Seans w ramach Letniego Prania Mózgu w mieście Bydgoszcz. Sound Of Noise, czyli Nieściszalni prosto ze Szwecji. Miała być komedia kryminalna, a wyszedł obyczaj z elementami ironii. Nie poczułem tu kryminału, choć kilka składowych było. Policjant, pościg i szukanie tropu, a jednak…
Sound of Noise jest z pewnością obrazem oryginalnym. Tego mu nie odmówię i chociażby za to oceniam na plus. Z setek zalewających nas fabuł coś nowego zawsze powinno być docenione. Więc brawa za samą próbę przełamania schematu. Z wykończeniem było już gorzej. W skrócie film opowiada o muzycznej grupie anarchistycznej. W rozwinięciu, poznajemy ją, czyli Sannę (Sanna Persson) i jego, czyli Magnusa (Magnus Börjeson).
br> br>
On, jeden z muzyków. Ona, jako mózg całej operacji. O co chodzi naszej dwuosobowej (na początku) grupie? O wyciągnięcie ludzi z filharmonii na ulicę. O zburzenie muru z trudem budowanego przez akademickich nauczycieli i wciągnięcie słuchaczy w zabawę. W końcu o to, że nie trzeba być znawcą, by o muzyce rozmawiać i cieszyć się nią. Muzyka jest wszędzie, na ulicy, w odgłosie zmienianych biegów w samochodzie, w naszych krokach. O to właśnie chodziło twórcom filmu.
br>
Sanna i Magnus werbują zdolnych indywidualistów – muzyków, by wprowadzić w życie projekt „Muzyka na jedno miasto i sześć perkusji”. Projekt zakłada przemyślane akcje, w których dźwiękorryści wpadają w wyznaczone miejsce i przy użyciu elementów „scenografii”, czyli stołów, krzeseł i wszystkich przedmiotów wokół, dają spłoszonym obywatelom jedyny w swoim rodzaju koncert. Coś na zasadzie Flash Mobu połączonego z widowiskiem a’la zespół Stomp. Ponieważ miał to być kryminał, trzeba było wprowadzić potrzebne gatunkowi cechy.
br>
Jest więc policjant (Bengt Nilsson), który jak sam wykrzyczał w jednej ze scen, muzyki nienawidzi. Nienawidzi jej odkąd pamięta. Pochodzi z rodziny muzycznej, gdzie zamiast sztućców używano smyczków 🙂 Jemu samemu nadano imię Amadeusz i dziwie się, że jako dziecku nie wytatuowali klucza wiolinowego na plecach. Tak na przyszłość, bo przecież ma być muzykiem! Musi być muzykiem. Został policjantem. Na szczęście brat jest światowej sławy dyrgentem, rodzice więc nie utonęli w rozpaczy.
br>
Jest więc ironia, bo policjant, którego terroryzowano muzyką od dziecka, musi teraz złapać tych, którzy chcą nią terroryzować miasto. Dobry pomysł, ale.. Nudne to było. Grupa pod wodzą Sanny ma do wykonania kilka „rozdziałów” ze swojego planu i niestety regułą jest w filmach, że w przypadku „rozgrywania” kolejnych scen, po pierwszej nudnej widz już się zaczyna męczyć. Owszem, kolejne mogą być niezłe, lecz znacie to uczucie, gdy szepczecie: maaatko jeszcze muszą zrobić to i to i koniec filmu. Tu właśnie tak było.
br>
Bez nerwu i pazura. Anarchii tu było za grosz. Chcieli obudzić miasto, a zwrócili uwagę kilku osób. Chcieli dokonać przewrotu, a w rezultacie byli ciekawostką na Youtube. Nie czułem rewolucji, nie czułem nic. Spałem, może nie dosłownie, ale do dosłowności już było nie daleko… „Aż” średnia ocena, za pomysł.
Czas trwania: 98 min
Gatunek: Komedia Kryminalna, Muzyczny
Reżyseria: Ola Simonsson, Johannes Stjärne Nilsson
Scenariusz: Ola Simonsson, Johannes Stjärne Nilsson
Obsada: Bengt Nilsson, Sanna Persson
Zdjęcia: Charlotta Tengroth
Muzyka: Fred Avril, Magnus Börjeson, Six Drummers