Wstyd przyznać, ale nie znałem Olivera Stone’a od tej strony. The Hand, czyli Ręka, jest tak inne od wszystkiego co po niej powstało, iż ma się wrażenie, że twórca po jej nakręceniu usiadł i długo się zastanawiał nad tym jakie filmy chce kręcić. Nie chcę napisać, że Ręka jest kiepska. Jest nawet niezła. Chodzi o to, że filmy Olivera Stone’a „się zna”, a Ręka nijak do filmografii nie pasuje. Jest jak dziwoląg, na którego nie można patrzeć, lecz patrzysz, bo jest w nim coś niepokojącego.
Ręka opowiada historię twórcy komiksów, scenarzysty i rysownika, Jona Lansdale. Mieszkając na wsi razem z żoną i córką, wiedzie żywot w zbudowanym przez siebie patriarchalnym systemie rodzinnym. Nie zdaje sobie sprawy, że tylko jemu wydaje się, że ów rodziną zawiaduje i podejmuje najważniejsze decyzje dotyczące rodzinnego ogniska.
Rysując i publikując swoją najbardziej poczytną serię Mandango już dawno przestał doglądać domowego ognia. Żar przygasł już dawno. Nawet tlących się delikatnym płomieniem kawałków drewna ciężko już dostrzec. Nie ma nic. Jak to zazwyczaj bywa, osoba najbardziej zainteresowana dowiaduje się na końcu. Oczywiście na własne życzenie. Żona Jona, Anne, chce wrócić do Nowego Jorku. Chce również, by na chwilę od siebie „odpoczęli”. Przecież już to ustalili. „Kiedy to ustaliliśmy?” pyta Jon. Tak pewny swojej pozycji szybko zaczyna chwiać się na nogach. Utarczki, kłótnie, brawurowa jazda samochodem z żoną, wypadek.
Od tego tak naprawdę się zaczyna.
Wypadek w filmie Oliver’a Stone’a to najlepsza scena z filmu. Musicie to zobaczyć. Kłótnia na drodze, wymijanie, dłoń za oknem, BAM! Nie ma dłoni. Posoka na bohaterach, wrzaski, krew na twarzach, ambulans. Wszystko wygląda jak na miejscu zbrodni,
Oliver Stone zmierzył się z horrorem i po Ręce już nigdy do niego nie wrócił. Początek, wypadek i pomysł na cały film, niezły. Rysownik pozbawiony dłoni zaczyna świrować, co odbija się na nim, rodzinie i całym otoczeniu. Zaś odłączona od ciała dłoń, zaczyna żyć własnym życiem. To znaczy nie tyle własnym, co mocno powiązanym z niedawnym właścicielem. Dłoń śledzi, tropi i w końcu zabija…
Dla mnie obraz okazał się miejscami nieznośnie nużący. Przyznaję, że Stone podszedł do sprawy ambitnie. Chciał pokazać stratę dłoni jednocześnie jako traumę. To mu się poniekąd udało. Przede wszystkim ze względu na Michaela Caine’a. Miałem mieszane uczucia, gdy widziałem go w takiej roli. Z jednej strony, na początku, nie pasował mi kompletnie do tematu. Głównie ze względu na warunki fizyczne i aparycję. Ciepła klucha Caine mający zmierzyć się z morderczą dłonią? Hmm. Z drugiej strony, angaż Caine’a przyniósł nieoczekiwany efekt. To własnie ta ciepła klucha pokazała mrok na twarzy. Był szarym człowiekiem, w rezultacie zdominowanym przez wszystkie swoje obsesje. Caineowi udało się pokazać, a raczej ukryć coś mrocznego. Widzimy tylko skrawek, choć wiemy, że drzemie tam o wiele więcej zła. Taki właśnie jest Michael Caine w filmie The Hand.
Naiwność. Jestem w stanie przełknąć, odrzucając realizm na rzecz historii, większość ze scen horrorów. Jednak co innego, gdy bohater ucieka i ukrywa się przed jakimś wielkim stworem, a co innego, gdy dłoni z filmu Ręka udaje się dusić, szarpać, zabijać… To przecież tylko mała dłoń… No cóż. Film w końcu nabiera halucynogennego klimatu (i dobrze). Jonowi zaczyna coraz bardziej odwalać. Dłoń radzi sobie coraz lepiej, a my wciąż czekamy na coś spektakularnego. Niestety, nie doczekamy się. Dostaliśmy klimatyczny dreszczowiec z fajnym początkiem, dłuuuugim środkiem i niezłą końcówką. Całość średnia, choć przyznam, że chciałbym się przenieść do alternatywnej rzeczywistości, w której Oliver Stone kontynuował swoją karierę reżyserską jako twórca horrorów..
Czas trwania: 104 min
Gatunek: Horror, Dramat
Reżyseria: Oliver Stone
Scenariusz: Oliver Stone, Marc Brandel
Obsada: Michael Caine, Andrea Marcovicci
Zdjęcia: King Baggot
Muzyka: James Horner