Suspiria (1977)

Suspiria - Odgłosy - 1977

Bardzo długo odwlekałem seans. Od początku byłem zachwycony oglądając kadry, jednocześnie wiedziałem, że do tytułu muszę podejść na spokojnie. Gdy wszystkie warunki zostały spełnione i w końcu zasiadłem do tak wyczekiwanego filmu, ręce mi opadły po kilku pierwszych wypowiedzianych kwestiach. Przerwałem. Zacząłem ponownie dnia następnego, tym razem z oryginalnym włoskim językiem. Gdybym oglądał z angielskim dubbingiem do końca, ocena z pewnością  poszybowałaby mocno w dół. A tak… To wyśmienite wino o całkowicie nowym smaku..





Sama opowieść już od scen otwierających wróży dzieło tajemnicze i zatopione w złowieszczym klimacie. Młoda Amerykanka Suzy (Jessica Harper) przyjeżdża do prestiżowej szkoły baletu. Samo lotnisko odczytałem jako przedsionek piekła lub wrota do krainy baśni, w której najlepiej poczuliby się bracia Grimm. Przesuwane drzwi i ściana deszczu na zewnątrz nie zachęca do dalszej drogi. Jednak Suzy, jak Alicja z Krainy Czarów, pcha się dalej w kłopoty. Scena na zewnątrz to już majstersztyk. Tak jakby wszystkie siły dobra krzyczały do bohaterki „Nie idź dalej!”. Ostry wiatr, szal, który tańczy tango wokół dziewczyny i wspomniany deszcz, który jakby zebrał się  w sobie, wstrzymał wcześniej całoroczne opady, by właśnie teraz uderzyć z całą mocą. A w tle suspiria, czyli w tłumaczeniu z włoskiego – odgłosy…

Suspiria - Odgłosy - 1977
Suzy dociera na miejsce i szybko zostaje wciągnięta w wir wydarzeń rozgrywających się w szkole baletu. Tajemnicze, brutalne morderstwa i dziewczyny, które znikają. No i oczywiście odgłosy. Za ścianą, pod podłogą, za oknem. Odgłosy są wszędzie.

Kontakt z Dario Argento miałem przy okazji Phenomeny nakręconej w 1985 roku. W Suspirii odnalazłem dużo pomysłów, które Argento wykorzystał 8 lat później. Chociażby jeden z motywów podczas próby przeciśnięcia się przez małe okienko jest bardzo podobny do sceny z Jennifer Connely. Jednak cała Suspiria wygrywa ze wszystkim co do tej pory widziałem na jednym polu. Jeżeli ktoś spytałby mnie obecnie o przykład filmu z pełnym wykorzystaniem kolorów i oświetlenia, to bez wahania wskazałbym właśnie recenzowany tytuł. To jest jedna wielka orgia dla łaknącego barwy widza. Odważne i zarazem świadome wykorzystanie filtrów świadczy o tym jak pewni siebie byli twórcy.

Suspiria - Odgłosy - 1977
Przepięknie zrealizowany film, z dbałością o każdy szczegół. Uderza (w pozytywnym znaczeniu) kontrast jaki Argento uzyskał stawiając naprzeciw siebie brutalność i piękno. Wyobraźcie sobie dziewczynę z poderżniętym gardłem na tle pomieszczeń, od których ciężko oderwać wzrok. Lokalizacje, to druga rzecz po oświetleniu, które powalają swoim artyzmem. Tu nie chodzi o przepych, ale o użyte faktury i śmiałe tonacje przy wystroju wnętrz. Takich miejsc nie ma! – chciałoby się powiedzieć podczas seansu. Napisałbym nawet, że dekoratorzy byli wyjątkowo bezczelni i wulgarni przedstawiając takie wizje. Idzie to oczywiście na kolejny duży plus dla produkcji.

Atmosfera zła i surrealistyczne momenty wysuwają Suspirię na czołówkę wśród moich ulubionych tytułów budzących niepokój. Dzieciak, który ciągle łazi za wicedyrektorką w mundurku żywcem skrojonym z mieszkańca Bawarii. Lokaj niemowa, który dopiero co zszedł z kart powieści Mary Shelley. Nadzorująca cały folwark, jest jak dyrygująca towarzystwem jak Elza, wilczyca z SS. Choć powierzchownością nie przypomina Dyanne Thorne, to drygiem i skłonnościami z pewnością. Niewidomy pianista, który codziennie niestrudzenie zmierza z psem przewodnikiem, by przygrywać na zajęciach. W końcu koleżanki i koledzy Suzy z parkietu baletowej szkoły. Urokliwi i ze spojrzeniami pełnymi pożądania, jakby wieczorem mieli grać u Joe D’Amato. Te wszystkie postacie to nasi podejrzani. Niebezpieczni, mroczni, intrygujący. David Lynch cieszyłby się z takich mieszkańców w swoim miasteczku…

Suspiria - Odgłosy - 1977

I na to wszystko muzyka. Diabelski, gotycki rock? Szatańskie ballady? Bardzo ciężko jednoznacznie sklasyfikować muzykę, którą Goblin stworzył do Suspirii. Napiszę tak – gdyby jakiś znajomy spytał mnie: „Hej Patryk, w weekend będziemy próbować przywołać Lucyfera. Czy znalazłbyś jakiś podkład muzyczny pod to wydarzenie?”. Nie szukałbym długo.

Film, który zapamiętam na zawsze. I na 100% do niego wrócę. Suspiria jednocześnie dała mi kilka scen, które wpisują się do moich ulubionych filmowych momentów. Jak chociażby fragment, gdy dziewczyny leżą w prowizorycznej „sypialni” przygotowanej naprędce w ogromnej sali. Ściany zrobione z prześcieradeł, będące przepierzeniem, mające dać poczucie dyskrecji. Mocne czerwone światło i przebijające się cienie najprzeróżniejszych przedmiotów ustawionych po drugiej stronie ściany. Coś pięknego. Dziewczyny wyglądają jakby leżały na samej patelni Belzebuba, a ten gdyby miał ochotę, mógłby sięgnąć po jedną z nich swoimi ogromnymi czarcimi paluchami…

Suspiria - Odgłosy - 1977
Jest jednak coś co mnie raziło. Nadekspresja wśród szkolnych abiturientów była co najmniej irytująca. To samo tyczy się Jessici Harper. Owszem, wyglądała wspaniale na tle rozgrywającego się szaleństwa. Drobna, śliczna dziewczyna z wielkimi przestraszonymi oczyma jest uzasadnionym wyborem. Drażniła mnie za każdym razem, gdy musiała wejść w interakcję z aktorskim gronem. Znacznie lepiej wypadały kluczowe postacie, o których wspomniałem dwa akapity wcześniej.

Dla mnie to wciąż początek znajomości z Argento. Odrzucam te nachalne grymasy głównej aktorki, przyjmuję obraz całym sercem i idę dalej. Polecając oczywiście gorąco. Ten film po prostu trzeba zobaczyć.
8/10 - bardzo dobry
Czas trwania: 98 minGatunek: Horror
Reżyseria: Dario Argento
Scenariusz: Dario Argento, Daria Nicolodi
Obsada: Jessica Harper, Udo Kier
Zdjęcia: Luciano Tovoli
Muzyka: Goblin