Urodzony 24 lipca, Gus Van Sant.
Reżyser z mrokiem wypisanym na twarzy. Wielki miłośnik muzyki rockowej. Choć zrobił kilka filmów pod jury akademii filmowej przyznającej Oscary, to generalnie uznawany jest za twórcę kina niezależnego. Oprócz produkcji kinowych, kręci też krótkie metraże i teledyski. Eksperymentator. Reżyser, który nie boi się wyzwań, nie boi się porażek (choć te, najczęściej komercyjne, się zdarzały). Często pracuje w Hollywood, lecz nigdy tak naprawdę do niego nie należał. Debiut Mala Noche zrobił za niecałe 30 tysięcy dolarów. Zdobył tym samym rozgłos i uznanie. W swoich filmach, poruszając w większości przypadków tematy trudne, ucieka od moralizowania. To my widzowie, zawsze musimy wybrać.
My musimy ocenić. Gus Van Sant nigdy nie wskazuje odpowiedzi. Osoby uzależnione, wyalienowane, samotnicy, z problemami wszelkiej maści. Jednym słowem postacie z niezłym bałaganem w głowie. To jest właśnie świat Gus Van Santa…
Cała obejrzana filmografia, choć niestety niepełna, poniżej. Zachęcam do komentowania.
Psycho – Psychol (1998). Kopia Psychozy Hitchocka. Vince Vaughn, Anne Heche, Julianne Moore, Viggo Mortensen, William H. Macy, czyli obsada, która robi wrażenie. Eksperyment Van Santa wyszedł słabo. Nie znają się, krzyczał zapewne artysta. Nie za bardzo wiedziałem o co tu chodzi. Niby remake, niby Vaughn fajnie zagrał, a jednak… coś nie iskrzyło. Może zniesmaczył mnie sam fakt, próby zabrania się za mistrza? Owszem, z jednej strony było coś nęcącego w oglądaniu tej historii w kolorze, z innymi aktorami (skądinąd świetnymi). Z drugiej strony Van Sant, oprócz idealnej kopii, nie dał nic od siebie… Nie dał? 4/10
MIEJSCE 9
Finding Forrester – Szukając siebie (2000). Jako że Van Sant jest również powieściopisarzem (ukrywającym się podobno pod pseudonimem J.T. LeRoy), musiał się w końcu zabrać za temat bliski jego sercu. Główny bohater William Forrester (Sean Connery), okrzyknięty najwybitniejszym amerykańskim pisarzem XX wieku, napisał jedną powieść. Napisał ją 40 lat temu i tyle go widzieli. Zaszył się w małym mieszkanku i myślał, że spokojnie dokończy swoje życie wśród zastawionych książkami szaf. Nic z tego, dochodzi do konfrontacji pomiędzy nim a Jamalem, czarnoskórym koszykarzem, licealistą z Bronksu. Okazuje się, że chłopak ma talent pisarski i teraz pod skrzydłami Forrestera zaczyna się rozwijać. Taki to grzeczny film, z którego de facto mało pamiętam. Pamiętam historię, pamiętam Connerego, pamiętam końcówkę i pamiętam, że był średni. 5/10
MIEJSCE 8
Promised Land (2012). Ostatni Van Sant. Od razu napiszę, że był niezły. Opowieść powinna być nam bliska, gdyż dotyczy wydobycia gazu łupkowego. Steve Butler (Matt Damon) jako pracownik korporacji próbuje namówić ziemskich właścicieli do sprzedaży gruntów pod kopalnie. Całość ogląda się dobrze. Fajnie rozrysowany konflikt pomiędzy Butlerem a działaczem proekologicznym Dustinem Noblem (John Krasinski). Mały romans w tle, ładne widoki i niezły twist na końcu (nie przewidziałem !!) 6/10
MIEJSCE 7
Elephant – Słoń (2003). Film nawiązujący do strzelaniny w szkole średniej w Stanach Zjednoczonych. Chociaż wiadomo, że chodzi o Columbine, to Gus Van Sant kolejny raz porusza problem wszystkich dzieciaków z tej planety, na maksa oderwanych od rzeczywistości. Z problemami, których nie można rozwiązać po kilku sesjach u terapeuty. Film kurewsko smutny i tragiczny zarazem. Generacja, której należy się bać? Generacja, której niektóre jednostki mylą świat realny i wirtualny. Bez moralizowania, bez wyjaśniania. Film nakręcony za skromne środki z nieznanymi aktorami. Reżyser pokazał po prostu szary dzień pełen zbrodni. 7/10
MIEJSCE 6
To Die For – Za wszelka cenę (1995). Pamiętam bardzo dobrze, a widziałem raz na VHS. Świetna, powtarzam, świetna Nicole Kidman w opowieści stylizowanej trochę na filmy braci Coen. Ona, jako kobieta wspinająca się po szczeblach telewizyjnej kariery. Zaczyna od lokalnego małego studia, później wyżej i wyżej. Daje z siebie wszystko i daje całą siebie. Na drodze do celu stoją oni, tak słabi, mężczyźni. Fajne zwroty akcji i jak zwykle mocny Joaquin Phoenix i Matt Dillon. W sumie… to tak jakby nie Gus Van Sant. Tak inny od reszty jego filmografii. 7/10
MIEJSCE 5
Milk – Obywatel Milk (2008). Genialny Sean Penn jako Milk, polityk homoseksualista. Męczennik ruchu gejowskiego, działacz na rzecz równouprawnienia lesbijek i gejów. Zdaję sobie sprawę, że film idealnie wpasowuje się w gusta akademii filmowej i tym samym zebrał szereg nominacji, a później dwa Oscary, ale… Fuck it 🙂 Dobrze się to oglądało, Penn wymiata, Diego Luna i James Franco też wymietli. No i pomijając poważną tematyką, to reżyserowi udało się stworzyć fajny klimat. 7/10
MIEJSCE 4
Last Days – Ostatnie Dni (2005). Dopiero co obejrzany film Van Santa
(recenzja tutaj). Nadrobiony w związku z postem o solenizancie. Obejrzałem go też, ponieważ lubię Nirvanę. Chociaż teraz słucham wyłącznie jak leci w radiu, to sentyment pozostał. Cobaina media kreowały na przywódcę generacji grunge. On sam nie mógł się przyzwyczaić ani do sukcesu ani do sławy, która na niego spłynęła. Fani zaś do dziś nie mogą pogodzić się z jego samobójczą śmiercią. Jego ostatnie dni pokazane jako brudna i tragiczna droga przez mękę w nierównej walce z dociskającym go do ziemi uzależnieniem.
7/10
MIEJSCE 3
Good Will Hunting – Buntownik z wyboru (1997). Trochę historia jak o kopciuszku, trochę amerykański sen. Przede wszystkim świetny scenariusz i popis aktorski Robina Williamsa, Bena Afflecka i Matta Damona. William (Matt Damon) jako sprzątacz zatrudniony na uniwersytecie rozwiązuje mega trudne zadanie matematyczne pozostawione w auli. Prawda o tajemniczym geniuszu matematycznyn wychodzi na jaw. William oprócz tego, że jest utalentowany, jest też jednocześnie niezwykle… krnąbrny. Ciągłe bójki, włóczenie się po knajpach itd. Pod swoje skrzydła bierze go psychoterapeuta Sean (Oscar za tą rolę dla Robina Williamsa). Film o wielkich nadziejach i przyjaźni. Nie o takiej przyjaźni dotyczącej wspólnego łażenia i piwkowania. Tu chodzi o danie komuś kopa w dupę, by się ogarnął. Czasem o przykre, ale prawdziwe słowa. Scenariusz do filmu skrobnęli razem Affleck i Damon, zasłużenie odbierając za niego statuetkę Oscara. 8/10
MIEJSCE 2
Drugstore Cowboy – Narkotykowy Kowboj (1989). Zajebisty film. Choć przyznam że nie wiedziałem o tym „genialnym” tłumaczeniu. Kino drogi z jednym z moich ulubionych aktorów, Mattem Dillonem. Dillon jako Bob, typ uzależniony od narkotyków, w celu zaspokojenia głodu napada na apteki i szpitale w poszukiwaniu czegokolwiek co można zjeść, wypić, wstrzyknąć. Jak tytułowy kowboj, napada ze swoją bandą i rabuje wszystko co jest we fiolkach, ampułkach, itp. Bardzo naturalistyczny, mocny, i mega ciężki. Wszystko rozgrywa się w latach 70-tych, co tylko dodaje odpowiedniego klimatu. 8/10
MIEJSCE 1
My Own Private Idaho – Moje własne Idaho (1991). Dla mnie osobiście film legenda. Oglądałem go 2 razy, właśnie zabieram się powoli do trzeciego razu, już w pełni świadomego seansu. Jako gówniarz widziałem po prostu homoseksualistów i narkotyki. Później zobaczyłem dramat psychologiczny dwóch samotników, opuszczonych przez wszystkich tego świata. Para gejów, Scott Favor (Keanu Reeves) i Mike Waters (River Phoenix) w drodze do… do czego? Do szczęścia? Nirwany? Śmierci? Życia? Wszystko w oparach kiczu i miejscami absurdu.Trochę Las Vegas Parano, trochę Buszujący w Zbożu. Mike próbuje odnaleźć matkę, która go porzuciła. Scott jest na ciągłej wojennej ścieżce z ojcem – burmistrzem. Narkotyki, alkohol, męska prostytucja i wielka kreacja aktorska nieodżałowanego Phoenixa (Kijano też dawał radę:). Zajebisty film. 9/10
Najbardziej żałuję, że nie zdążyłem zobaczyć debiutu. No trudno, za rok Gus też będzie miał urodziny. Nieobejrzane filmy poniżej. Sto lat Gus!!
Mala Noche (1986), Even Cowgirls Get the Blues – I kowbojki mogą marzyć (1993), Paranoid Park (2007), Restless (2011), My Own Private River (2012), Gerry (2002).