Urodzony 15 sierpnia, Alejandro González Iñárritu
Meksykański reżyser, scenarzysta i producent. Iñárritu ma ciekawą biografię. W wieku 17 lat rozpoczął pracę na kontenerowcu. Na statkach pływał 2 lata. Zawijał do setek portów, a pływał głównie po Atlantyku. Podejrzewam, że te 2 lata musiały mocno wpłynąć na jego reżyserską pracę. Mnogość kultur, które poznał, zwyczaje, różne podejście do życia. Wrócił do kraju, na studia. Po skończeniu tychże rozpoczął pracę jako didżej w radio. Mexican Radio Station WFM nazywała się stacja, która zresztą w czasie pracy Alejandra stała się najpopularniejszą stacją w kraju. Później potoczyło się standardowo dla kogoś kto wspina się po szczeblach w filmowej branży. Założył studio producenckie. Produkował, pisał i reżyserował reklamówki, krótkie metraże, filmy na zamówienie itd.
Z ciekawostek wspomnę, że miał polski epizod. Alejandro studiował reżyserię między innymi pod okiem Ludwika Margulesa, polskiego reżysera oper i sztuk teatralnych (zmarłego w 2006 roku). Spokojnie, nie wiedziałem tego, przeczytałem po prostu :).
21 Grams – 21 Gram (2003). To był drugi film po debiucie i z pewnością na twórcy ciążyła ogromna presja. Powtórzyć sukcesu się nie udało. Jednak to niezły film. Wydarzeniem wiążącym wszystko i wszystkich w tym filmie jest wypadek. Paul (Sean Penn), Jack (Benicio Del Toro) i Cristina (Naomi Watts). Śmiertelnie chory matematyk, kryminalista i narkomanka. Wskutek wypadku, którego sprawcą był Jack ginie rodzina Cristiny. Zaś serce zmarłego w tym wypadku męża Cristiny ma dostać Paul. Trochę wykręcone? Nawet nie trochę… Film o zemście, odkupieniu i przebaczeniu. Pierwiastek wydarzeń nieprawdopodobnych był w tym filmie na granicy dobrego smaku. 6/10
Amores perros (2000). Petarda. Chorowałem na ten film. Dosłownie.Opowieść wciągnęła mnie bez reszty. Klimat, wielowątkowy scenariusz, muzyka, zdjęcia i genialny Gael García Bernal. Dla aktora ten film był biletem to fabyki snów. Poza tym to był jego kinowy debiut. Zresztą tak samo jak reżysera. Wielki sukces Iñárritu i wielki sukces Meksyku na filmowej mapie świata. Zresztą… tam ten film jest po trosze traktowany jak u nas „Psy” Pasikowskiego. Skąd wiem? Ha! Rozmawiałem kiedyś z jedną meksykanką, raczej spoza sfery „kinomańskiej”. Kobieta z zupełnie innej bajki. Poza tym już poniekąd spolszczoną Rozmowa zeszła na kulturę meksykańską i koniec końców na kino. Dużo meksykańskich filmów nie widziałem, jednak w czasie rozmowy pochwaliłem Meksyk za Amores…
No i dowiedziałem się, że jest on niemal przedmiotem kultu i generalnie wszyscy go tam widzieli
Dla mnie to numer jeden na liście. Mocne, dobitne i ostre jak wściekłe psy walczące w kilku scenach. Nie będę nawet pisał o czym jest film. Znajdźcie i obejrzyjcie.. 10/10 + petarda.