Moja poniższa recenzja ukazała się wcześniej na portalu NoirCafe.pl, link tutaj.
Joseph Gordon-Levitt, cudowne dziecko Hollywood. Urodzony w roku 1981, przed kamerą pojawił się już w roku 1988. Na początku występy w reklamach, później epizody w tv. Przełom to Rzeka życia u boku Roberta Redforda. Najbardziej jednak jest znany z roli Tomiego Solomona i występów w sześciu sezonach serialu Trzecia Planeta od Słońca. U boku Johna Lithgowa, genialnego aktora, młody Joseph wyrabiał swój warsztat. Podpatrywał, uczył się, ale co najważniejsze zdobywał kontakty i zaufanie. Joseph grał cały czas, coraz więcej, coraz lepiej. Trzecia Planeta od Słońca dobiegła końca. Dobiegł też końca serialowy żywot aktora. Przyszedł czas na coraz to poważniejsze kinowe role. Zły dotyk, Kto ją zabił?, Spustoszenie, Świadek bez pamięci, Stop Loss, Killshot. O ile Zły dotyk i Kto ją zabił? były świetne, pozostałe z tego okresu oceniam słabiej. Czas żniw jednak nastał i Joseph zaczął zbierać owoce swojej pracy. Niepewność, 500 dni miłości, Hesher, Incepcja, 50/50, Mroczny Rycerz Powstaje, Looper – Pętla czasu, świetna drugoplanowa rola w Lincolnie, aż dochodzimy do… Don Jona (2013), autorskiego dziecka aktora. Napisanego, wyreżyserowanego, zagranego przez niego. To jego dziecko, i to on bierze za nie całkowitą odpowiedzialność. I gdy już pokazał swoją pociechę światu, może być z niej dumny.
Czy jest to arcydzieło? Nie. Czy jest to film bardzo dobry, a przede wszystkim bardzo ważny? Tak. Kino traktujące o dwóch ważnych rzeczach. Levittowi udało się zdefiniować oraz przełożyć na obraz filmowy uzależnienie psychiczne i uczucie. Pokazał też to, że nie jesteśmy w stanie poznać drugiego, gdy ugrzęźliśmy w pierwszym. Tytułowy Don Jon to chłopak z obrazka. Przystojny, elegancki, z nienaganną wyżelowaną fryzurą. Na obrazku się jednak kończy. Uzależnienia psychicznego nie widać na zewnątrz. Jon kocha porno. Porno kocha Jona. Odnajdują się. Porno zerka na Jona, a ten ogląda je codziennie. Masturbuje się przy nim. Też codziennie. Rekord? 11 razy. To tylko porno, i aż porno. Wgryza się w głowę strasznie. Przejmuje kontrolę nad postrzeganiem świata i wyciąga przed Twoje oczy tylko to, co porno uważa za stosowne. A jest wszędzie. Reklamy w tv, ulica, dyskoteka. Bo prawdą jest, że Don Jon wyłącza czasem swojego Lapt-porna (bo bynajmniej nie widzimy go jak sprawdza maile, hasła na wikipedii, czy wczytuje się w zmiany budżetowe gabinetu Obamy). Don Jon razem ze swoimi kumplami chodzi do klubów. Wychodzi tam w jednym celu, żeby znaleźć to, co porno mu każe. Jednak w filmach są profesjonalistki.
Na dyskotekach zaś dziewczyny, które szukają. Czasem zabawy, czasem męża, ojca, chłopaka. Porno pokazało Jonowi seks jakiego na ulicy się nie znajdzie. Seks bez prezerwatyw, do utraty tchu, bez znaku stopu, taki, jakiego niewyżyty samiec pragnie, tylko dla Twojej przyjemności. Seks po klubie owszem jest, ba! napiszę więcej. Jest seks z najlepszymi z tej nocy. Ponieważ Jon z chłopakami operują dziesięciostopniową skalą, Jon zawsze wychodzi z dziewczynami opatrzonymi ósemką, dziewiątką, czasem dziesiątką. A więc jak napisałem.. Seks jest, ale nie taki, jaki porno wcisnęło w głowę Jona. Jest źle. Jest tak źle, że Don Jon, jeszcze tej samej nocy, najczęściej z panienką drzemiącą w sypialni, udaje się ze swoim Lapt-pornem do pokoju obok, by przypomnieć sobie, jak seks według niego wyglądać powinien.
Co oglądamy oprócz mieszkania naszego bohatera i nocnego klubu? Trzy bardzo ważne miejsca dla fabuły.
Kościół.
Zawsze ten sam schemat. Opanowana do perfekcji wizyta. Jak na spacerze, co rano do kiosku, po papierosy i gazetę. Don Jon nie jedna się żarliwie z Bogiem. Chodzi do kościoła, bo trzeba. Chodzi tam, bo zawsze chodził razem z rodziną. Chodzi, bo… jak się później okazuje, sam nie wie po co. Tymczasem, jak co tydzień prosi o przebaczenie. Za swoje grzechy. Grzechy ma niezmiennie te same. Masturbacja, seks pozamałżeński. Pokuta? 10, 15, czasem więcej „zdrowasiek” do odmówienia. Jon przyjmuje pokutę beznamiętnie. Ksiądz zaś beznamiętnie ją wydaje. Nie można mu mieć tego za złe. Umówmy się, że są dużo bardziej zbłąkane duszyczki, niż nasza tytułowa, o lekkim zabarwieniu erotycznym.
Siłownia.
O tak, to tutaj Don Jon czyni swoją pokutę. Im mniej napsocił, tym mniejszą robi serię. Jeżeli w tygodniu okazał się wyjątkowym bawidamkiem, masa mięśniowa ma szanse przyrosnąć. Widać, że nie przynosi mu to przyjemności, lecz odcierpieć swoje musi.
Dom rodzinny.
Cotygodniowy obiad przy jednym stole z rodzinką. Jak w sitcomie z kamerą podwieszoną pod sufitem. Obserwujemy familię 2+2. Genialny Tony Danza w roli ojca. Przy jego postaci, przysłowie „niedaleko pada jabłko od jabłoni”, nabiera nowego znaczenia. Ono wciąż JEST na tej jabłoni. Rodzina je obiad, ogląda TV. Ojciec żywiołowo komentuje mecze, matka cierpi z powodu braku wnucząt. Siostra zaś, siedzi wpatrzona w komórkę, i czeka. Jak Silent Bob. Na czym więc oparł swoją historię reżyser? Skoro znamy już bohatera i miejsca akcji, wprowadźmy ją. Panie i Panowie, oto ona. „Dziesiątka”. Pragnienie milionów, Scarlet Johansson. I czy to przez męski zegar biologiczny, czy to przez strach przed samotnością. A może już po prostu czas? Don Jon postanawia coś zmienić. Postanawia spróbować. Wmawia sobie, że się zakochuje. Wmawia sobie, że to ta jedyna. Przecież wygląda jak ta jedyna. Barbara zawieszona ze swoim ego metr nad poziomem ulicy, również szuka. Ideału. Ale nie takiego ideału, lecz TAKIEGO ideału. Idealnego jak jej pokój, cały w różu z plakatem Titanica na ścianie. Musi być zawsze na jej zawołanie, musi być gotowy na zachcianki, musi zmienić to i to. Musi być jak bohater komedii romantycznej. Zawsze uśmiechnięty. Zawsze zadowolony. No, i przede wszystkim koniec z porno. Nakryty Jon dostaje ostrą reprymendę. To obrzydliwe, poniżające, wstrętne. Czy Don porzuci swoją prawdziwą porno-miłość? Lub jak niejeden z dzisiejszych mężczyzn ubierze maskę i zanurzy się w kłamstwie? Przecież to „dziesiątka”, może warto się przemęczyć, trochę pokłamać i po prostu cieszyć się towarzystwem? Zostać rozpłodowym samcem i powtórzyć obrazek z domu rodzinnego.
A może poznanie prawdziwego uczucia, rozdartego tragedią serca pomoże mu podjąć decyzję? Koleżanka z wieczorowych zajęć Esther, czyli Julianne Moore, jest dużo starsza od naszego Don Juana. Lecz nie o wiek tu chodzi, a o łzy. Rzadko je widział, jeszcze rzadziej rozumiał. Teraz patrzy na twarz Esther i patrzy w oczy, skupiony. Jej serce wciąż tak mocno krwawi. Być może przez to jest tak prawdziwa, a prawdy ma przecież nasz bohater tak mało wokół. Film prawdziwy aż do bólu, szczery i mocny. Reżyser opowiada o tym, o czym czasami nie wypada mówić. Świetny montaż, dobrze dobrana muzyka. Nowoczesne zdjęcia. Wszystko dopięte na ostatni guzik. Joseph napisał świetny scenariusz, i co ważne zebrał świetną ekipę. Od producenta zaczynając. Ram Bergman pracował już z Levittem przy Kto ją zabił?. Wtedy też magazyn Variety wpisał jego nazwisko na listę „Producers to Watch”. Operator Thomas Kloss, to twórca zdjęć przede wszystkim do teledysków. Pracował z największymi gwiazdami muzyki pop Madonna, Jennifer Lopez, Will Smith. Jego stylistykę klipu video widać tutaj od pierwszej minuty. Do tej opowieści pasuje idealnie. Do stworzenia tła muzycznego został zaproszony Nathan Johnson. Kompozytor, który pracował z reżyserem już przy czterech projektach. Zaplecze jak widać sprawdzone i znane twórcy. Wszystko się zgadza. To musiało się udać. Film, żeby być zapamiętanym dłużej niż przez jeden sezon, powinien być „o czymś”. Na zakończenie, podsumowując i polecając seans. O czym jest Don Jon? O miłości, kłamstwie, rodzinie, wierze, odkupieniu, nadziei, bliznach, bliskości, kobietach. O porno. O życiu.
Czas trwania: 90 min
Gatunek: Dramat, Romans
Reżyseria: Joseph Gordon-Levitt
Scenariusz: Joseph Gordon-Levitt
Obsada: Joseph Gordon-Levitt, Scarlett Johansson, Julianne Moore, Tony Danza
Zdjęcia: Thomas Kloss
Muzyka: Nathan Johnson