Urodzony 5 II, Michael Mann
Scenarzysta, producent, reżyser (tak naprawdę to Mann zaliczył chyba każdy możliwy etat w branży filmowej). Urodzony w 1943 roku, jeden z moich ulubionych współczesnych twórców kinowych. Jako jeden z nielicznych obok doskonałych scenariuszy, zawsze dobrze dobranej obsadzie, idealnie współgrającej muzyce, pokazuje widzowi coś bardzo wciągającego. Tak wciągającego, że widz często ucieka tam wzrokiem i chciałby zostać na dłużej. Chodzi o scenerie, pejzaże, miejsca akcji. Nie będę się silił na akademickie wywody, jakie to filmy kręci reżyser. Jeżeli miałbym określić jednym słowem, użyłbym słowa „zajebiste”. Takie właśnie filmy kręci Michael Mann.
The Keep (1983). Niemiecki oddział żołnierzy w rumuńskiej wiosce. Tytułowa twierdza miała być ich przyczółkiem, została jednak cmentarzem. Całkowicie zmarnowany potencjał. Materiał na świetny film.
The Keep został okrutnie zmielony przez studio filmowe. Mann wycofał się i nigdy nie wyraził zgody na wydanie edycji zremasterowanej. Jedyna słuszna ekranizacja miała mieć 180 minut. Niestety twórca przegrał walkę z producentami i widzowie nie mieli szansy zobaczyć pełnych trzech godzin materiału. Do zapamiętania kilka ujęć i fantastyczna ścieżka dźwiękowa w wykonaniu Tangerine Dream (nigdy mnie nie zawiedli). Recenzja
tutaj.
4/10
Public Enemies – Wrogowie Publiczni (2009). Dramat gangsterski z napadami na banki w tle. Świetny Depp w roli Dillingera, wypadł rewelacyjnie. Tak dobrze, że zapomniałem o głośnych nazwiskach na drugim planie. Christian Bale, Channing Tatum, Stephen Dorff, żaden nie był w stanie zagrozić Deppowi. No cóż, fascynacja Manna nowym sposobem kręcenia poszła w złym kierunku (według mnie oczywiście:). Zdjęcia z ręki, cyfrowy obraz. Wszystko wyglądało jak program telewizyjny. Chociaż finałowe sceny mocne. 5/10
MIEJSCE 8
Blackhat – Haker (2015). Najnowszy obraz wyraźnie podzielił widzów i oddzielił fanów od reszty (być może patrzących bardziej obiektywnie na tytuł). Zaliczając się do tych pierwszych oceniam Hakera jako niezłą opowieść.Wyciągnięty z więzienia Nick musi przelecieć pół świata, by złapać cyber terrorystę. Pomaga mu w tym międzynarodowa ekipa. Kolejna zabawa kamerą cyfrową, w której (po dłuższym czasie) widzę już więcej plusów niż minusów. Zawalił Chris Hemsworth, który za cholerę nie pasował mi do Mannowskiego mężczyzny. Podobał mi się finał, bo zemsta znalazła swoje krwawe ujście. No i cieszyłem się, że reżyser tchnął dusze w postacie drugoplanowe (jak aktor Holt McCallany, który miał zajebistą rundę z terrorystami) 6/10
MIEJSCE 7
Collateral – Zakładnik (2004). Dobra, mocna sensacja. Nominacja za rolę drugoplanową dla Jamiego Foxxa, chociaż Tom Cruise i tak wszystko pozamiatał. Jedna z jego lepszych ról. Świetny scenariusz. Historia taksówkarza, który musi pomóc płatnemu zabójcy przy jego zleceniach. Na pierwszym planie noc – ulubiona pora reżysera, tym razem dopieszczona jak nigdy. 7/10
Manhunter – Łowca (1986). Pierwsze podejście do historii Haniballa Lectera. Niezwykle udane w mojej ocenie. Co ja się będę rozpisywał :). Pozwolę sobie zaprosić do przeczytania recenzji na sąsiednim blogu. Recenzja
tutaj.
7/10
MIEJSCE 5
The Insider – Informator (1999). Michael Mann vs korporacje. Wielki przegrany w drodze po Oscary. Siedem nominacji, zero statuetek. Akademia powinna uhonorować przede wszystkim Russela Crowe’a za główną rolę. No cóż, przegrał z Kevinem Spaceyem. W filmie Crowe wraz z Pacino występują w nierównej walce z gigantem przemysłu tytoniowego. Szantaże, strach, głuche telefony i permanentna inwigilacja. Świetny film. 7/10
MIEJSCE 4
Thief – Złodziej (1981). Jestem świeżo po seanse. Jak ja się cieszę, że debiut kinowy Manna był tak udany. Twarde, męskie kino ze świetnym Jamesem Caanem w roli głównej. Tangerine Dream jako tło muzyczne. Złodziej skuszony większymi pieniędzmi szykuje się do kolejnego sejfu. Film pokazał jaki typ bohatera będzie funkcjonować w obrazach Manna. Samotnik, jeżeli będzie mu towarzyszył przyjaciel, to na śmierć i życie. Kobiety? Zawsze na marginesie. Trochę jak u Pasikowskiego :).
Recenzja tutaj. 8/10
MIEJSCE 3
The Last of the Mohicans – Ostatni Mohikanin (1992). Udana ucieczka reżysera od wielkich metropolii, huku wystrzałów broni, pisku opon. Choć biorąc pod uwagę całą jego filmografię, to trup ściele się najgęściej właśnie tutaj. XVIII-wieczna Ameryka i wojna pomiędzy Anglią i Francją. Biały Indianin, Daniel Day-Lewis wychowany przez plemię Mohikanów. W tle historia miłosna i dużo łez :). Ostatni Mohikanin to jednocześnie jedna z lepszych ścieżek dźwiękowych w historii kinematografii. 8/10
Miami Vice (2006). Cóż ja mogę powiedzieć. Jako fanboy serii Miami Vice i pary głównych bohaterów, z wypiekami na twarzy wyczekiwałem odświeżonej wersji przygód Crocketta i Tubbsa. Nie zawiodłem się. Film napakowany akcją, mistrzowskimi zdjęciami, genialnym montażem. Farrell wypadł zajebiście. I te sceny z motorówkami, na autostradzie, na Kubie… uwielbiam ten film. Wszystko tam pasuje. No, może ostatnia akcja zbyt chaotyczna i niepotrzebnie nakręcona przy użyciu ręcznych cyfrówek (co niestety miało miejsce w całym Public Enemies, 3 lata później). Ale… wybaczam. Ścieżka dźwiękowa? Słucham do teraz. 9/10
MIEJSCE 1
Heat – Gorączka (1995). Wzór dla kina akcji. Mistrzostwo w każdej sekundzie. Oglądałem kilka razy, pojedyncze sceny kilkanaście. Nic się nie zestarzał, a akcja na ulicach Los Angeles wciąż niedościgniona, jeżeli chodzi sceny strzelaniny. Dalekie ujęcia, na pierwszym planie De Niro, 200 metrów dalej Val Kilmer, a wszystko tak blisko widza. Majstersztyk. Oprócz czystej akcji, to wielki film o przyjaźni, stracie, honorze, zaufaniu. Wielkie kreacje aktorskie. De Niro i Al Pacino, złodziej i policjant w rozmowie w nocnej restauracji to prze-scena. Takich smaczków jest wiele. Cały film to jeden wielki geniusz. Jeżeli ktoś będzie chciał mi wyjaśniać dlaczego film jest średni, to urywam rozmowę i wychodzę. W ogóle mnie to nie interesuje. Dla mnie
Gorączka jest w swoim gatunku najlepsza. Wszystko jest dopieszczone. Casting przeprowadzony perfekcyjnie. Każdy w swojej roli ma świetne sceny. Val Kilmer podjeżdżający do domu. Ashley Judd dająca delikatny znak, żeby odjechał. Tom Sizemore z wielką torbą pieniędzy zasłaniający się cywilem. Diane Venora znajdująca ciało córki w wannie. Amy Brenneman, która na próżno wyczekuje McCauleya. Nawet Danny Trejo wypadł świetnie :). Muzyka? Brian Eno, Lisa Gerard, Eric Clapton, Moby. Chyba nie muszę nic dodawać. Tylko nabrałem ochoty żeby to jeszcze raz obejrzeć :).
10/10. Koniec.
Jak widać na powyższej wyliczance, Mann nie jest przywiązany do jednego aktora. Za to do głównych cech postaci, owszem. W zestawieniu wzięły udział tylko filmy kinowe, chociaż Mann zaczynał jako twórca telewizyjny. Najbardziej jestem ciekawy L.A. Takedown, który to jest historią twardego oficera policji, Vincenta Hanny(!). Do zamknięcia filmografii brakuje mi opowieści o Muhammadzie Alim. Najwyższy czas to obejrzeć. Na rok 2015 planowana jest zaś premiera cyber-thrillera, pod tytułem Cyber :):). Tym razem Michael Mann da szansę Chrisowi Hemsworthowi. Film będzie opowiadał historię amerykańskich i chińskich służb zjednoczonych w walce z cyber-przestępcami. No zobaczymy.
U was miejsca układają się podobnie?
UPDATE: No i ostatecznie najnowszy film dostał tytuł Blackhat a nie Cyber. Co ciekawe nie przypominam sobie tej sceny (w lutym 2014 to był jedyny dostępny fotos z planu). A u Was zmieniło się coś na liście reżysera?