Mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić, że Jake Gyllenhall po występie w Nightcrawler rozpoczął swój trucht w kierunku najważniejszych nagród filmowych. Nawet jeżeli zostanie pominięty przy nominacjach, to swoją kreacją stworzył tak przejmujące widowisko, że studenci aktorstwa mogą czerpać z niego jak z otwartej książki. To jego film. Jake wypełnia go po brzegi, jak De Niro we Wściekłym Byku, jak Jean-Pierre Léaud w 400 Batów. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że Gyllenhall nie mieści się w tym filmie. Rozsadza swoim talentem resztę listy płac i gasi. Ba! Nie pozwoli się rozpalić takim gwiazdom jak Rene Russo, czy Bill Paxton. To reżyserski debiut 55-letniego Dana Gilroya. Umówmy się, że jak nie teraz, to nigdy. Gilroy nie podbił serc kinomanów jako scenarzysta (to jego główny fach).
Ciężko było go zapamiętać, bo z reguły występował jako współscenarzysta. I o ile jego pracę przy Freejack z 1992 roku i The Fall z 2006 warto wspomnieć, to już na Eskortę można spuścić zasłonę milczenia (no chyba że odchylimy kurtynę na Erikę Eleniak, która tam występowała). Gilroy w swoim Nightcralwer wskazuje jednego wroga. Nie wiem czy w życiu prywatnym jakoś mu zaszkodził, lecz coś musi być na rzeczy skoro rozpoczął taką krucjatę.
Czas trwania: 117 min
Gatunek: Dramat, Thriller
Reżyseria: Dan Gilroy
Scenariusz: Dan Gilroy
Obsada: Jake Gyllenhaal, Bill Paxton, Riz Ahmed, Rene Russo
Zdjęcia: Robert Elswit
Muzyka: James Newton Howard