Firefox, jedna z droższych na tamten okres, bo kosztująca ponad 20 milionów dolarów, opowieść szpiegowska wyprodukowana przez samego Eastwooda. Przechodząc przez wszystkie filmy wyreżyserowane przez Clinta, jawi mi się obraz reżysera, który co jakiś czas rzuca się na temat, bo po prostu „ma na to ochotę” i jeszcze tego nie robił. W 1982 roku, gdy Clint miał już 55 lat stwierdził zapewne, że w żadnym filmie nie siedział jeszcze za sterami myśliwca, więc najwyższa ku temu pora. Spełnił swoje marzenie i wydał tym samym na świat film, który niekoniecznie musiał się znaleźć w jego filmografii. Ale… fuck it. To Clint Eastwood, wybaczam. Oceniając ten film jako produkcję typu „ujdzie”, pójdę po prostu dalej zostawiając Clinta, jego samolot i szpiegowskie zapędy w roku 1982.
Firefox, to nazwa rosyjskiego prototypu samolotu typu MIG, konkretnie MIG 31. Oczywiście w roku 1982, MIG-a 31 jeszcze nie było, więc chociażby w tym aspekcie całość można wcisnąć w ramy science fiction. Wprawdzie prototyp Je-155MP, będący prekursorem produkowanych w latach 90-tych MIG-ów oznaczonych numerem 31, powstał w 1975 r., jednak do tego co zobaczyliśmy na ekranie było mu daleko. Tak więc Eastwood chciał polatać, w ręce wpadła mu powieść Craiga Thomasa Firefox i ruszył z jej ekranizacją…
Eastwood gra majora Mitchella Ganta, będącego w stanie spoczynku. Odpoczywa i para się rzeczami, które filmowy wojskowy emeryt w latach 80-tych powinien robić. Jeździ konno, łowi ryby, dogląda swojej małej farmy. Żyjąc w swojej samotni, gdzieś nieopodal rezerwatu, staje się nadzieją rządu USA na przechwycenie prototypu Firefoxa. Dlaczego? Bo jest najlepszym, znanym dowództwu pilotem, dodatkowo wzrostem odpowiadającym jego rosyjskiemu odpowiednikowi, który został przydzielony do oblatywania nowej maszyny. Jest jeden problem. Gant cierpi na gorączkę okopową. Chociaż to co zostało pokazane w filmie jasno wskazuje na zespół stresu pourazowego. PTSD weszło jednak do „obiegu” na początku lat 80-tych, stąd też zapewne poślizg i użycie w filmie przypadłości scharakteryzowanej jako „gorączka okopowa”. Będąc weteranem wojny wietnamskiej, Gant przyjmuje misję jako jedyny, który jest w stanie opanować nowy samolot. Wcielając się zatem w szpiega, posiłkując się amerykańskimi agentami kontrwywiadu ukrytymi w sercu Rosji, przygotowuje akcję uprowadzenia tytułowego Firefoxa.
Eastwood reżyserował już szpiegowską Akcję na Eigerze i wyszło mu to o niebo lepiej. W 1975 roku był jednak bardziej „sobą”. Bawidamek, z lekką zgrywą z Bonda, film z pięknymi widokami i w miarę szybkim tempem. Tutaj, chcąc być wybitnie poważnym wypadł komicznie i co najmniej nieautentycznie. Akcja, choć rozwijała się szybko, kompletnie nie angażowała widza w rozwój wypadków. Oprócz poprawnego Eastwooda jako aktora, który jakby nie mógł się doczekać aż założy hełm pilota, reszta wypadła żenująco… Od samego początku, gdy już wiemy o przypadłości Ganta, czyli wspomnianej „gorączce”, wiemy, że będzie wykorzystana, by podnieść napięcie przed kluczowym momentem. Jako że wiemy dokładnie kiedy to nastąpi, wypada to wręcz… zawstydzająco. No i finałowe 30 minut. Coś co powinno uratować produkcję, jak to powiedział Tarantino przy okazji swojego Death Proof puszczanego w ramach podwójnego seansu z Planet Terror. Quentin bał się, że widzowie nie wytrzymają tak długo na seansie, gdyż Death Proof był puszczany jako drugi… „No, ale mam w finale swój pościg, na który wszyscy czekają”. No i tak samo powinno być w Firefoxie. Tu też czekałem na walkę myśliwców i zacne ujęcia przelatujących maszyn. I…. doczekałem się nałożonych animowanych samolotów na ładnie sfotografowany nieboskłon. Kompletnie też został spieprzony nastrój w rosyjskim centrum dowodzenia. Oficerowie i dowodzący miast być kłębkiem nerwów wypadli jak bohaterowie mydlanej opery. Kolejna żenująca scena, gdy Firefox oddala się w kierunku chmur w takt podniosłej muzyki Ta Ta Da Da prosto ze Star Treka… Najlepszy moment w filmie to ten będący zrzynką ze Stacji Arktycznej „Zebra” Johna Sturgesa z 1968 roku, czyli scena z łodzią podwodną wystającą z kry lodowej. Najlepsze jest to, że autorowi powieści, Craigowi Thomasowi, tak się spodobał film i oczywiście odtwórca głównej roli, że skrobnął kontynuację pod tytułem Firefox down ze specjalną dedykacją – For Clint Eastwood – pilot of the Firefox. No cóż… dla mnie królem filmowych myśliwców pozostaje Top Gun, a księciem Żelazny Orzeł :).
Polecam tylko biorącym udział w wyzwaniu „Oglądam filmy wyreżyserowane przez Clinta Eastwooda”. Filmografię trzeba zamknąć! 🙂
Czas trwania: 136 min
Gatunek: Sensacyjny
Reżyseria: Clint Eastwood
Scenariusz: Alex Lasker, Wendell Wellman, Craig Thomas (powieść)
Obsada: Clint Eastwood
Zdjęcia: Bruce Surtees
Muzyka: Maurice Jarre