Film drogi, wyreżyserowany przez Clinta Eastwooda pod tytułem The Honky Tonk Man. Rok 1982 i Eastwood daje o sobie znać jako meloman. Oddaje tym samym hołd wszystkim muzykom Country, którzy w tamtym czasie zmierzali do mekki tej muzyki. Chodzi oczywiści o Nashville i właśnie w tamtym kierunku pragnie się udać główny bohater filmu, grany przez Eastwooda, Red Stovall. Nie po drodze mi z country, chociaż doceniam muzyków grających ten gatunek. Zdaje sobie sprawę że w stanach zjednoczonych, country to religia. Wiem też że to kultura, tysiące doskonałych głosów i kolejne tysiące bardzo utalentowanych muzyków. Styl jednak nie leży w moim guście, choć nie powiem, znam kilku muzyków od country i wiedząc jaką miłością darzą tę muzykę, z jaką pasją organizują te swoje country spendy, to nawet skusiłbym się na jakiś koncert. Chociażby dla atmosfery.
Grand Ole Opry, audycja radiowa nadająca prosto z Nashville. Występ w Grand Ole Opry to wielkie marzenia każdego country grajka, w tym także i Reda. Zaproszenie na przesłuchanie przychodzi w najmniej ciekawym dla niego momencie. Spłukany alkoholik, arogancki, na szczęście uzdolniony. Porywa się z motyką na słońce? Zdecydowanie nie. Ma głos, ma umiejętności. Gorzej z trzymaniem w ryzach swojego pociągu do whiskey. Red jednak nawet nie stara się opanować nałogu. Mieszkając kątem u rodziny wydaje się stawiać siebie w pozycji uprzywilejowanej. Uważa siebie za kogoś lepszego. Przecież jestem muzykiem! Najbliżsi, czyli siostra, bojąc się o jego wyjazd, o przygody, w które pakuje się nader często, wysyła z nim własnego niepełnoletniego syna (w tej roli Kyle Eastwood, syn Clinta). Sprawny kierowca (bo trzeba przyznać że Red kiepsko sobie radzi za kółkiem), odpowiedzialny, i potrafiący przypilnować wujka jest idealną przyzwoitką na podróż. No więc wybiera się do Nasville Red Stovall, z duszą nastolatka, i nastolatek JIM z rozsądkiem dorosłego obywatela.
Honky Tonk Man to kino drogi. Nie do końca mi odpowiadała forma opowieści. Nie potrafiłem się odnaleźć wśród rubasznej obsadzie na drugim i trzecim planie. Wizyta po dług stu dolarów, spotkanie z przekupnym policjantem czy w końcu dziewczyna, która marzyła o występach w Nashville, a talentu za grosz nie miała. Postacie były przerysowane, i przypominały mi te spotykane przez Burta Reynoldsa w The Cannonball Run z 1981. Dłużnik, hazardzista wcale nie był groźny, policjant nie wzbudzał politowania, a dziewczyna nie wzbudzała sympatii, lecz irytację. Jednak to tylko tło i kontrast dla ważniejszego aspektu filmu. Rozumiem że Eastwood chciał przez dotychczasowe przygody Reda i siostrzeńca, wzmóc tylko finalny dramat. Red w końcu dostaje się na przesłuchanie. Jest świetny, a po kilku dźwiękach i jego głosie, chce się usiąść i rozpalić ognisko. Jednak Eastwood reżyser tak samo szybko jak daję, tak samo szybko odbiera chwilową radość. Red dojechał do mety, jednak nie dane jest mu długo cieszyć się z nagrody…
Smutny i przejmujący film, którego ostatnie 30 minut staje w opozycji do pierwszej części. Fajny i wesoły film drogi, którego bohaterowie po przejażdżce ze słońcem nad głowami, muszą wjechać do ciemnego lasu i spróbować stawić czoła przeciwnościom losu. Finał to popis możliwości Eatwooda jako aktora. Finał to obraz tragedii wszystkich ludzi z pasją, którzy pałając miłością największą, w tym wypadku do muzyki, nie mogą być już blisko niej…
Czas trwania: 122 min
Gatunek: Dramat. Muzyczny
Reżyseria: Clint Eastwood
Scenariusz: Clancy Carlile (powieść i scenariusz)
Obsada: Clint Eastwood, Kyle Eastwood, John McIntire
Zdjęcia: Bruce Surtees
Muzyka: Steve Dorff