Urodzony 16 sierpnia,
James Cameron
Reżyser i producent, kolejny wielki wizjoner (tak, wiem, już kilku tu gościło). To ten typ twórcy, który po zakończeniu dużego projektu chciałby, żeby jego następny przyćmił poprzedni przede wszystkim pod względem jakości technicznej. Nie jest to koniecznie wskazane dla filmu. No, bo na przykład, gdy dostajemy syty, doskonały obiad, którym się wyśmienicie najedliśmy, to czy naprawdę szef kuchni przy naszej następnej wizycie powinien przygotować wszystkiego więcej? Nie. Być może powinno być inaczej, ale nie inaczej plus więcej. Taki właśnie jest Cameron. Jego Avatar jest właśnie takim posiłkiem, który zaserwował sobie gość w Sensie Życia wg. Monthy Pythona. Pamiętacie jak się to skończyło? Dla mnie właśnie taki jest finał filmografii Camerona…
Cenię go oczywiście za kilka tytułów, wielbię za trzy. To bez dwóch zdań twórca kina rozrywkowego. Korzystający ze wszystkich dobrodziejstw techniki, która rozwijała się wraz z rozwojem kinematografii. Wiadomym jest, że wprowadzał do kina wiele nowości. Efekty, rozwiązania techniczne, sposoby kręcenia. Cała jego obejrzana filmografia w liście poniżej. Być może ostatnie miejsca są kontrowersyjne. No cóż. Ja tego nie przełknąłem.
Na ostatnim miejscu chciałem umieścić tytuł, którego nie widziałem, Świadomie. Nie widziałem, i nigdy nie zobaczę. Film o łódce. To moja przestrzeń w Internecie, więc mogłem zrobić co chcę:) Jednak ponieważ czytelnikom należy się choć odrobina rzetelności ode mnie, o najgorszym dokonaniu Camerona będzie pod listą.
MIEJSCE 7
Avatar (2009). Byłem na tym filmie tak jakby sobie tego James zażyczył. W 3D, na full wypas. Pamiętam ten seans. Niekoniecznie film, a męczący, dłużący się seans. Dno, badziewie i nuda. Film o niebieskich ufoludkach na obcej planecie. Oprócz tego są naukowcy, próbujący skrzyżować DNA sparaliżowanego weterana wojennego (Sam Worthington), z DNA obcych. W ten sposób stworzony Avatar ma przejąć kontrolę nad ciałem Na’vi (tak się nazywa rasa zamieszkująca planetę). To jest tak bzdurne, że nawet nie wiem czy dobrze streściłem. Jest jeszcze zły pułkownik, który chce zniszczyć pradawne drzewo? Są pro-ekologiczne pierdoły i jeden wielki, kolorowy koktajl. Ja wypiłem i zwróciłem. 4/10
MIEJSCE 6
Piranha Part Two: The Spawning – Pirania 2 Latający Mordercy (1981). Śmieszne to było. To znaczy nie ma nic śmiesznego w latających piraniach, bo zapewniam, że byłbym pierwszym, który ucieka, ale… Zmutowane głodne i krwiożercze piranie obierają sobie za cel pożreć wszystkich hotelowych gości. Ci zaś cieszą się z nadchodzącej imprezy, która o zgrozo, ma się odbywać na plaży. Zresztą to i tak jest nieważne, bo przecież to są latający mordercy. Tak jak napisałem, kilka fajnych scen, muzyka i już. Podobało mi się. 7/10
MIEJSCE 5
True Lies – Prawdziwe Kłamstwa (1994) Dobra wariacja na temat filmów o Bondzie. Agent 007 wprawdzie nigdy nie miał 56cm w bicepsie, jednak wiele rzeczy się zgadzało. Wiódł podwójne życie. Był zatrudniony przez służby specjalne. Używał zajebistych gadżetów. Jednak przede wszystkim robił totalny rozpieprz w okolicy. No i miał fajną żonę, Jamie Lee Curtis, która miała wtedy 36 lat i wyglądała zajebiście 🙂 Dobry, napakowany akcją film z wieloma scenami, które przeszły do klasyki gatunku, jak akcja na moście, czy sceny z harrierem w centrum miasta. 7/10
MIEJSCE 4
The Abyss – Głębia (1989). Wydaje mi się trochę niedocenionym filmem. Głębię widziałem jakieś 5-6 razy i zawsze robiła na mnie wrażenie. Cameron znowu dołożył do pieca i pokazał efekty z morfingiem, które musowo musiały być pokazane w zwiastunie… Główne zarzuty jakie pojawiały się przy okazji Głębii to to, że podobno przynudzała. Nieprawda! Historia załogi łodzi podwodnej, która trafia na tajemniczy obiekt w głębinach oceanu. Mary Elizabeth Mastrantonio, Michael Biehn i Ed Harris. Świetna muzyka Alana Silvestriego, wspomniane efekty, scenariusz, który trafił we mnie jak nóż w masło. 8/10
MIEJSCE 3
The Terminator – Elektroniczny Morderca (1984). Tak jest! Największa konkurencja dla Wirującego Seksu w kategorii niezrozumiałych tłumaczeń. Arnold Schwarzenegger w roli T-800, wysłanego z przyszłości robota jest idealny. On JEST tym robotem. Przybywa z przyszłości, by zgładzić matkę przyszłego rewolucjonisty. Sarah Connor jeszcze nie wie, że jej syn John ma poprowadzić ludzkość do walki ze zbuntowanym systemem – Skynetem. Ha! Ona jeszcze nie wie, że będzie w ciąży 🙂 Przed zbrodniczymi zapędami Arniego ma ją obronić następny wysłannik z przyszłości Kyle Reese (Michael Biehn). Terminatora widziałem kilka razy. WSZYSTKO się tutaj zgadza i praktycznie znam go na pamięć. Te efekty, ten moment, gdy Terminator rozcina sobie rękę w celu samo naprawy. No i finałowa walka. Biehn zresztą też dawał radę. Szkoda, że coś się załamało w jego karierze. Nie zapominajmy o Sarze Connor, jedynej kobiecie, która mogła zastąpić Ripley 🙂 8/10
MIEJSCE 2
Terminator 2: Judgment Day – Terminator 2: Dzień Sądu (1991). Kolejny obraz Camerona, który „męczyłem” na odtwarzaczu VHS. Kolejny kamień milowy w kinematografii. Morfing na taką skalę, przy takiej historii był zabójczy. To było pier***nięcie. T-1000, czyli zajebisty Robert Patrick vs T-800, czyli zajebisty Arlond Schwarzenneger. Uwielbiam wszystkie sceny z tego filmu. Ten bieg Patricka na parkingu, helikopter, jeszcze ucieczkę na motorze i jeszcze ten helikopter, i sceny w szpitalu, i jeszcze… i jeszcze muzyka, i scena na korytarzu ze strzelbą, i jeszcze… Co tu dużo pisać. Kawał zajebistej rozrywki. Ah, mam żal do Ciebie Furlong, że po TAKIM debiucie rozmieniłeś swój talent na drobne (ok, było jeszcze American History X, jednak jedna jaskółka…) T2 – 9/10
MIEJSCE 1
Aliens – Obcy: Decydujące starcie (1986). Tak. To jest najlepszy film Jamesa Camerona. Po pierwsze to science fiction, mój gatunek. Po drugie, petarda:) Nie ukrywajmy, seria o Obcym ma szczęście do reżyserów. Mam nawet wrażenie, że była to najważniejsza decyzja przy rozpoczynaniu produkcji kolejnych. Każdy z twórców wniósł kawał swojego serca do opowieści. Każda część była silnie nacechowana stylem reżysera. Każda też mi się podobała. Jednak Obcy: Decydujące starcie to petarda sci-fi. Opowieść o Ripley, która wraca na planetę swojego największego koszmaru poraża tempem. Widz naprawdę ma na początku nadzieję, że oddział marines, skurwysynów w każdym calu, ma szansę przynieść sukces misji. Jednak wszystko poszło nie tak. To jest po prostu wojna. Marzę o takich sci-fi. Z takim klimatem, muzyką i postaciami. Chciałem stanąć z nimi w szeregu i napieprzać do Obcych. Chciałem chociaż podawać amunicję Vasquez… Ten film nic a nic się nie zestarzał. Dzięki James za ten film. Za te TOP4 tytułów jestem Ci w stanie wybaczyć Titanica i Avatara… Aliens 9/10 + petarda
Titanic (1997). Mój świadomie nie obejrzany. Zdaje sobie sprawę, że może brzmi to nieprofesjonalnie, ale Fuck it. Nie jestem profesjonalistą, więc mogę tak pisać 🙂 Nie cierpię tego filmu. Statek wypływa i tonie. Koniec. Wywalanie setek milionów pierdylionów na historię miłosną na łódce jest dla mnie niedorzeczna i tyle. No i to jeszcze trwa 3 godziny! Nie ma NIC co by mnie zmusiło bym obejrzał Titanica. Nawet plakatu nie wkleję… No cóż. Tak się układa lista i chociaż tak jak napisałem przy okazji miejsca pierwszego wciąż lubię Camerona, to wisi jakieś widmo nad naszą znajomością. Jakie? Kolejne części Avatara… Wynika z tego, że do roku 2018 James Cameron nie nakręci nic ciekawego…
Jak Wam układa się lista? Może jednak znajdą się obrońcy Titanica i Avatara?