Noah Baumbach, urodził się na Brooklynie, w Nowym Jorku, w roku 1969. Reżyser, aktor, producent, twórca zdjęć i scenariuszy. Podejrzewam, że sam Noah nie cierpi tego co zamierzam właśnie zrobić. Zamierzam bowiem, jak wielu to już uczyniło przede mną, porównać go do Woodego Allena. Nie tylko dlatego, że Allen również urodził się na Brooklynie, zgoła w innych czasach, w roku 1935. Porównam go, ponieważ we Frances Ha (2013) po raz pierwszy, od długiego czasu usłyszałem lekkość i mądrość dialogów, rodem z Annie Hall, Manhattan i innych. Filmy Allena zawsze będę kojarzyć z dobrze rozpisanymi dialogami. Ma lepsze i gorsze filmy. Jednak rozmowy pomiędzy bohaterami są zawsze na wysokim poziomie. Tak samo jak w najnowszym dziele Baumbacha.
Widziałem jego poprzednie Walkę Żywiołów i Greenberg. Oba fenomenalne. Zaliczające się do nurtu kina niezależnego. Oba ze świetnym scenariuszem, genialnie obsadzone. Jednak dopiero swoim tegorocznym obrazem otworzył szerzej okna w świecie kina. Wpuścił radość, optymizm, lekkość. Dla mnie osobiście Frances Ha znajduje miejsce w pierwszej 10-tce tego roku. Nie słyszałem za dużo o tytule przed seansem. Widziałem plakat, czytałem wzmianki prasowe, przeczytałem jedną recenzje. O czym jest film? Może to wydać się dziwne dla kogoś kto oglądał. Ponieważ dla każdego film ten będzie o czymś innym. Dla mnie był o ciągłym dorastaniu, i o tym, że każdy powinien spotkać w życiu kogoś takiego jak Frances. Dlaczego? Bo często zapominamy o radości, o śmiechu. O tym, że nie trzeba codziennie sprzątać, zmywać, wstawać, być na czas. Nie trzeba wchodzić do pociągu ze stacją końcową w okolicach wieku starczego. Można się przesiąść, jechać rowerem, biec na boso, jechać stopem. Taka właśnie jest główna bohaterka. Frances, i genialna w tej roli Greta Gerwig. 27 lat, ciągła sublokatorka, często singielka, bynajmniej nie blogerka :). Pracuje jako tancerka – praktykantka. Wynajmuje pokój ze swoją przyjaciółką ze studiów, Sophie. Znają się od zawsze. Wiedzą o sobie wszystko. Przyjaźń na śmierć i życie?
„…I know when to go out
And when to stay in
Get things done…”
Sophie nie jest w stanie zignorować tykającego zegara. Nie ma takiego podejścia do życia, takich pokładów optymizmu. Kupuje bilet do nudnego, szarego życia. Związuje się z ciągle obśmiewanym chłopakiem. Strach przed tym, że nie zdąży się „ustatkować” jest silny. Nie można jej mieć tego za złe. To naturalna kolej rzeczy. Frances nie jest w stanie jednak pojąć jak można tak się zmienić. Jest wkurzona, robi dobrą minę do złej gry. Nie stać jej na dotychczasowe mieszkanie.Jej ciągłe problemy z pracą, pieniędzmi, są mimo wszytko przez nią tłumione. Na zewnątrz widzimy uśmiech. Owszem wyczuwamy jej ciągłe rozterki. Jako widz obserwujemy ją przecież z ukrycia.
„…There’s no sign of life
It’s just the power to charm
I’m lying in the rain
But I never wave bye-bye
But I try, I try…”
Frances nie potrzebuje dużo. Nie jest materialistką. Nie pragnie męża, dzieci. Próbuje tylko dobrze przeżyć dzień lub dwa, jak jej spontaniczny, weekendowy wylot do Paryża. Wokół wszystko się zmienia. Na kolacji z przyjaciółmi prym wiodą rozmowy właśnie o dzieciach i poważnych stanowiskach w firmie, o karierze i przyszłości. I jak w Modern Love Davida Bowiego, Frances mimo wszystko próbuje. Trzeba przyznać, że w tych próbach jest odważna. W Nowym Jorku dostaje od życia ciągłe kopniaki, lecz wstaje, przemywa twarz i rozpoczyna nowy dzień. Mogłaby przecież wrócić do rodzinnego domu, gdzie czeka na nią miłość, znane kąty, nawet starzy przyjaciele się znajdą. Czy Frances odnajdzie swoje jutro? Czy wpasuje się we współczesną miłość śpiewaną przez Bowiego? Czy dokona jakiegoś wyboru? A może nie musi? Może powinna zostać sobą. Gdyż tak, jak napisałem na początku, każdy powinien mieć swoją Frances. Tak, jak przyprawę do potrawy bez smaku. W tym czarno-białym obrazie, cudownie sfotografowanym przez Sam’a Levego, Frances nie potrzebuje koloru. Ona nim jest.
Świetny film, gdzie za pomocą prostych środków można tak sugestywnie pokazać strach towarzyszący młodym ludziom których ściga czas. Fantastyczny soundtrack. Hot Chocolate ze swoim Every 1’s a Winner i tekstem, jakże pasującym do przekazu filmu, który z pewnością chciał osiągnąć reżyser:
„…Everyone’s a winner baby, that’s the truth
That’s the truth,…”
Zaś motyw z 400 batów, czyli L’Ecole Buissoniere, to ukłon do samej ziemi w kierunku francuskiej „nowej fali”. Być może Noah Baumbach stanie się kolejną „nową falą”. Życzę mu tego z całego serca.
Czas trwania: 86 min
Gatunek: dramat, komedia
Reżyseria: Noah Baumbach
Scenariusz: Noah Baumbach, Greta Gerwig
Obsada: Greta Gerwig, Mickey Sumner, Michael Esper, Adam Driver, Michael Zegen
Zdjęcia: Sam Levy