Niebywałe szczęście mieli twórcy Triple 9, że ich film trafił na wielkie sale kinowe. Już po seansie oceniam film jako porządną historię policyjną, jednak w zarysie fabularnym i technicznym wygląda jak produkcja przeznaczona na rynek DVD. Patrząc na filmografię Johna Hillcoata, reżysera filmu, można odnieść wrażenie, że facet rozmienia się na drobne. Nie widziałem jego (podobno świetnej) Propozycji z 2005 roku, ale widząc na liście wymieszane teledyski, krótkometrażówki, filmy kinowe rożnej jakości muszę powiedzieć: „Hej, John! Czas się ogarnąć i uderzyć mocniej. Zdecyduj się na coś”. I ponownie Hillcoat popełnia ten sam błąd (jak w przypadku Drogi z 2009 roku). Jak się idzie na kręcenie filmu z pełnym magazynkiem i granatami przy pasie, to na finał rzuca się wszystko, a nie zabiera wspomniane granaty do domu. Na co to komu? Na następny film? Bez sensu.
Triple 9 został przetłumaczony u nas w obłędny sposób jako Psy mafii (tak, wiem, ciężko odnieść się do dosłownego tłumaczenia policyjnego kodu amerykańskich służb mundurowych. Trzeba było dzwonić, coś bym wymyślił). Tak więc Psy mafii to w zamierzeniu twarde kino policyjne. Historia zanurzonych po uszy w gównie sprzedajnych gliniarzy, starych kumpli z woja, a konkretnie z Blackwater (co złego w filmach z frontu, to zawsze oni), którzy po godzinach dorabiają jako cyngle w rosyjskiej mafii. Trochę to naciągane, bo niby w powietrzu krążą mrzonki o wielkiej fortunie (mają ją zgarnąć za kolejne i kolejne, i kolejne zadanie), jednak wierzyć się nie chce, że ot tak działają bez potknięć od dłuższego czasu. Mamy tu do czynienia ze schematem znanym z serialu Dexter i setek innych o gliniarzach z wątpliwą moralnością. Zbrodnia, myk do samochodu, kółko wokół osiedla i w mundurze bohater zjawia się na miejscu zbrodni gotowy do przesłuchania świadków. Co najlepsze, w gangu jest kilku gliniarzy.
Zatem
Triple 9 to historia tego ostatniego skoku, bardzo trudnego, gdzie gliniarze-bandyci muszą mieć pewność, iż będą mieć dużo więcej czasu na akcję niż zwykle. A gdyby tak gliniarz musiał zabić gliniarza? Wszystkie siły policyjne zmierzają wtedy do wezwania 999 oczyszczając tym samym inny punkt miasta. Taki miał pomysł scenarzysta stawiając na szali ostatni ludzki odruch u człowieka, który już dawno wszedł na złą drogę. Brzmi dobrze, jednak to tylko jeden mały patent fabularny, a nie wielki pomysł na chwytające za gardło kino.
Triple 9 byłby idealnym pilotem do serialu. Ba! Mógłby być nawet pierwszym odcinkiem trzeciej serii
True Detective. Jest zaćpany Woody Harrelson (trochę się o niego martwię, ponieważ ciągle wygląda tak samo nieświeżo. Wiarygodnie, ale… tak jakby po porostu przychodzili do niego, a nie on na plan filmowy). Są portorykańskie zakapiory z najwyższej castingowej półki. Z tej samej półki, z której ściągali zakapiorów do
Sicario (tatuaże na szyi, „fuck you” zamiast „dzień dobry” i „hwdp” na wyświetlaczu w telefonie). Jest nawet brutalnie, a scena z głowami na masce to niezłe WTF
wyszeptane przez widza. Co z tego, skoro finał psuje wszystko i miast walić łomem po temacie, Hillcoat odpuścił i pozwolił scenarzyście wykończyć wątki podług hollywoodzkich reguł. Przez to twórca wykazał się naganną niekonsekwencją. Serwując na ekranie taki mayhem, pokazując brud i syf (przedmieścia wyglądają prawie jak fawele w Meksyku) powinien
nacisnąć spust i rzucić granat na finał.
Ostatecznie wyszło nieźle, przykładnie, finał zachowawczy, nawet sztuczny (scena w szpitalu, gdy złoczyńca wszedł do pokoju został nakręcony jak teatr telewizji). Polecam, ale w domu. Niestety… wiele hałasu o nic.
Za seans dziękuję sieci kin.
Czas trwania: 115 min
Gatunek: Sensacyjny
Reżyseria: John Hillcoat
Scenariusz: Matt Cook
Obsada: Chiwetel Ejiofor, Casey Affleck, Anthony Mackie, Woody Harrelson, Aaron Paul, Kate Winslet
Zdjęcia: Nicolas KarakatsanisMuzyka: Bobby Krlic, Atticus Ross, Leopold Ross, Claudia Sarne