Kolejny film z Eastwoodem w reżyserii Eastwooda. Miałem wielkie szczęście, że moje ulubione ostatnio kino Orzeł z Bydgoszczy, w ramach DKF plus (czyli seanse dla seniorów prawie takich jak ja :), wyświetliło film Co się wydarzyło w Madison County. Melodramat z Clintem i Meryl Streep na wielkim ekranie skłonił mnie do refleksji na temat przeznaczenia moich przyszłych milionów wygranych w lotto: sala kinowa, a w repertuarze tylko starsze filmy. Zarobku z tego nie będzie żadnego (na Madison County było raptem siedem osób), ale ile frajdy!
Stany Zjednoczone Ameryki, Iowa, życie na farmie. Wśród spokojnego ludu tej ziemi żyje ona, Francesca (Meryl Streep). Rodowita Włoszka, która skuszona wizją wielkiej Ameryki, dała się porwać rosłemu i dobrodusznemu zarazem Jimiemu.
Z pewnością musiał sprawiać dobre wrażenie na starym kontynencie, tuż po wojennej zawierusze. W swoim mundurze, z odwagą wypisaną na twarzy, po zwycięskim rajdzie przez Europę miał u stóp wszystkie kobiety. Wybrał Francesce. Teraz jej życie zdecydowanie zwolniło. Gorące włoskie serce musiało się dostosować do rytmu farmy. A tutaj? Jim cały dzień w kukurydzy, dwójka dzieciaków dzielnie wtóruje ojcu przy roli, a Francesca ma dbać o to, by było jedzenie na stole i czysto w domu… Kura domowa w każdym calu. Nie takie marzenia miała Francesca.
Tak właśnie zaczyna się historia. Od obrazu kobiety, który we wspomnieniach miały jej własne dzieci. W momencie przejmowania spadku i odczytywania testamentu w ręce syna i córki głównej bohaterki trafiają pamiętniki. Na całe farmerskie życie najważniejsze dla Francesci okazały się cztery dni nieobecności męża i dzieci. To właśnie wtedy, w niezwykle upalne lato w okolice Madison County trafia z kolejnym zleceniem Robert Kincaid (Clint Eastwood). Jest fotografem pracującym dla National Geographic, którego zadaniem jest zrobienie zdjęć krytych mostów w tymże hrabstwie. Swoją osobą rozpala żądzę, porusza wyobraźnię i rozbudza, na początku niewinnie, a później z cała mocą uczucie.
Eastwood jako reżyser filmów o twardych mężczyznach, dał się przy okazji tego filmu poznać jako świetny badacz kobiecej natury. Meryl Streep dostała za swoją rolę nominację do Oscara, natomiast statuetkę zgarnęła Susan Sarandon za Przed Egzekucją (powinna oczywiście Sharon Stone za Kasyno, ale to inna historia). Meryl Streep wypełnia film w 100%. Nawet jeżeli tak naprawdę film jest o dramacie dwójki ludzi, to przez swoją kreację przysłoniła gwiazdora jakim niewątpliwie jest Clint. Jej akcent, rozmarzone oczy, w końcu ta wielka niepewność wypisana na twarzy w kluczowych momentach filmu… Może to przez to, że oglądam ostatnio tak dużo Eastwooda w jego „klasycznych” wcieleniach, ale miałem wrażenie, że w scenie, gdy obdarty niejako z maski twardziela, próbuje wyciągnąć na światło dzienne całą drzemiącą w nim rozpacz, poczułem się… zawstydzony. Zbyt długo budował filary swojej męskości, by teraz jedna kobieta kilkoma podrygami wydobyła z niego romantyka!
A jednak! Świadczy to jedynie o dojrzałości Eastwooda jako reżysera i aktora. Być może sam też poczuł się zmęczony szufladkowaniem go jako samca alfa i chciał pokazać widzom, że każdy twardziel ma prawo do łez. O ile Francesca od początku przedstawiona jest jako kobieta mająca „wątpliwości”, to jego postać ewoluuje. Będąc na początku tylko przygodą, z czasem staje się nadzieją na urzeczywistnienie wszystkich marzeń. Niezwykle ważna staje się jego historia, kiedy to przejeżdżając przez włoskie miasteczko (zresztą tuż nieopodal rodzinnego miasta Francesci) zachwycił się widokiem z okna pociągu, wysiadł na peronie i został na miejscu kilka dni. Ta opowieść, będąca kwintesencją pochopnego i zarazem fascynującego działania, dała Francesce obraz mężczyzny, który podąża za uczuciem, żyje chwilą, czyli tak jak ona w rzeczywistości by chciała…
Eastwood w finale nie daje odpowiedzi czy kochankowie postąpili słusznie. To przecież kolejne nieszczęśliwe love-story, gdzie w rezultacie zawsze będzie więcej pytań niż odpowiedzi. Czy Francesca wybiegnie w deszczu z samochodu? Czy Robert zaczeka na całą rodzinę Johnsonów i rozpieprzy życie kilku osób? A może to będą tylko cztery upalne dni, gdzie dzięki odpowiedniej konstelacji gwiazd, a bardziej przez odpowiedni nastrój nasza para zatraci się w pełnym grzechu romansie?
Wiele jest tu ckliwych dialogów i oblanych lukrem ujęć. Jednak infantylne czasem podchody dorosłych ludzi nie rażą. Wierzę w setki życiorysów, które „grają” nie swoje role. Nie uwierzę jednak, że całe życie jest przez to spieprzone, bo przecież można było poddać się nurtowi dzikiej rzeki i popłynąć z namiętnym prądem pocałunków i gorących spojrzeń, aż do… mielizny lub wodospadu. Zawsze jest w rezultacie tak samo i każda łódź z czasem nabiera wody…
Dramat, a w zasadzie melodramat, został jak zwykle świetnie sfotografowany przez stałego operatora Eastwooda, Jacka N. Greena. Wydobył on z południowych Stanów, melancholię, smutek i łzy, jak w ostatniej scenie ze stojącym na deszczu Robertem. Szkoda, że Clint jako reżyser nie dostawał częściej takich scenariuszy do ręki. Polecam.
Czas trwania: 135 min
Gatunek: Melodramat
Reżyseria: Clint Eastwood
Scenariusz: Richard LaGravenese, Robert James Waller (powieść)
Obsada: Clint Eastwood, Meryl Streep
Zdjęcia: Jack N. Green
Muzyka: Lennie Niehaus