Moja poniższa recenzja ukazała się wcześniej na portalu NoirCafe.pl, link tutaj.
Neill Blomkamp, ogromna nadzieja kina science-fiction. Jego Dystrykt 9, debiut zresztą, wniósł ogromny powiew świeżości do tego gatunku. Blomkamp jest też współautorem scenariusza do swojego debiutu i samodzielnym autorem Elizjum. Reżyser kontynuuje stylistykę kina sci-fi, którą rozpoczął w 2009 roku.
To dobrze. Znowu mamy znane nam z Dystryktu 9 obrazy. Slumsy Los Angeles jawią się niczym krajobraz z Black Hawk Down. Mieszkańcy jak z najgłębszych Flaveli. Piach, brud, zgnilizna, promieniowanie, depresja, apatia, piekło na Ziemi. Tylko tyle zostało z naszej ukochanej planety. Jeżeli chcesz przeżyć w tym świecie, jako obywatel tego globu, masz trzy wyjścia. Pierwsze to pracujesz dla fabryki. Do pracy idziesz z opuszczoną głową, wracasz słaniając się na nogach. Żyjesz dla fabryki. Umierasz dla fabryki. Drugie, to jesteś w gangu. Kradniesz broń, samochody. Czujesz zapach lepszego życia, tylko zapach. W końcu giniesz od kul, zaawansowanych korpo-robotów. Trzecie to czekasz. Leżysz w swojej lepiance lub ogrzewasz się przy ulicznym kotle. Jesz to, co wyrzuciła ulica. Umierasz bez nadziei. Ponura to wizja.Upadły świat dostaje swojego bohatera. To Max, w tej roli Matt Damon. Max wybrał pierwszy wariant. Miał szczęście, bo przeżył swój kryminalny epizod. Był jednym z lepszych złodziei samochodów. Miał szczęście, bo nie zginął. Odsiedział swoje i poświęcił swoje przyszłe życie fabryce. O ironio, składa maszyny, które zabijają jego współbraci. Taki to świat. Umierająca planeta, na którą spogląda Elizjum. Wznoszący się nad ziemską kopułą Eden, z najnowszymi medycznymi technologiami, z całym dobrodziejstwem starego świata. Lśniący, piękni obywatele. Mieszkający w willach i apartamentach rodem z dzisiejszego Bel Air. Z drinkiem w ręku, z uśmiechem na twarzy. Bez stresów, bez patrzenia na zegarek. Nad wszystkim czuwa Delacourt, czyli ubrana w korpo-strój Jodie Foster. Nie znosząca sprzeciwu władza w jej wykonaniu sprawia, że wszyscy wokół niej przyspieszają krok. Ściszają głosy, pochylają głowy.
Gdzie więc rozpoczyna się właściwa akcja filmu? W momencie, gdy zegar zaczyna odmierzać czas. W tym przypadku to czas Max’a, który został napromieniowany w swoim zakładzie pracy i robot medyczny dał mu parę dni życia. Wtedy właśnie budzi się głęboko skrywana wola życia. Jedyną nadzieją zaś jest dotarcie do Elizjum i jednego z reanimacyjnych łóżek. Kogo jeszcze zobaczymy na ekranie? Diego Luna, jako przyjaciel Max’a. Alice Braga, czyli Frey, której Max obiecał kiedyś, że zabierze ją na Elizjum. Sharlto Copley – Kruger, któremu musi stawić czoła nasz bohater. Ten ostatni wypadł świetnie. Kruger zdecydowanie zasługuje na osobną historię.
Realizacja? Przy tym budżecie do pracy zatrudnia się najlepszych i najlepsze się pokazuje. Efekty, wizja Elizjum, sceny z porwaniem korpo-menadżera, na najwyższym poziomie. Co ciekawe, jestem przekonany, że sceny te przypadną do gustu miłośnikom gier third-person perspective (kto obejrzy i wie o co chodzi, zrozumie). Czy Blomkamp podołał i powtórzył sukces debiutu? I tak, i nie. Prześlizgnął się pod co ostrzejszymi piórami krytyków (w tym i moim 🙂 i podzielił fanów sci-fi. Za trzecim razem już mu się nie uda. Widać, że kocha sci-fi. Lubi przedstawiać wizję podzielonych społeczeństw w przyszłości. Wg mnie niestety Max był za mało przekonujący.
Owszem Matt Damon odrobił zadanie domowe, tym bardziej charakteryzatorzy. Starał się jak mógł. Jego rola była jednak zbyt powierzchowna. Czuło się, że ten wyścig z czasem jest bez … ikry. Za mało emocji, krzyku rozpaczy, potu i łez. To przecież jest walka o życie, i jak się okazuje nie tylko o jego. Powinien szarpać, gryźć, kopać. Być może twórca chciał pograć trochę na emocjach i sprowokować widzów do dyskusji. Do opowiedzenia się po stronie uciśnionych lub garstki uprzywilejowanych, których jedyną szansą na przetrwanie jest izolacja? Sceny, gdy mieszkańcy Ziemi w pyle, kurzu i krwi wbiegają z futurystyczną wersją ak-47 do białych willi, z lśniącymi podłogami, robią wrażenie. To są tanie emocje. Większość z pewnością będzie kibicować takim rewolucyjnym zapędom. Spalić bramę, wpuścić wszystkich? Nie sądzę. Ziemia jest ogromna, a Elizjum wciąż malutkie. Film jednak polecam. Kino serwowane przez Blomkampa trzeba przyjąć takim, jakie jest. To wciąż świeża potrawa. Jeszcze się nie przejadła, jeszcze dobrze smakuje.
Czas trwania: 109 min
Gatunek: Akcja, Sci-Fi
Reżyseria: Neill Blomkamp
Scenariusz: Neill Blomkamp
Obsada: Matt Damon, Jodie Foster, Sharlto Copley, Alice Braga, Diego Luna, William Fichtner
Zdjęcia: Trent Opaloch
Muzyka: Ryan Amon