Moja poniższa recenzja ukazała się również na portalu NoirCafe.pl, link tutaj.
Wjechałem do Miasta Grzechu w idealnym czasie. Wydaje się wręcz, że twórcy ustawili premierę pode mnie :). Kryzys wieku średniego puka do drzwi, praktycznie już nie wychodzę na miasto. Tylko dom, praca, dom, praca. Nudy. Butelka wódki stoi od roku w lodówce nie tknięta. Piwo otwieram i wypijam do połowy. No i wjechałem do Sin City, siedząc z kilkoma widzami na sali…
Robert Rodriguez do spółki z Frankiem Millerem wzięli mnie pod ramiona i dosłownie porwali w świat grzechu. Nawet nie zaprosili, tylko wrzucili przez okno. Tu nie ma czasu na wprowadzenie, pierwszy akapit i panowie – twórcy od razu przystępują do opowiadania.
Bo czyż w komiksach jest miejsce na przydługi wstęp, na nakreślenie życiorysów bohaterów? Nie ma czasu. Pierwsze kadry, dymki i już wiemy o co chodzi. Całość jak na komiks noir przystało jawi się nam, widzom, w dwóch podstawowych barwach. W bieli i czerni. Nie ma tu domysłów, roztrząsania winy i kary. Akcja rodzi reakcję, od razu i najczęściej bez planu. Seans był jak zaczerpnięta wiadrem historia z rynsztoka i chluśnięta nam prosto w twarz. Macie! Nie ważne, że poznajecie postacie w połowie życiowej drogi, że musicie dorysować to co było i będzie. To jest Sin City, a to są jego mieszkańcy.
Producenci zatem przygotowali coś w rodzaju segmentów/rozdziałów, płynnie przenikających/zazębiających się na jednym wspólnym mianowniku, którym jest Kadie’s Club Pecos. Zapewne jeden z wielu klubów ze striptizem w mieście grzechu. Wcale nie mamy przeświadczenia, iż jest to jedyne lubieżne miejsce w okolicy. Twórcy dają nam otwarty świat i wiemy, że takich klubów jest bez liku tuż za rogiem. Poznajemy więc Johnnego, niechcianego syna najgrubszej ryby w mieście, senatora Roarka. W tej roli (Johnnego) Joseph Gordon-Levitt, który gra karcianego zakapiora, który postanowił ośmieszyć swojego ojca, karcianego etatowego zwycięzcę. U podłoża rywalizacji leży wiele bólu, zniszczone życie, stłamszona matka Johnnego.
„She was a whore….
… She was an angel!!!!”
Etatowym zwycięzcą w pokera zostaje się tylko i wyłącznie dzięki pozycji, nie umiejętnościom… Roark ma więc władzę, Johnny multum asów w rękawie. Jest też Dwight, czyli Josh Brolin, trochę detektyw od przyszłych spraw rozwodowych (pstryka fotki na zlecenie podejrzliwych żon). Walczy z nałogami (wieloma). Walczy z powracającą miłością, tytułową Damulką. Namiętność, gniew i toksyczne uczucie na miarę Sailora i Luli z Dzikości Serca.
Jest w końcu tancerka ze sceny w klubie Kadie’s, Nancy, czyli Jessica Alba. Nancy nakręca cały lokal. Klienci walą drzwiami i oknami, by obejrzeć z jęzorami przy podłodze jej występ. Skąpo odziana, z błyskawicą w oku, ze wzrokiem wpatrzonym w znienawidzonego Roarka. Tak, to właśnie pan senator jest odpowiedzialny za śmierć miłości jej życia. Zemsta w końcu musi zebrać krwawe żniwo.
Trzy historie kroczące przez papierosowy dym i opary alkoholu. Wszystkich jednak spina, trzyma i nie pozwala się rozpaść Marv. To on jest tutaj numerem Uno. Ten, który nie uznaje żadnych świętości. W którego żyłach płynie wódka, a proch strzepuje każdego poranka ze skórzanej kurtki. Mickey Rourke, z charakteryzacją na boksera wagi ciężkiej po 400-stu walkach, wciąż robi wrażenie. Marv jest jak komiksowy Lobo, który nie uznaje żadnych autorytetów. Jest siewcą śmierci i aniołem zagłady. Jest też jednoosobowym oddziałem. To on rozdaje karty w tym mieście. Jaki będzie mieć wpływ na wszystkich bohaterów? Dlaczego lepiej mieć go za przyjaciela niż wroga? Przekonacie się w trakcie seansu.
Obecnie adaptacje komiksów atakują nas z każdej filmowej strony. Naprawdę jest w czym wybierać. Jednak porównując je do na przykład zaparzonej herbaty:), wszystko to co widzieliśmy od 2005 roku, czyli pierwszego Sin City, jest tylko tą herbatą. Miasto Grzechu jest komiksową esencją, fusami. To jest po prostu komiks w kinie. Każdy kadr, każda scena aż prosi się o wstawienie dymka z podpisem. Każda zaś stopklatka z powodzenie mogłaby ozdobić niejedną ścianę w pokoju. Obraz jest tu majstersztykiem, poezją klasy i stylu. Noir, mój drogi panie, wszędzie noir. Przekupni gliniarze, przygaszone latarnie, giwery pod marynarkami i stołami. Noc, która służy za dzień i NIGDY na odwrót. Nie trzeba być wielkim entuzjastą i znawcą, by po seansie wyłapać choć kilka ujęć i stwierdzić „o! to wygląda jak strona z komiksu”. Klimat? Tak, zgadza się, pierwsze Sin City było czymś nowym i każde kolejne będzie wtórne. Jak można zarzucić filmowi, że nie jest oryginalny? To tak jakby kolejny częściom Rambo wytykać, że znowu jest tak dużo strzelania. Sin City 2 to kolejny komiks z serii. Cieszmy się więc tym wydaniem. Tu nie ma straty jakości. To kolejna bardzo dobra część. Akcja zapieprza do przodu, dialogi są ostre, proste, krótkie i dobitne.
„..Poczułem atomówkę w kroku… a teraz towarowy na ryju…”
Taki jest właśnie Sin City. Nie będzie to ryzykowne stwierdzenie, jeśli przypiszę tytuł do kina męskiego. Jest wóda, seks, są cycki, gnający ford mustang i masa rozerwanych kończyn. Jest wszystko to czego chciałem w tym filmie. Jednym słowem, petarda. Doskonale rozumiem dla kogo jest ten film i doskonale zrozumiem tych, którym się nie spodoba. Po seansie odwróciłem kartkę komiksu i nic już tam nie było. Historia skończyła się równie szybko jak zaczęła. Musiałem wyjść z Kadie’s Club. Wsiadłem do fury i przejechałem przez most w swoim mieście wykręcając 140km/h. Tak… żeby choć na chwilę przenieść się do miasta grzechu. Polecam, oczywiście film, a nie taką jazdę w terenie zabudowanym 🙂
Czas trwania: 102 min
Gatunek: Kryminał
Reżyseria: Frank Miller, Robert Rodriguez
Scenariusz: Frank Miller
Obsada: Mickey Rourke, Jessica Alba, Josh Brolin, Joseph Gordon-Levitt, Rosario Dawson, Bruce Willis, Eva Green, Ray Liotta, Christopher Lloyd
Zdjęcia: Robert Rodriguez
Muzyka: Carl Thiel, Robert Rodriguez