W dużym skrócie Konformista to historia genezy zła oraz historia ludzkiej postawy, która niczym chorągiewka potrafi zmienić swój kierunek na wietrze. Głównym bohaterem filmu Bernarda Bertolucciego jest Marcello Clerici (Jean-Louis Trintignant), faszysta. Jest faszystą, ponieważ takie były czasy. Do bycia faszystą z czystych przekonań brakuje mu bardzo dużo. Po prostu… dostosował się.
Już jako dziecko wyróżniał się na tle innych dzieci, a cała młodość i dorosłe życie było ukształtowane przez pryzmat chłopięcych traum. Młody Marcello miał kontakt z homoseksualistą, którego zastrzelił. Wydarzenie, które odcisnęło swoje piętno, rzuciło również cień na jego męskość. Tutaj zatem doszukiwałbym się całej konformistycznej postawy Marcello.
Niech to brzmi jak próba usprawiedliwienia jego moralnego kręgosłupa, który potrafi nagiąć do granicy przyzwoitości, a nawet ją przekroczyć. Jego usilne poszukiwanie „normalności” spowodowało w rezultacie przystąpienie do faszystów i małżeństwo z niekochaną kobietą. Wszystko po to, by „wyglądać” dobrze na tle zunifikowanego społeczeństwa. Został idealnie szarym obywatelem w idealnym państwie (oczywiście w jego mniemaniu).
Moralny tchórz w szatach włoskiego reżimu wstępuje do tajnej policji i dostaje tajne zadanie, przy którym ma się sprawdzić jako lojalny członek partii. W czasie swojego miodowego miesiąca w Paryżu ma zabić profesora, który, o ironio losu, był jego promotorem i jednym z ulubionych wykładowców. Do tego dochodzi uczucie do kobiety, która jest obecnie związana z profesorem.
Ten film byłby arcydziełem, gdyby nie momenty, w których do głosu dochodzi natrętny manieryzm, a nawet komizm sytuacji. Rozumiem powagę scen, gdy w Paryżu w drodze do profesora Marcellowi towarzyszył kordon asystentów – ochroniarzy. Jednak w tym samym poważnym ujęciu asystenci wyglądają komicznie, gdy otaczają głównego bohatera i razem z nim podążają do gabinetu. Nie za bardzo rozumiem, dlaczego Bertolucci ewidentnie próbuje dodać do całości szczyptę humoru, przynajmniej w środkowych częściach filmu. Sam bowiem finał jest już dramatyczny i Marcello wyraźnie został skazany przez twórcę na pożarcie widzowi. Brutalny wydźwięk sportretowanego morderstwa jasno pokazuje, że reżim nie uznaje przeciwników własnej ideologii.
Ten film przepełniony jest scenami, w których pławić się mogą amatorzy interpretacji poszczególnych ujęć. Dajmy na ten przykład spotkanie Marcella z profesorem w gabinecie. Co najlepsze, większość takich „otwartych dla analizy” ujęć to kadry, które wyszły spod ręki operatora – mistrza Vittorio Storaro. W jasnym gabinecie Marcello przypomina profesorowi wykłady, w których profesor odwoływał się do obrazu jaskini, z której trzeba wyjść, by doznać oświecenia. W tym samym momencie faszysta przymyka jedną z okiennic i w jego części kadru zapadają egipskie ciemności ze światłem wpadającym z drugiej strony, w której stoi profesor. Fantastyczna scena, której wyjaśnienia trzeba szukać dużo głębiej niż w tylko na pozór błahej opowiastce o jednym z wykładów. On, człowiek światły, człowiek nauki, stojący przy wyjściu z jaskini i oni, szukający drogi, wsparcia, kierunku, młodzi ludzie. Czy Marcello może jeszcze zmienić swoja postawę, czy ślepo trwać przy swoim wygodnym stanowisku? Wygodnym tam, w faszystowskich Włoszech. Tutaj, w nowoczesnym Paryżu czuć życie, wolność, nawet miłość…
Vittorio Storaro
Obejrzę ten film po raz drugi. Wiem to. Zrobię to przede wszystkim po to, by raz jeszcze zobaczyć pracę genialnego operatora. Tutaj KAŻDY kadr i KAŻDA scena jest wyśrubowana do granic operatorskich możliwości. Światło, kolory to nie wszystko. Wszystko się tutaj zmienia, gdy bohaterowie staną w innym miejscu, przymkną okno, otworzą drzwi lub kamera lekko zmieni kąt. Praca samej zaś kamery to majstersztyk: chwilę sunie podczepiona pod kątem na samochodzie, obraca się, gdy bohaterowie podchodzą do bramy, obraca się ponownie, by ostatecznie wznieść się na kilka metrów. Vittorio Storaro, i wszystko w temacie. W żadnym współczesnym filmie nie widziałem tylu rozwiązań i tylu… patentów. To tak, jakby operator postanowił w każdym ujęciu być… oryginalny.
Konformistę polecam jako dzieło ponadczasowe, dające obraz konformizmu pożerającego po dziś dzień wszystkie klasy społeczne.
Film obejrzałem w ramach wyzwania „Oglądamy filmy wyreżyserowane przez Bernardo Bertolucciego”.
Czas trwania: 111 min
Gatunek: Dramat
Reżyseria: Bernardo Bertolucci
Scenariusz: Alberto Moravia (powieść), Bernardo Bertolucci
Obsada: Jean-Louis Trintignant, Stefania Sandrelli, Dominique Sanda
Zdjęcia: Vittorio Storaro
Muzyka: Georges Delerue