Doskonała kreacja Michael’a Shannon’a u mało znanego reżysera Ariel’a Vromen’a. Postać człowieka z lodu została napisana przez życie idealnie dla Shannona. Znany z My Son, My Son, What Have Ye Done, Take Shelter, czy obrzydliwego Bug odnalazł się idealnie w postaci seryjnego killera o swojsko brzmiącym nazwisku Kuklinski (nie będę powtarzał dowcipu: tylko nie mylić z innym Kuklinskim, to nie ten Ryszard K. … itd).
Przez kolegów z branży nazwany The Polack, albo właśnie The Iceman. Skąd ta druga ksywka? Iceman – czyli człowiek z lodu, bez serca, opanowany, brutalny. Zabójca, któremu ręka nie zadrżała przy pierwszym i przy kolejnych 250 zabójstwach (kroniki policyjne mówią o możliwych 250 trupach, ale przy tej ilości Kuklinski mógł się pomylić + – 20 osób).
Historia dotyczy właśnie tej najciekawszej dla scenarzystów części życiorysu naszego rodaka. Poznaje Roy’a Demeo (w tej roli jak zawsze doskonały Ray Liotta), nisko ustawionego w hierarchii mafiozo. Mafiozo ów zobaczył w Kuklinskim to, czego nie zobaczył nikt inny. Postanowił wręczyć mu pistolet i wypróbować swojego nowego żołnierza.
Polak spisał się wyśmienicie i stał się stałym współpracownikiem od mokrej roboty. Wykańczał wszystkich. Dłużników, aferzystów, krzykaczy. Wszystkich, którzy przeszkadzali w interesie Demeo. W tym czasie Richard poznaje swoją żonę. Tutaj producenci wstawili Winone Ryder, która przemknęła przez ekran, jakby już myślała o kolejnym filmie. Na świat przychodzą dzieci Kuklinskiego. Dzieci dorastają. Kuklinski został zatrzymany w 1986 r., czyli działał nieprzerwanie 38 lat! Od 1948 roku. Nie mam pojęcia, jak udało mu się tak długo przywdziewać maskę agenta nieruchomości i funkcjonować wśród rodziny, sąsiadów, przyjaciół.
Reżyserii filmu podjął się nieznany, pochodzący z Izraela, Ariel Vromen. The Iceman musiał rozpalać Hollywood już na długo przez powstaniem. Po wyborze odtwórcy głównej roli – każdy wiedział, że to będzie film jednego aktora. Emocje opadły i najwytrwalsi obstawili kilka ciekawych drugo- i trzecioplanowych ról.
Chris Evans – w roli zabójcy z samochodu z lodami, jako początkowa konkurencja dla Kuklinskiego i późniejszy partner w zbrodni. James Franco, jako jedna z ofiar, przy której Kuklinski pozwala sobie na chwilę refkleksji, odwołuje się nawet do Boga (czeka na jego reakcje?). Oczywistym jest, że nikt nie jest w stanie go powstrzymać. Stephen Dorff- odsiadujący wyrok brat Kuklinskiego. Mamy też Roberta Daviego – czyli gwiazdę kina klasy B z lat 80-tych i naszą eksportową gwiazdkę – Weronikę Rosati. Gdyby nie lista płac nie zwróciłbym na nią uwagi. Film dobrze się ogląda. Szczególnie w momentach, gdy na ekranie gości Ray Liotta. Sam Shannon, jak wspomniałem na początku fantastyczny. Zacięcie na twarzy, obłędny wzrok seryjnego zabójcy, zatracenie się w szaleństwie, aż po gubienie gruntu pod nogami pod koniec swojej „kariery”.
Zastanawiam się tylko, dlaczego The Iceman nie odniósł sukcesu w kinach w Stanach. Mamy prawdziwą historię, mamy dobry scenariusz, mamy szaleńca w roli szaleńca. Niestety nie mamy pieniędzy. Wydaje mi się, że mamy reżysera, który PRAGNIE zrobić ten film jak najszybciej, bez walki o większy budżet. Historia jednego z najbardziej krwawych morderców na kontrakcie, zasługuje na więcej niż 10 mln dolarów. Premiera w czterech(!) kinach w USA. Dlatego też czasami film wygląda, jak produkcja telewizyjna. Zaoszczędzono też na reklamie i promocji filmu. Być może reżyser bał się, że ktoś zrobi szybciej iceman’a. Być może. Film oczywiście polecam. Dla samej historii, dla Shannona, dla Ray’a Liotty, który ponownie kieruje chłopakami z ferajny.
Czas trwania: 103 min
Gatunek: Kryminał, Biograficzny
Reżyseria: Ariel Vromen
Scenariusz: Morgan Land, Ariel Vromen, Anthony Bruno, Jim Thebaut
Obsada: Michael Shannon, Winona Ryder, Chris Evans, Ray Liotta, David Schwimmer, James Franco, Stephen Dorff, Robert Davi
Zdjęcia: Bobby Bukowski
Muzyka: Haim Mazar