905 roku opatrzył swoje dzieło tytułem jak najbardziej pasującym do konserwatywnych wtedy czasów. Jednak historia jest tak uniwersalna i tak ponadczasowa, że skandal i pożar w głowach obrońców moralności można by wzniecić i dzisiaj. Napiszę więcej – powinno się! Kilka dni po seansie podniosłem ocenę o jeden. Jednocześnie ogarnia mnie smutek, że o tak znamienitym dziele filmowym tak mało się mówi i pisze. Niestety, jakość oryginalnej taśmy jest co najmniej kiepska, ponieważ nawet rekonstrukcja cyfrowa (która de facto jeszcze trwa, lecz fragmenty pracy można już obejrzeć) niewiele pomogła. To, co niektórzy mogliby uznać za minus (ciemny obraz, ogólny półmrok, słabe kolory), dla mnie jest in plus. Tak właśnie mija seans. Kąpiemy się w rynsztoku z głównymi bohaterami. Ze wszystkimi, ponieważ każdy w filmie upada i nie ma szans się podnieść…
Poznajemy Ewę Pobratyńską (Grażyna Długołęcka). Wychowana w szlacheckiej rodzinie, jednak już trochę podupadłej finansowo. Utrzymują się z wynajmowania pokoi w kamienicy. Jednak służącą mają. No tak, przymierać głodem będą, ale puste talerze do stołu przynajmniej ktoś będzie przynosił. Ewa wydaje się od początku typem szarej myszki. Karcona przez matkę, która najchętniej widziałaby córkę codziennie przy konfesjonale (no, bo przecież brudne myśli też trzeba spłukać pokutą), i odprowadzana po korytarzach mieszkania mętnym spojrzeniem ojca pijaka. Szybko poznajemy źródło grzechu, bo reżyser zdaje się nie mieć co do tego wątpliwości. To pierwsze poważne uczucie rozpoczyna ciąg dramatycznych zdarzeń. Pokój u Pobratyńskich wynajmuje Łukasz Niepołomski (Jerzy Zelnik). Pojawia się ciekawość, zauroczenie, w końcu miłość, i to ta fanatyczna…
Niepołomski odwzajemnia uczucie lub przynajmniej tak nam się wydaje. Pełne namiętności listy, w których wyrażane jest obsesyjne pożądanie, już nie wystarczają kochankom. Chcą więcej i więcej. Jest jeden problem – Niepołomski jest w trakcie starania się o rozwód…
Mankamentem przy pisaniu recenzji tego filmu jest to, że samym opisem treści (oczywiście w sposób nieujawniający wszystkich zwrotów akcji) można by dobić do 1000 słów, a i tak streścilibyśmy dopiero początek. Tutaj aż kipi od akcji i wydarzeń, które pędzą w kierunku piekielnych ogni. Czyżby? A może raczej akcja pędzi do przodu smagana już od początku czarcimi batami?
Niepołomski znika, Ewa go szuka po całej Europie. Pomagają jej jego przyjaciele. A może to wrogowie? Nic już nie wiadomo. Ewa powinna być cały czas czujna, jednak miłość jest ślepa i tak wiele rzeczy można przeoczyć, będąc pod jej wpływem. Pojawiają się kolejne postacie. Hochsztaplerzy, bandyci, dziwkarze. Stary kontynent u Borowczyka jest jak jeden wielki dom gry. Tu każdy ma interes i każdy jest z gruntu zły. Sama Ewa, od momentu gdy wpadła w sidła miłości, zmierza powoli, lecz konsekwentnie ku upadkowi. Nawet przez chwilę, gdy widzowi wydaje się „o, jest chwila spokoju”, to główna bohaterka dostaje ponownie obuchem w głowę i ląduje tam, skąd próbowała uciec. Reżyser jest tym samym niezwykle perfidny, ponieważ stworzył obraz, którego nie da się ocenić ot tak, po prostu po seansie. W dodatku, jakikolwiek obejrzany przez Was fragment (tak na zachętę) ma się nijak do wydźwięku, jaki pozostawia po sobie cały obejrzany film. Ból destrukcyjnej miłości czuć dopiero w kilka godzin po…
Borowczyk nie przejmował się zbytnio wyjaśnieniami dla widza. Nie przejmował się również jakimkolwiek porządkiem podczas budowania kolejnych scen. Raz jesteśmy w rzymskim areszcie, by zaraz znaleźć się we francuskim kasynie. Większości musimy się domyślać (co jest poniekąd trudne w związku z jakością filmu). Gubiłem się parokrotnie, jednak nie przejmując się umiejscowieniem wydarzeń lub kolejnych twarzy w historii Ewy Pobratyńskiej, po prostu chłonąłem ten przesiąknięty złem świat. Na czoło nikczemnej braci wysuwa się Antoni Pochroń (Roman Wilhelmi). Jego kreacja to niegodziwość w czystej postaci. Zresztą…. kompanów ma również niczego sobie. Jednak nie tylko szajka Pochronia jest godna uwagi: hrabia Cyprian Bodzanta (Mieczysław Voit) założył obóz dla kobiet upadłych, hrabia Szczerbic (Olgierd Łukasiewicz) jest zagubionym romantykiem i właścicielem wielkiej fortuny, łakomego kąska dla czających się wokół niego hien. Długo by wymieniać całe kolorowe zastępy mętów i szubrawców…
Nie wypada nie wspomnieć o pracy scenografów. Wnętrza, meble, zastawy, ubrania, wszystko odwzorowane z wielką dbałością o szczegóły. I właśnie te szczegóły świadczą o tym, jakim perfekcjonistą musiał być Borowczyk.
Z jednej strony chciałbym, by ktoś zabrał się raz jeszcze za powieść Żeromskiego. Ktoś z dużym budżetem, ponieważ Dzieje grzechu zasługują na rozmach. Z drugiej strony nie wiem, czy chciałbym, by ktoś zmieniał tak świetnie opowiedzianą historię przez wciąż dla mnie tajemniczego Waleriana Borowczyka.
Czas trwania: 124 min
Gatunek: Melodramat, Psychologiczny
Reżyseria: Walerian Borowczyk
Scenariusz: Walerian Borowczyk, Stefan Żeromski (powieść)
Obsada: Grażyna Długołęcka, Roman Wilhelmi, Olgierd Łukaszewicz, Mieczysław Voit, Marek Walczewski, Jerzy Zelnik, Zbigniew Zapasiewicz, Władysław Hańcza
Zdjęcia: Zygmunt Samosiuk