Tymi słowami zaczyna się jedna z piosenek Elvisa Presleya, i tymi samymi słowami powinno być podpisane życie Jordana Belforta. „Amerykański sen” słyszeliśmy już w setkach filmów. „Od pucybuta do milionera” to kolejny slogan o rzekomych możliwości wielkiego kraju za oceanem.. No dobra, Jordan nie był ani pucybutem, ani też nie miewał snów o byciu milionerem. On po prostu doskonale się odnalazł w tym świecie ułudy. Ekranizację jego biografii przedstawia nam Martin Scorsese, mistrz narracji i story-tellingu. Jeden z moich ulubionych reżyserów, którego kilka filmów na stałe zajęło miejsce w moim TOP10.
Czy Wilk z Wall Street stanie się moim kolejnym ulubionym? Zdecydowanie nie. Czy Wilk z Wall Street to kolejny dobry film Martina Scorsese? Zdecydowanie tak. Napiszę więcej. To zdecydowanie bardzo dobry film. Całe trzy godziny seansu pokazują nam szybką wspinaczkę po drabinie, zabawę na górze i twardy upadek na dół. Przypomina się coś? Owszem, Chłopcy z Ferajny i Kasyno nawiązujące do innych życiorysów, są przedstawione widzowi w bardzo podobnej formie i stylistyce. Razem z Wilkiem… stanowią swoistą trylogię z jednym wspólnym mianownikiem. Jest nim główny bohater, zawsze ambitny, zawsze czerpiący z życia pełnymi garściami i zawsze dochodzący do szczytu, na którym nie jest mu dane doczekać spokojnej starości.
Oczywiście polecam. Jako nieco wulgarną, szowinistyczną, narkotyczną podróż. Od zapachu pieniędzy, przez przepych i dławienie się banknotami, po upadek i, co ciekawe, niezgorszą teraźniejszość. Bez kawioru, jednak wciąż ze smaczną szynką

Czas trwania: 179 min
Gatunek: Biograficzny, Komedia kryminalna
Reżyseria: Martin Scorsese
Scenariusz: Terence Winter
Obsada: Leonardo DiCaprio, Jonah Hill, Margot Robbie, Matthew McConaughey, Kyle Chandler
Zdjęcia: Rodrigo Prieto
Muzyka: Howard Shore