Bertolucci – reżyser wywodzący się ze środowiska inteligenckiego ciągle miał coś na sumieniu. Nie dosłownie. Jednak fakt, iż był świadomy tego, że nie mógł uczestniczyć w pisaniu historii swojej ojczyzny, strasznie musiał go irytować. Wiedział, że jakoś musi rozliczyć się ze swoim „szlachectwem”. W jaki sposób artysta może to zrobić? Za pomocą sztuki, której przecież poświęcił całe swoje życie. Zatem Bertolucci stał się rewolucjonistą, powiernikiem czerwonego sztandaru, którego nigdy przecież nie niósł. Wiek XX jest jego prywatnym żalem do siebie za to, że nie brał udziału w wydarzeniach zmieniających wizerunek Włoch. Reżyser całe swoje dzieciństwo spędził na wsi, więc był w stanie na tyle zaobserwować specyfikę pracy na roli, by później przelać swoje wspomnienia na taśmę filmową.
Bertolucci występuje tutaj w roli oskarżyciela nie dając szansy na obronę drugiej stronie. Ale nie zapominajmy, że to jego film i jego pomnik wystawiony chłopskiemu życiu. To gigantyczny fresk historii naznaczonej krwią, biedą i śmiercią tych wszystkich, którzy wstawali przed świtem, by pracować dla „Panów”. Jest to tym samym utwór o treści agitacyjnej, potrafiący u niektórych widzów podgrzać krew. Reżyser, który wypada w Wieku XX jako sympatyk socjalistów, nie zapomina o najważniejszym dla dzieła filmowego. O jakości, która stawia ten film wśród najważniejszych w swoim gatunku..
W trwającej ponad pięć godzin opowieści zobaczymy sagę rodzinną rodu Berlinghierich i Dalcò. Chociaż obie familie mieszkają w tej samej wsi, to różni je praktycznie wszystko. Berlinghieri, to ród „panów” – właścicieli. Wszystko stąd aż po horyzont należy do nich. Czerpią korzyści od pokoleń z pracy chłopów, oddając się rozrywkom czysto kulturalnym jak malowanie, śpiew i odpoczynek. Dalcò, to chłopi robotnicy, którzy pracują na to, by w spiżarniach Berlinghierich było zawsze pełno jadła. Napisałem to w taki sposób w jaki przedstawił obie rodziny Bertolucci wyjaśniając na początku kto jest według niego człowiekiem pracy (czyli tym dobrym), a kto jest próżniakiem. W tym samym czasie na świat przychodzi syn „pana” – Alfredo (w wieku młodzieńczym i u jego schyłku w tę role wciela się Robert De Niro) oraz syn chłopa – Olmo (odpowiednio Gerard Depardieu). Bawią się, poniekąd wychowują i spędzają czas dzieciństwa razem. Pomimo tego, że zaczyna ich łączyć specyficzna przyjaźń, to nigdy nie zniknie granica, która oddziela dwa rody…
Wiek XX zaczyna się od narodzin, prowadzi przez dojrzewanie, wojnę, miłość, seks, nienawiść, ucieczkę, zemstę aż po śmierć, która zawsze nas wita na końcu drogi.
Twórcy budując ten pomnik zatrudnili najlepszych. To był świetny okres dla Roberta De Niro. W Stanach Zjednoczonych wciąż rozmawiano o
Taksówkarzu, który miał premierę w lutym 1976 roku, a na horyzoncie już było widać
New York, New York. To, że De Niro był wtedy na szczycie wcale nie oznacza, że grał pierwsze skrzypce u Bertolucciego. Mogę nawet napisać, że mógłbym spodziewać się więcej po nowojorskim taksówkarzu. Wcielający się w rolę Olmo 28-letni wówczas Gerard Depardieu skupiał na sobie wzrok widza, ilekroć pojawiał się na ekranie. Pełen charyzmy, siły i wiary w socjalizm. Nie raz wszakże z głową w błocie, podnosił się i pracował dalej. Dla roli i dobrych zbiorów.
Jednak najdłużej po seansie będę pamiętać Donalda Sutherlanda – Atillę – faszystę na usługach „panów”, a w końcu właściciela własnego majątku (do którego doszedł w szemrany sposób). Atilla i faszyzm, który jest reprezentowany przez jego postać, to jak unoszący się nad obrazem duch filmu Passolniego (przyjaciela Bertolucciego). Atilla to przecież kopia faszystów z Salo, czyli 120 dni Sodomy. Zboczony psychopata i morderca. Sutherland w tej roli jest przerażający, a kilka scen, gdy traci panowanie nad sobą lub nawet nie traci, a po prostu poddaje się chwili, zapamiętam na długo…
Odpowiedzialny za muzykę Ennio Morricone stworzył na potrzeby filmu poruszającą muzykę wpisującą się w rewolucyjne zapędy reżysera, który chciałby bez końca opowiadać o chłopskich powstaniach. I robi to, bo kolejne zrywy ciemiężonej społeczności przewijają się przez cały film. Czy to znaczy, że lud nie mógł raz, a porządnie obalić ziemskich właścicieli? Coś w tym jest. Jednak z drugiej strony ciągle coś im w tym przeszkadzało. Jedna wojna, kryzys, druga wojna. Ostatnią kwestią, którą chciałbym poruszyć, a która to powinna ostatecznie zachęcić według mnie do sięgnięcia po tytuł, to zdjęcia Vittorio Storaro i cały pomysł na pokazanie zaścianka oraz realizacja większości scen. Otóż naturalizm, na który zdecydowali się twórcy jest miejscami… rozbrajający. Pomijam już sceny, gdy De Niro i Depardieu razem…no wiecie… z kobietą 🙂 Cały zaścianek i wszystkie tam rozgrywające się wydarzenia są pokazane bez owijania w bawełnę. Oporządzanie świni, erotyzm, morderstwa i co tylko sobie wymyślimy jest przedstawione bez cienia fałszu. Bez wstydliwego odwracania obiektywu. Wielki to atut produkcji, chociaż zdaję sobie sprawę, że co wrażliwsi skwitują większość scen jednym słowem – obsceniczne.
Polecam gorąco, jako kino próbujące z wielką ambicją przedstawić jedną stronę historii.
Czas trwania: 317 min
Gatunek: Dramat
Reżyseria: Bernardo Bertolucci
Scenariusz: Franco Arcalli, Giuseppe Bertolucci, Bernardo Bertolucci
Obsada: Robert De Niro, Gérard Depardieu, Donald Sutherland, Dominique Sanda, Burt Lancaster
Zdjęcia: Vittorio Storaro
Muzyka: Ennio Morricone