Serpent’s Path (1998)

Hebi no michi - Serpent's Path - 1998

Dziwny to był seans, bynajmniej nie stracony. Kiyoshi Kurosawa (w żaden sposób nie jest spowinowacony z Akirą Kurosawą) to kolejny reżyser, któremu powinienem bez wątpienia poświęcić więcej uwagi. Jako pierwszy dostępny przykuł moją uwagę jego Hebi no michi. Historia ojca próbującego odnaleźć mordercę swojej córki. W wykonaniu japońskim zdawała mi się nie lada przysmakiem. Nie do końca.

Największą siłą recenzowanego tytułu jest scenariusz. Ojciec będący na najniższych szczeblach przestępczej organizacji traci córkę. W bestialski sposób pozbawiono ją życia. Teraz z pomocą nauczyciela, matematycznego geniusza, próbuje wymusić zeznania na uprowadzonych kolejno członkach mafii. Temat zapowiada się ciekawie.
 
Jako pierwszego porywają prostego „żołnierza” mafii, później jego pracodawcę. Po nitce do kłębka. Czyżby w zabójstwie chodziło o coś więcej? Czemu matematyk tworzy tak skomplikowaną intrygę, wplątując w nią jednocześnie ojca ofiary, który wymachuje rewolwerem i wydaje się, że to on posiada prawo do wyegzekwowania sprawiedliwości?

Hebi no michi - Serpent's Path - 1998
W pewnym momencie wszyscy stają się marionetkami w rękach nauczyciela. Prostymi sztuczkami kieruje działania bohaterów na zupełnie inne tory. Omamia, wykorzystuje, prowadzi swoistą terapię. Wszystko nakręcone w arcysurowym klimacie. Stara fabryka. Ofiary przybite łańcuchami do ściany. Ojciec dziewczynki odczytuje jak litanie policyjny raport i puszcza (w jego mniemaniu winnym) taśmę video pokazującą córkę podczas zabawy.

Powtórzę, dziwny to był seans. Dziwna była gra, w którą wciągnął nas reżyser. Cały czas upatrując winnego w kolejnych osobach, gubimy się parokrotnie w scenariuszu. Możliwe, że taki był zamysł. Taka też jest stylistyka, sprzyjająca zagubieniu. Mroczne, brudne korytarze. Małe postacie aktorów na tle wielkiej opuszczonej hali. Do tego dochodzi kilka nierozwiniętych wątków, jak np. kaleka kobieta ochroniarz.

Hebi no michi - Serpent's Path - 1998
Całość realizacyjnie przypomina debiut, a to film doświadczonego reżysera. Parę niedokończonych ujęć. Strzały z broni palnej to już mały dowcip. Przypominają raczej sylwestrowe wybuchy niż odgłosy z broni mogącej odebrać człowiekowi życie. Dużym plusem tej produkcji są kreacje aktorskie. Na tyle dobre, że udaje się postaciom oszukać nas, widzów. Shô Aikawa w roli nauczyciela do końca nie daje poznać swoich intencji. Zarówno w scenach zastraszania, zwykłej rozmowy, czy pracy w szkole jako matematyk wypada naturalnie i tajemniczo jednocześnie. Czujemy, że ma plan i ciągle go realizuje.

Dajemy się tak omamić, że w pewnym momencie mamy wrażenie, że pomiędzy więźniami a Nijima (nauczyciel) rozgrywa się syndrom sztokholmski. Ofiary być może wskutek stresu czują rozwijającą się sympatię do jednego z porywaczy. Jednak cała ta sytuacja ma drugie dno…

Film może się wydawać nudny. Wlecząca się akcja, ciągłe podchody i brak spójnego planu u ojca ofiary budzą czasem politowanie. Poniekąd uśpieni dostajemy strzał na finał. Przy dźwięku kapiszonów dostajemy kolejną znakomitą końcówkę. Korosawa, jak przystało na azjatyckiego twórcę wywraca finał do góry nogami. Dzięki ostatnim minutom film zrobił się niezły, pozostając przez większość seansu tylko średnim.
6/10 - niezły

Czas trwania: 85 min
Gatunek: Kryminał
Reżyseria: Kiyoshi Kurosawa
Scenariusz: Hiroshi Takahashi
Obsada: Shô Aikawa, Teruyuki Kagawa, Shiro Shitamoto

Zdjęcia: Masaki Tamura
Muzyka: Hikaru Yoshida