To jeden z tych filmów, w których próba spinania fabuły w całość (przez widza) mija się z celem. Jeżeli będziesz chciał połączyć wątki, bądź chociażby kluczowych bohaterów, zwariujesz. To nie jest film dla malkontentów szukających dziur w scenariuszu. Nie mówię, że one są lub ich nie ma. To jest nieważne. To jest cudowne. To jest magia opowieści, którą snują przy stole upaleni kolesie próbując przy okazji zabawę w głuchy telefon. Co z tego wyniknie? Zachowujemy główną oś fabuły dodając i odejmując po drodze coraz to bardziej kolorowe… już zapomniałem.
Pisząc najdelikatniej jak się da… Wada Ukryta może podobać się wielu osobom i zapewne tyle samo osób odwróci się od tegoż. Jednak najwięcej frajdy przyniesie on widzom, którzy nie raz otwierali lodówkę i zapominali po co, czy non stop szukają rzeczy ukrytej w tylnej kieszeni spodni. I nie chcąc nazywać rzeczy po imieniu napiszę tylko, że nie wynikają one z czystego gapiostwa.
Inhernet Vice wciąga jak stąd do końca stołu. Poruszając się po omacku próbujemy raz z głównym bohaterem rozwikłać kryminalną zagadkę, odnaleźć utraconą miłość lub też zrozumieć na czym polega ów wada ukryta. Poznajemy Doc’a Sportello (Joaquin Phoenix), a w zasadzie jego połowę. Druga jest wciąż ukryta za dymem po ostatnim machu. Gdyby urodził się w innej epoce, byłby doskonałym materiałem na bohatera powieści Raymonda Chandlera. Do Phillipa Marlowa jest mu daleko i blisko jednocześnie. Jest samotny, cyniczny, alkohol zastąpił jednak marihuaną. Wieczorami nie rozgrywa partii szachów, a oddaje się z lubością skręcaniu kolejnych jointów (i wypalaniu ich rzecz jasna). To era hippisów i do hippisów należy również Doc. Pracuje jako prywatny detektyw i można sobie zadać pytanie jak w stanie ciągłego upalenia może rozwiązać sprawę natury kryminalnej. Otóż może. Ponieważ jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Odpowiedni stan powoduje jedynie zamęt i niepotrzebną paranoję, jednakże potrafi też skierować na alternatywne ścieżki prowadzące do celu.
Większość przeszkód stojących na drodze ku rozwikłaniu zagadki jest iluzoryczna i przedstawiona w odpowiednim świetle, by dostrzegło je gro widzów. Reszta zrozumie. To się po prostu czasem zdarza…
Nakreślenie fabuły jest elementem ważnym dla recenzji, gdyż czytelnik chciałby po prostu wiedzieć o co w tym chodzi. Zaczynamy kinem noir i po pierwszym akcie kończymy z tymi Chandlerowskimi zapędami i pod rękę z reżyserem Paulem Thomasem Andersonem (a czasem ma się wrażenie, że na plan wkracza nie-brat 🙂 Paula – Wes)
baunsujemy w rytmie pulsujących dźwięków z lat 70-tych. Do pokoju, w którym wyleguje się Doc wchodzi piękna Shasta Fay Hepworth (Katherine Waterston), była narzeczona bohatera. Jest sprawa… Jest spisek na życie rekina na deweloperskim rynku – Wolfmanna (Eric Roberts). To jego żona i kochanek coś knują. Doc musi pomóc. Ok, pomoże. Wygląda na to, że ma zamiar zabrać się za to „po bożemu”. Pierwsze przesłuchania, podchody, nowe adresy, jednak w głowie przelatuje wciąż myśl niesiona na kolejnym wydmuchanym obłoczku:
„Ach… Shasta. Jak cudownie byłoby znowu być koło niej”.
Ale co to? Zaginęła. Zniknął też Wolfmann, zginął jego ochroniarz. Pojawiło się za to kilka innych osób, w tym cień Sportella – detektyw Christian F. „Bigfoot” Bjornsen (Josh Brolin) spędzający czas (jak sam często wspomina) na łamaniu praw obywatelskich. Nie chce jednak aresztować Doc’a, chociaż to główny podejrzany.
Dlaczego? Jak sam znowu wspomina – 99% ławy przysięgłych wypełnią hippisi. Przecież są wszędzie… zaraza. Idąc dalej śledztwem przewija się kolejno: tajna organizacja „Złoty kieł”, podejrzane konsorcjum dentystów, szkuner krążący wokół wybrzeża, Japonica – dziewczyna z rozwiązanej sprawy z pierwszej części Wady Ukrytej (której nigdy nie było – to tylko wymysł recenzenta, by przedstawić obłęd jaki czasem wkrada się w umysł widza). Starczy. Jest tego naprawdę dużo i nie sposób, by było zmieścić w jednym pokoju wszystkich barwnych postaci występujących w Wadzie Ukrytej.
Dlaczego to świetny film? Ponieważ angażuje widza w sprawę, której de facto (już po kwadransie od rozpoczęcia) wiemy, że nie da się rozwiązać. Dlaczego
Wada Ukryta jest rewelacyjna? Ponieważ odtwórca głównej roli jest nad wyraz autentyczny i na swój sposób charyzmatyczny. Dlaczego w końcu
Wada Ukryta na długo zostanie jednym z moich ulubionych filmów? Szczerze mnie rozbawił w trakcie seansu. Śmiałem się. Sam. Rzadko potrafi mnie coś rozbawić, jeżeli chodzi o fabułę (nie piszę tutaj o krótkich i wulgarnych gagach. Te zawsze są w cenie :). Tutaj śmiałem się do momentu zakrztuszenia się w kilku momentach. To specyficzny humor i w głównej mierze wynikający z talentu aktorskiego Brolina (scena w samochodzie z lodem na patyku, czy cała sekwencja z rozmową telefoniczną na linii Doc – Bigfoot)
„She’s gone… She’s gone…”
To co wynosi produkcję ponad przeciętną to delikatnie pokazana granica pomiędzy filmowym przedstawieniem paranoi (który jestem w stanie zaakceptować), a zgrywą z niej. I to zdaje się być w ogólnym wymiarze, kluczowym składnikiem filmu. Szczególnie jeżeli chcemy wziąć pod uwagę ileż to fantastycznych i niemożliwych zdarzeń przyjdzie doświadczyć Doc’owi.
Joaquin Phoenix od dawna jest w mojej ścisłej czołówce ulubionych aktorów. Nie myślcie sobie, że to prosta rzecz zagrać naćpanego detektywa. Trzeba utrzymać w ryzach chęć przedstawienia czegoś dosłownie i zaufać widzowi. Tutaj zrobił to doskonale. Jest to niemożliwe, ale życzyłbym sobie zobaczyć jakiś spin-off ze sprawą prowadzoną przez Doc’a z Bigfootem w tle. Odpowiada mi czarny humor i wykorzystywanie przez policjanta sytuacji, gdy Doc miał ograniczoną świadomość.
„He’s technically Jewish but wants to be a Nazi”
Multi-wątkowość i bogactwo świata powoduje, że wypada przysiąść do seansu co najmniej dwa razy. Dopiero za drugim razem zwracamy uwagę na otoczenie, na dbałość o szczegóły (brawa dla scenografów) i całą masę zabawnych „gadgetów” (jak „menu” w camperze przerobionym na dom uciech). Zdaję sobie sprawę, że film może wydawać się przegadany. Jednak właśnie za sprawą dialogów widać jak bohaterowie (szczególnie Doc) lawirują pomiędzy tym co chcą powiedzieć, a tym co mówią, by oderwać się od wypełniającego myśli obłędu.
Film o niełatwej strukturze przypominający miejscami Podwodne życie ze Stevem Zissou (2004), Las Vegas Parano (1998), a w końcu Tajemnice Los Angeles (1997). Nie dla wszystkich, dla mnie to już teraz film kultowy.
Wypada wspomnieć, a raczej wypadałoby nie wspomnieć o wydaniu DVD, które przyszło mi recenzować. Niestety w tej materii dystrybutor wykazał absolutnie minimum, jeżeli chodzi o zawartość płyty. Oprócz ładnego i miłego tła, na którym umiejscowione jest menu wyboru, nic nie przykuwa uwagi na dłużej. Mamy więc to wszystko co jest na innych „gazetowych” wydaniach. Start filmu od wybranych scen i cztery różne zwiastuny Wady Ukrytej. Koniec kropka. Przykre, prawda? Przy prężnie działającej konkurencji zachodniej wypadałoby się zatroszczyć o wypełnienie płyty atrakcyjnymi dodatkami, które skuszą potencjalnego nabywcę.
Czas trwania: 148 min
Gatunek: Komedia, Kryminał, Dramat
Reżyseria: Paul Thomas Anderson
Scenariusz: Paul Thomas Anderson, Thomas Pynchon (powieść)
Obsada: Joaquin Phoenix, Josh Brolin, Eric Roberts, Benicio Del Toro, Owen Wilson, Reese Witherspoon, Belladonna. Martin Short
Muzyka: Jonny Greenwood
Zdjęcia: Robert Elswit
Za wydanie DVD filmu
Wada Ukryta dziękuję portalowi
Rzecz Gustu