Zanim zacznę o Spring Breakers (2013), chciałbym przypomnieć o innym filmie. Rok 1995, Larry Clark razem z Harmony Korinem tworzą najbardziej niepokojącą wizję zdegenerowanej młodzieży. Bez przyszłości, bez pomysłu, nie boję się tego napisać, zdrowo popieprzonej. Kids, bo o nim piszę był jak bieg na boso po rynsztoku. Obraz dzieciaków był bardzo sugestywny, dla mnie wtedy, w wieku lat parunastu, tylko ciekawy, ostry, nietypowy. Teraz z perspektywy rodzica, przerażający. Co zrobić, żeby uchronić własne dzieci przed takim towarzystwem? Wszystko i nic.
</ br></ br></ br>
Harmony Korine lubi pokazywać bagno. Prowokować, wkładać kij w mrowisko. Jestem przekonany, że im większy jego filmy wywołują niesmak, tym większy pojawia się uśmiech na jego twarzy.Jego niskobudżetowy debiut Gummo, tak głęboko wszedł w moją głowę, że choćbym chciał, nie mogę wyrzucić tych obrazów z głowy.
W zeszłym roku, reżyser uraczył nas Spring Breakers. Znowu pokazuje szambo, tym razem pięknie oprawione, wyperfumowane, jak z pocztówki, jednak wciąż szambo. Brak wartości, wychowania. Spatologizowana studencka brać w ilości czterech dziewczyn, przyjaciółek, które kampus traktują jako jeden wielki pisuar. Straszną i przerażającą wizję przedstawił mi pan Korine, jednak jak zwykle wkręcającą się w podświadomość.
Cztery studentki, w tym jedna posiadająca hamulce (ale bez przesady), szukają pieniędzy na przerwę wiosenną. To czas odpoczynku, zabawy, relaksu.
Cotty (Rachel Korine, prywatnie żona reżysera), Brit (Ashley Benson), Candy (Vanessa Hudgens), Faith (Selena Gomez). Trzy pierwsze wpadły na genialny pomysł zdobycia funduszy na zabawę. Napadły na knajpę, używając do tego straszaków. Miały niebywałe szczęście, gdyż żaden Jules Winnfield i Vincent Vega nie delektowali się kolejnym fast-foodem. Miały niebywałe szczęście, gdyż nie przeszkodził im NIKT.
Można mieć wrażenie, że scenariusz pójdzie w tę stronę. Zaraz pojawi się detektyw. Zacznie zbierać ślady, dojdzie po nitce do kłębka, w zasadzie do trzech kłębków. Nic z tego. Harmony Kirne nie byłby sobą, gdyby od tak pokazał prostą sensacyjną historię. To musi być historia upadku. Upadek zaś zaczął się według mnie już na etapie marnych wzorców, popkulturowych wymiocin, braku zainteresowania.
Najgorsze jest to, że rozpędzona lawina syfu, brudu, zgnilizny moralnej zgarnia i zabiera tak wielu ze sobą. Przykładem jest tutaj Faith. Niektórzy mogą zarzucić prosty zabieg z nadaniem imieniem „wiara” dziewczynie, która szuka Boga. Kto zna reżysera i jego Kids, wie że Harmony lubi bawić się takimi kontrastami. Jego Casper w obrazie z 1995 roku, wcale nie był dobrym duszkiem.
Dziewczyny jadą więc ze świeżą, zerwaną kapustą na wymarzone wakacje. Tam robią właściwie to samo co na studiach. Doszedł tylko ocean. Tempo i obrazy przelatują nam niczym w Las Vegas Parano. Kadry są słodko – mdlące. Mamy wrażenie, że operator faszeruje nas mocnymi środkami odurzającymi, do ręki wkłada nam butelkę whiskey i przedstawia nam swoje najbardziej odjechane portfolio.
Zwrot akcji następuje, gdy jedna z imprez kończy się interwencją za zakłócanie porządku, wizytą na „dołku” i szybkim 24-godzinnym sądem. Pieniążków już na kaucje nie starczy. Więc nasze cztery koleżanki, w swoich jaskrawo-kolorowych strojach kąpielowych wyglądają co najmniej groteskowo na tle szarych ścian w areszcie.
Festiwal patologii rozpoczyna się w najlepsze. Kaucję wpłaca Alien i bierze nasze bohaterki pod swoje zbrukane kryminałem skrzydła. Taką ksywkę wymyślił sobie książę ulicznej zbrodni. Właściciel największego arsenału w okolicy. Fanboy filmu Człowiek z blizną. Alien, czyli James Franco.
Każdy centymetr na ciele James’a w tej roli przypomina nam o tym, że jest gangsterem. Tatuaże, fryzura, szczęka wyścielona srebrem, fura będąca miksem z wszystkich części Za szybcy za wściekli. Po prostu, gangster.
Z deszczu pod rynnę? Być może. Nie zdradzę jak nisko upadną nasze niedoszłe absolwentki studiów wyższych. Nie napiszę też czy słowo „nadzieja” pojawi się tu choć na chwilę.
Czy film jest wart obejrzenia? Z dwóch względów na pewno. James Franco całkowicie ukradł ten film dla siebie. W zasadzie jego rola dodaje cały punkt do oceny. Jest fenomenalny. Do końca nie wiadomo czy jest sprytny, głupi, przebiegły, chciwy. Jest ucieleśnieniem marzeń o byciu gangsterem. Jest po prostu złym człowiekiem. Kolejny duży plus to Benoît Debie. Pochodzący z Belgii twórca zdjęć podniósł ten film do rangi małego artystycznego dzieła. Montaż jest bardzo specyficzny, potrafiący doprowadzić do niewielkich zawrotów głowy.
Debie pracował przy filmie Nieodwracalne, w którym podobnie jak w Spring Breakers fascynował kadrami, jednocześnie powodując spazmy. Kolory, światła, zachód słońca nad oceanem. Wszystko to przelatuje przez naszą siatkówkę w alkoholo-kokainowym miksie.
Sam film? Bardzo średni. Normalnie oceniłbym go na 3 punkty. To właśnie Franco i operator „zarobili” dodatkowe gwiazdki. Cztery główne bohaterki wypadają bardzo przeciętnie i niemrawo. Są tak szare, że w trakcie filmu parokrotnie je pomyliłem. Scenariusz? Korine pokazuje ciągle, w gruncie rzeczy podobne degeneracje. Najnowszą odsłoną „odchylonego od normy społeczeństwa” próbował wejść na salony ubierając wszystko w ładną formę. Nie udało mu się. Ten film tylko udaje, że jest o czymś ważniejszym niż patologia.
Harmony Korine to reżyser, który pokazuje nam te ludzkie zakamarki, które nasze myśli powinny omijać. Pokazuje fascynację ulicą, łatwymi pieniędzmi, brakiem wartości. Dlaczego więc kolejne pokolenie powinno obejrzeć Spring breakers? Minęło prawie 20 lat od czasu premiery Kids. Zwyrodnienia co niektórych młodych gniewnych pozostały te same. Mogę tylko powtórzyć pytanie z początku recenzji.
Co zrobić żeby uchronić własne dzieci przed takim towarzystwem? Wszystko i nic. Harmony Korine nam nie pospieszy z odpowiedzią. Nie dał jej nam 20 lat temu, nie da nam i teraz. To leży tylko i wyłącznie w naszej gestii.
Czas trwania: 92 min
Gatunek:
Reżyseria: Harmone Korine
Scenariusz: Harmone Korine
Obsada: James Franco, Rachel Korine, Ashley Benson, Vanessa Hudgens, Selena Gomez
Zdjęcia: Benoît Debie
Muzyka: Cliff Martinez, Skrillex