Ki-young Kim w roku 1960 stworzył film genialny. Pełne niepokoju, kameralne kino o namiętnościach, zdradzie, miłości i bólu. Głównym bohaterem filmu jest nauczyciel gry na pianinie, Dong-sik (nieżyjący już aktor Kim Jin-kyu). Prowadzi on lekcje śpiewu i gry na instrumencie w żeńskiej szkole szwaczek. Jego zajęcia są czymś w rodzaju odskoczni od normalnego trybu zajęć. Idąc z duchem czasu trzeba przecież zaspokajać wszystkie ludzkie potrzeby. Dyrekcja zadbała więc o „ukulturalnianie” się dziewcząt i zajęcia z pianistą. Dong-sik mieszka razem z ciężarną żoną i dwójką dzieci w okazałym domu na przedmieściach. Jako że domostwo jest spore, małżonka szyje i będąc jednocześnie przy nadziei pomaga jak może by zasilić domowy budżet. To jednak wciąż nie wystarcza. Dong-sik puszcza pocztą pantoflową informację o tym, iż udziela prywatnych lekcji gry na pianinie. Na odzew nie trzeba długo czekać.
To postawny, szykowny mężczyzna. Brunet z mocnym głosem i do tego wirtuoz klawiszy. Dziewczyny, w większości proste, pochodzące z prowincji, wpatrzone są w pana Dong-sika jak w obrazek. W dwóch szczególnych wypadkach zamienia się to w poważne uczucie. Na początku jest tak jak widz przeczuwa – tajny list z wyznaniem miłości, maślane oczy na zajęciach, uśmieszki i chichoty. Wiedząc o czym traktuje film, jak pewnie większość widzów wpadłem w pierwszą pułapkę zastawioną przez reżysera. Owszem, zakochana po uszy dziewczyna zapisuje się na prywatne lekcje do nauczyciela. Nie ona jest jednak przyczyną całego zła. To tylko zakochany dzieciak. Problem zaczyna się, gdy rodzina Dong-sika szuka pomocy do domu. Dziewczyna miałaby być opiekunką, pomocą domową, pokojówką w jednym. Znajduje się szybko i to właśnie od wprowadzonej, nowej postaci rozpoczyna się prawdziwa historia.
Tradycyjna koreańska rodzina, gdzie panuje patriarchalny model, jest tylko taką na pokaz. Młoda, ładna pokojówka jest jak bomba zegarowa. To prosta dziewczyna z bardzo dużym bałaganem w głowie. Rodzina, do której wchodzi tylko na pozór jest dobrze ułożoną familią. Bardzo możliwe, że reżyser chciał w zaprezentowanym przez siebie domowym ognisku, porównać je do sytuacji globalnej, do własnej ojczyzny. To właśnie wtedy na początku lat 60-tych Korea Południowa stała na skraju ogromnych zmian. I właśnie tak jak w filmie, zmiany się rozpoczynają. Pokojówka wbija się w rodzinne ciało niczym drzazga. Wiecie jak to jest, gdy probujesz ją wyjąć, a ta wchodzi jeszcze głębiej. Tak też jest z główną bohaterką. Nigdy nie mając dobrego wzorca – mężczyzny we własnym domu, w nauczycielu dopatruje się idału. Temu zaś jest do niego bardzo daleko. Na pozór szlachetny, kulturalny i obyty szybko daje się poznać jako słaby i kłamliwy. Daje się ponieść pożądaniu i własnej chuci. Jeden błąd zmienia całe życie. Jego życie, żony, dzieci. Zawsze jest ten jeden błąd. A pokojówka? Gorzej trafić nasz pianista nie mógł. Pamiętacie Misery? Tu jest po troszę podobnie. Owładnięta obsesją na punkcie mężczyzny zrobi WSZYSTKO, by mieć go tylko dla siebie.
Hanyo zostało odkryte ponownie dla widzów całego świata przez Martina Scorsese. To właśnie on, zwróciwszy swoją uwagę na filmowe dzieło koreańskiego reżysera, doprowadził do odrestaurowania i rozpowszechnienia tego czarno-białego thrillera. To właśnie thrillerowi spod znaku Alfreda Hitchcocka jest najbliżej Pokojówce. Dzięki ci, Martin, za ten ruch 🙂 Jeżeli chodzi o treść odbieraną po ponad 50 latach i aspekty realizacyjne. Film się absolutnie nie zestarzał. Cały czas szokuje. Tematy, które swobodnie porusza reżyser, musiały nieźle zagotować azjatycką krytykę. Aborcja, kobieta paląca papierosy, podniesienie ręki na płeć piękną, to wszystko po dziś dzień może wzburzyć co niektórych. Nie wiem, jakie było ustawodastwo prawne w latach 60 w Korei, ale zabieg aborcji dokonany ot tak na telefon przez profesjonalną szpitalną ekipę zbił mnie trochę z tropu. Oceniając realizację przeżyłem szok numer 2 :). Ujęcia jakie zostały użyte w niektórych momentach z pewnością zostały okrzyknięte jako co najmniej nowatorskie. Kamera jest statyczna, to fakt. W latach 60-tych bez steadycamów to było zapewne normalne. Jednak motyw z rozmawiającą rodziną w oświetlonym pokoju i stojącą w deszczu, w nocy na balkonie dziewczyną robi wrażenie. Wszystko obserwowane z perspektywy przemoczonej pokojówki, przez szybę, kadrowane z niepokojem, czekając na wybuch. To są detale, szczególy, jednak potrafią zmącić spojrzenie dzisiejszego widza. Tak samo jak kamera umieszczona w szafce, czekająca aż postać otworzy właśnie tę. Otworzyła, szybki przegląd szafki. Tak, widzi ją. Trucizna. Widz cały czas siedzi w tej szafce i patrzy raz w oczy bohaterki, raz na pudełeczko z trupią czaszką …
Mamy tutaj do czynienia z gigantem jeżeli chodzi o klimat. Zaszczucie i klaustrofobia. Dom jako arena dla mordercy, zdrajcy, męża, żony i dzieci. Wszystko duszne i mroczne. Wszystko w kilku pokojach. Niewinni nie mają gdzie uciec. No i wisząca nad wszystkimi trucizna, która w końcu musi zostać użyta. Przecież zbyt często ją widzimy. Nie pistolet, nóż, tylko właśnie klasyczna trucizna, która potrafi zmienić bieg historii.
Są minusy, jednak tylko ze względu na ząb czasu, który nadgryzł kopię. Nie wiem na jakim materiale pracowali specjaliści od odświeżania jakości, jednak musieli przejść drogę przez mękę. Widać to w momentach, gdy jakość jest wyraźnie poprawiona, w innych pomimo usilnych starań, jest jak jest. Troszkę za mgłą, trochę prześwietlone. To samo z montażem. Urywany, szarpany. Postać zaczyna mówić, ciach, wchodzi do pokoju. Niestety, może to niesprawiedliwe, jednak faktem jest, że obniża to ocenę seansu jako całości.
Nie da się ukryć, że bogactwo treści dosłownie wylewa się z ram tego filmu. Owszem przyznaję, lubię tę papkę, którą puszczają obecnie w kinie. Bawią mnie i cieszą efekty za 200 milionów pierdylionów. I tak, daję im często wysoką ocenę. Są to jednak oceny na raz, najczęściej po jednym, jedynym obejrzeniu. Ocenę dla dzisiejszych kinówek trzeba wystawić szybko, bo po miesiącu opowieść ucieka w niepamięć. Pokojówkę z 1960 roku oceniam jako pozycję bardzo dobrą, teraz i za kilkanaście lat, kiedy to z pewnością będę pamiętał wszystko. Polecam.
Czas trwania: 111 min
Gatunek: Dramat
Reżyseria: Ki-young Kim
Scenariusz: Ki-young Kim
Obsada: Kim Jin-kyu, Jeung-nyeo Ju, Eun-shim Lee
Zdjęcia: Deok-jin Kim
Muzyka: Sang-gi Han