To chyba jeden z odważniejszych filmów Bertolucciego, jakie do tej pory przyszło mi oglądać. Ponieważ dużo mi już nie zostało do zamknięcia filmografii, być może postawię go obok tego, który jest uważany za najodważniejszy, czyli Ostatnie tango w Paryżu (1972). La Luna to psychologiczne katharsis, które w momencie szansy przejścia totalnego oczyszczenia zatrzymuje się, by po chwili pozwolić na zrobienie ostatecznego kroku. Wolna miłość, bezstresowe wychowanie, brak ojca od lat najmłodszych, to wszystko stanowi w pewien sposób schemat, w którym lubi poruszać się Bertolucci, gdy opowiada o dorastaniu. Szczególnie ten brak ojca rzuca się tutaj wyraźnie, ponieważ w zasadzie od wydarzeń z początku filmu zachodzi brutalna zmiana w życiu całej rodziny. Tak jakby reżyser chciał wyraźnie pokazać jaki wpływ na kształtowanie się charakteru i własnej tożsamości ma dorosły mężczyzna w domu (lub raczej jego brak).

Czas trwania: 142 min
Gatunek: Dramat
Reżyseria: Bernardo Bertolucci
Scenariusz: Franco Arcalli, Bernardo Bertolucci, Giuseppe Bertolucci, Clare Peploe
Obsada: Jill Clayburgh, Matthew Barry
Zdjęcia: Vittorio Storaro
Muzyka: Ennio Morricone