Moja poniższa recenzja ukazała się również na portalu Rzecz Gustu, link tutaj.
Jeżeli chcesz, drogi czytelniku, w pełni odczytać przesłanie Alejandra Gonzáleza Iñárritu dotyczące jego filmu Birdman, to po pierwsze musisz zrzucić skorupę cynika i sceptyka, którą XXI wiek z takim mozołem na Ciebie nakładał (a w szczególności internet). Po drugie musisz znowu uwierzyć w magię kina i przypomnieć sobie za co (jako widz) kochasz zawód aktora. W odróżnieniu od niektórych recenzji, ja nie zauważyłem jakoby Iñárritu wyśmiewał obecne formy kina, czytaj – blockbustery, weekendy otwarcia itd. Reżyser kocha kino i każdą możliwość zaistnienia aktora na wielkim ekranie. Ludzie przecież uwielbiają letnie przeboje za 300 milionów dolarów. Takie filmy też są potrzebne. Odwiedzając ten blog wiecie, że i takie bywają na tapecie.
Blockbuster to często okazja, by zobaczyć ulubionego aktora w nieco innej roli, gorszej? Nie. Przede wszystkim innej. O gustach się nie dyskutuje. Co mi się podoba już zdążyliście zauważyć.

Czas trwania: 119 min
Gatunek: Dramat
Reżyseria: Alejandro González Iñárritu
Scenariusz: Alejandro González Iñárritu, Nicolás Giacobone, Alexander Dinelaris, Armando Bo
Obsada: Michael Keaton, Emma Stone, Zach Galifianakis, Naomi Watts, Edward Norton
Zdjęcia: Emmanuel Lubezki
Muzyka: Antonio Sanchez (kawałki z muzyką perkusyjną)