Alejandro González Iñárritu i jego piękne
Biutiful. Piękne? Poniekąd tak. Historia, która od pierwszych minut nie daje szans na happy end jest piękna dzięki muzyce i zdjęciom. Jednak świetna ścieżka dźwiękowa (jak zwykle u reżysera), niezwykle oświetlony i sfotografowany plan zdjęciowy to tylko opakowanie. Wnętrze jest brudne, złe i porażające surowością.
Głównego bohatera Uxbala (Javier Bardem) poznajemy jako stojącego w lesie człowieka z twarzą, na której gościło w życiu zdecydowanie więcej zmartwień niż radości. Na początku sam, pośród drzew, w ośnieżonej scenerii. Nie jest mu zimno. Obserwuje w napięciu leżącą sowę. Powietrze jest tak zmrożone, że prawie czujemy ujemną temperaturę. I wszystko jest tak czyste.
Jakby coś się skończyło. I wszystko jest tak spokojne. Jakby na świecie był tylko Uxbal. W końcu pojawia się drugi mężczyzna wraz z nim na twarzy głównego bohatera pojawia się uśmiech. Stary znajomy? Bratnia dusza? Nie dowiemy się tak szybko….
Akcja przenosi się we właściwe miejsce. Do Barcelony. Miasto, które nie widziało śniegu od dawna. To właśnie tutaj dowiadujemy się o Uxbalu wszystkiego. Że jest cinkciarzem, że bierze prowizję od nielegalnego zatrudniania chińskich imigrantów. Że pośredniczy w sprzedaży podrobionych torebek. Opłaca sprzedajnego gliniarza. Co jeszcze? Aha, ma żonę, z którą już nie mieszka, bo ta częściej śpi w cudzym niż w swoim łóżku, a wino traktuje jak poranną kawę. No i dwójka dzieci, tak naprawdę to one są w tej historii niewinne. Nie zrozumcie mnie źle. Uxbal nie jest złym człowiekiem. Po protu się dopasował. Sierota, wychowanek ulicy, bez wykształcenia, po prostu wcisnął się jak klocek w brakujące miejsce na ulicach Barcelony. I to na tych ulicach, których próżno szukać w folderach turystycznych.
O czym opowiada Iñárritu? Jak to zwykł robić w pozostałych filmach, tak też i tutaj miesza wątki, gdzie karma jest tą najważniejszą, czyhającą na „swoje” suką. Nie można mieć tego karmie za złe. Możemy czuć współczucie do żyjącego na skraju biedy Uxbala i jego dzieci, ale co mamy w takim razie czuć do zwiniętych jeden przy drugim imigrantów w brudnej, wilgotnej piwnicy?
Jest więc on, Uxbal, czyli świetny jak zwykle Bardem. Czym się zajmuje już wiemy. Dowiadujemy się też na początku, że dochodzi mu jeszcze jeden odważnik do bagażu. I to najcięższy. Nowotwór. Teraz mając wyrok na horyzoncie, mnóstwo nie załatwionych spraw, dzieci, które do końca nie rozumieją co się dzieje w domowo-małżeńskim bałaganie, Uxbal próbuje rozliczyć się ze wszystkim i wszystkimi. Naprawdę? Próbuje? Karma wciąż czeka na gzymsie. Obserwuje z góry każdy jego krok.
Jest ona, Marambra (Maricel Álvarez), czyli żona. Żona? Na pewno? Sąd zabrał jej prawo do opieki. Alkohol, narkotyki, cudzołóstwo.
„…Chcę się czasem zabawić !!”
Droga Marambro. Wszystko jest dla ludzi. Ty niestety nie znasz umiaru. Karma również z Tobą zrobi porządek.
Jest też brat Uxbala. Znacie powiedzenie „wyszaleć się za młodu”. Ten, pomimo słusznego wieku, ładuje w siebie wszystkie używki. Karma i na niego patrzy.
Są handlarze ludzkim towarem, tanią siłą roboczą. Chiński „przedsiębiorca” sprowadzając nielegalnie z ojczyzny kilkudziesięciu rodaków daje im pracę. Super? W piwnicy, ściśnięci całymi rodzinami w liczbie kilkudziesięciu na kilkunastu metrach. Muszą żyć w ukryciu. Hiszpania wie jak się rozwiązuje problemy z „nielegalnymi”.
Te wszystkie postaci i jeszcze kilka na tle Barcelony. Kolorowej, egzotycznej, brudnej i niebezpiecznej. Uxbal odwiedza miejsca, do których nie zaprowadzi żaden przewodnik turystyczny. Jednak jest jakiś magnes w tych wąskich uliczkach. Coś co powoduje, że podoba nam się ten widok. Feeria barw wraz z klasyczną gitarą w tle daje niepowtrzalny klimat. No i stolica Katalonii w nocy. Latarnie, biurowce i ciepłe powietrze na zimnych twarzach. Uxbal stoi na tle miasta, już od kilku godzin skąpanego w mrokach nocy. Patrzy bezradny na miejsce, w którym się wychował. W tle spokojna gitara. Tak pięknie pokazać miasto nocą potrafi jeszcze Michael Mann.
Pomimo tego, że pierwsze skrzypce gra oczywiście Bardem, to gdy w kadrze pojawia się Maricel Álvarez, czyli filmowa Marambra, Javier jakby blednie. Álvarez powinna za tę rolę zgarnąć wiele, wiele nagród. Nie wiem czemu została pominięta przy nominacjach przy okazji najważniejszych festiwali.
Dobry film. Niełatwy niestety w odbiorze. Zapewne niektórych przerazi sam fakt, iż jest to dramat trwający prawie trzy godziny. Jak długo można pokazywać ochłapy życia? Jednak… to wciąga. Do końca mamy nadzieję, że Uxbalowi zaświeci słońce. Chociaż na chwilę. No, ale czy cuda się zdarzają?
Czas trwania: 148 min
Gatunek: Dramat
Reżyseria: Alejandro González Iñárritu
Scenariusz: Alejandro González Iñárritu, Armando Bo, Nicolás Giacobone
Obsada: Javier Bardem, Maricel Álvarez, Eduard Fernández
Zdjęcia: Rodrigo Prieto
Muzyka: Gustavo Santaolalla