Radio – nie doceniałem go do dzisiaj. Mam wyobraźnie, i wiem jak potężne było to medium w czasach gdy nie było telewizji. Złote czasy radia z roku 1987 uświadomiły mi jednak coś jeszcze. Radio było jak ognisko w jaskini. Ludzie zbierali się przy nim, ogrzewali się, spożywali posiłki, cieszyli się, tańczyli, kłócili. Radio days opowiada historię żydowskiej rodziny z perspektywy najmłodszego domownika – Joego (tutaj ciekawostka, w tej roli 13-letni Seth Green). Narracją zajął się sam reżyser – Woody Allen.
Obserwujemy rodzinę zbitą w jednym domu na przedmieściach. Lokatorów jest więcej, pełno tam cioć i wujków. Jest głośno, pełno uszczypliwości, złośliwości. Jednak żadnej agresji. Joe zapamiętuje dzieciństwo jako sympatyczną podróż do dorosłości z radiem w tle. Każdy ma swoją ulubioną audycje. Ciocia słucha słynnego brzuchomówcy, Joe jest ciągle pod wpływem kolejnych przygód Mściciela w masce, Wujek zasłuchuje się w sporcie. Radio bardzo mocno oddziaływało na wyobraźnię. „Wojna światów” – słuchowisko, o którym nie można było nie wspomnieć przy okazji tego filmu, również ma swoje pięć minut. Podczas jednego z odcinków „Wojny…”, niedoszły narzeczony cioci Bee ucieka w popłochu gdy spiker opowiada o ataku marsjan na stolicę.
Gatunek: Komedia, Dramat
Reżyseria: Woody Allen
Scenariusz: Woody Allen
Obsada: Mike Starr, Paul Herman, Don Pardo, Seth Green
Zdjęcia: Carlo Di Palma