To był dobry i przejmujący seans. Człowiek, który się nieprawdopodobnie zmniejsza dał mi, widzowi, emocje, które coraz rzadziej dostaję od X muzy. Czarno-biały film science fiction zaliczany do grona najlepszych sci-fi Mariusza z Panoramy Kina. Jako że lubię poznawać te „ulubione” innych, w szczególności tak oddanych sercem kinu, szybko przystąpiłem do poszukiwań tytułu. Człowiek, który się nieprawdopodobnie zmniejsza znany też pod tytułem Człowiek, który malał.
Scott (Grant Williams) razem z żoną Louise (Randy Stuart) spędzają urlop na łodzi. Upał, piwo, wieloletnie małżeństwo. Znacie ten przykład pary, która prawiąc sobie delikatne złośliwości, nie jest tak naprawdę dla siebie złośliwa. To ludzie, którzy znają się tak dobrze, iż wiedzą, że mogą sobie pozwolić na wszystko. Tak też jest z małżeństwem państwa Carey. Tu nie chodzi o rozbuchane namiętności, tu chodzi o staż.
W czasie urlopu miał miejsce incydent. Łódź leniwie dryfując wpływa w tajemniczą mgłę. Ta opatula zdziwionego Scotta. Pozostawiając na nim drobinki dziwnego brokatu znika na horyzoncie. Louise przebywająca w tym czasie na dolnym pokładzie pozostała poza jej działaniem.
Jack Arnold szybko zawiązuje akcję. Wie, że nie ma czasu na przydługie wstępy. Tutaj najważniejszy jest dramat człowieka. Działanie mgły objawia się wraz z upływem czasu… Scott maleje. Maleje szybko. Pierwsze podejrzenia o zmniejszoną wagę są skwitowane uśmiechem. Przecież ostatnio słabo się odżywiam… Wizyty u lekarzy, obserwacje, witaminy, nic nie pomaga. Scott maleje.
Reżyser zrobił film, który wzbudza silne emocje. Przejmujemy się. To był rok 1957 i cała fabryka snów nie była w stanie zaoferować tego, co dzisiejszy domowy komputer. Nie było specjalistów od cgi. Byli cieśle, murarze, tynkarze. To byli mistrzowie scenografii i efektów specjalnych. Reżyser zamknął w filmie dwie opowieści. Jedna to to czego się spodziewałem. Scott maleje. Odzież nie nadaje się do użycia, w końcu siedzi na fotelu jak pięciolatek. Wszyscy próbują mu pomóc. W końcu osiągając rozmiary kilku centymetrów wprowadza się do domku dla lalek. Tutaj rozpoczyna się kino survivalowe z wszystkimi elementami „liliput vs nieprzyjazne środowisko domowe”. Koty, pająki, wielkie przeszkody. Są więc wielkie krzesła, kłęby nici, pułapki na myszy itd. Masa trików z perspektywą i pomysłowych ujęć.
A Scott? Scott musi po prostu przetrwać. Gdyby reżyser rzucił po prostu naszego bohatera na podłogę, ten lawirując pomiędzy przedmiotami codziennego użytku, w końcu dotarłby tam, gdzie pragnie. Wtedy dostalibyśmy standardowe s-f. Arnold wiedział, że kluczem do sukcesu i do wyniesienia filmu na wyższy poziom, będzie pokazanie duszy zmniejszającego się człowieka. Świetne są sceny, gdy Scott będąc już mężczyzną niskiego wzrostu odnajduje przyjaciela w postaci małej kobiety z cyrku. Gdy zaczyna maleć nawet w stosunku do niej… Spłoszony ucieka. Staje się dziwniejszy niż dziwolągi w cyrku… Jak robak zamieszkuje swoją piwnicę, na tyle mały, że z trudem wspina się na schody. Na tyle duży, że nie może przejść przez małe kratki oddzielające go od ogrodu… Scott maleje. W pewnym momencie w filmie godzi się z tym stanem rzeczy, podejmuje walkę. W finale zaś, wycieńczony, stłamszony, tłumaczy poniekąd wszechświat i Boga za zło, które mu uczynili. Może nawet poczuł się… wybrańcem?
Świetny film z kilkoma mankamentami. Nie podobała mi się rola żony Scotta. Nadekspresja i przesadny dramatyzm. Z drugiej strony… Nikt w moim otoczeniu tak szybko nie malał. Nie znam więc standardowych reakcji:) Szkoda też, że wątek jego „ucieczki” i kontaktu z innymi ludźmi nie był bardziej wyeksponowany. Podobał mi się pomysł konfrontacji jego – liliputa vs świat zewnętrzny. Zdaję sobie jednak sprawę z trudności technicznych. Reasumując oceniam film na bardzo dobry, polecając go jako „ludzkie” sci-fi.
Scena z pająkiem
Tym kadrom należy się osobny akapit. Nie cierpię na arachnofobię. Pająki mi nie przeszkadzają dopóki nie chodzą mi po twarzy. Jednak moment walki Scotta z ośmionogiem rozwaliła mnie na łopatki. Co za emocje. Nie jakiś tam dystans. Kamera pod pająkiem. Zbliżająca się szczęka w kierunku widza. Machające odnóża. Tępa, brutalna bestia chce odgryźć głowę istocie, która będzie lądowała na księżycu. Dobrze nakręcona, trzymająca w napięciu scena… Film jak najbardziej polecam.
Człowiek który się nieprawdopodobnie zmniejsza
Czas trwania: 81 min
Gatunek: Sci-Fi
Reżyseria: Jack Arnold
Scenariusz: Richard Matheson, Richard Alan Simmons
Obsada: Grant Williams, Randy Stuart
Zdjęcia: Ellis W. Carter
Muzyka Irving Gertz, Earl E. Lawrence, Hans J. Salter, Herman Stein