Urodzony 27 III, Quentin Tarantino
Cokolwiek bym napisał tytułem wstępu o Tarantino, to będzie za mało. Człowiek, który wymyślił kino na nowo. Człowiek, o którym napisano niejedną pracę na studiach filmowych. Po jego wejściu na filmową ścieżkę kino zadrżało w fundamentach. Quentin wstrząsnął świadomością widzów i ułożył ją na nowo. Większość ludzi z branży filmowej zazdrościło i próbowało kopiować styl. Teraz się nawet zwykło mówić „trochę jak u Tarantino”.
Pracownik video wypożyczalni, który dzięki swojej pracy chłonął filmy jak gąbka wodę. Tam też kształtował swój gust i pracował nad scenariuszami. Wirtuoz kina i jeden z moich ulubionych (a może ulubiony?) reżyserów. Oprócz oryginalnych, dopracowanych scenariuszy, stworzył na nowo pojęcie dialogu i jego znaczenia w kinie. Rozmowy, które prowadzą bohaterowie jego filmów są zawsze interesujące, intrygujące, czasem pełne napięcia, najczęściej ironiczne. Właśnie te dialogi są jego znakiem rozpoznawczym. Są doskonałe, a słuchanie ich można porównać do oglądania kina akcji. Niejedna wymiana zdań u Tarantino jest niczym seria z karabinu maszynowego w kinie wojennym.
Układając listę miałem nie lada problem. Widziałem wszystkie i wszystkie sobie cenię (no, może Jackie Brown zbyt szybko wyleciał z pamięci, stąd taka różnica w ocenie w stosunku do innych). Ale reszta? Każdy inny, każdy świetny. Być może za tydzień lista ułożyłaby się inaczej. Czasem przecież wolę Django, czasem Wściekłe Psy, w zależności od nastroju. Dzisiaj cała subiektywna lista, wraz z ocenami układa się następująco:
MIEJSCE 9
Jackie Brown (1997). Jedną z rzeczy, które uwielbiam u reżysera jest to, że wyciąga niektórych aktorów niczym perły z lamusa. Tak jakby czuł się w obowiązku obsadzać bohaterów z półek z kasetami VHS. Przecież pracował z nimi już wtedy. Oglądał i polecał. W Jackie Brown do życia wskrzesił aktorkę Pam Grier. Gwiazda z lat 70′ i 80′. Bohaterka tzw. „blaxploitation films”. U Tarantino Pam Grier wciela się w tytułową Jackie Brown, stewardessę, która przemyca gotówkę z Meksyku do Los Angeles. Po wpadce i zatrzymaniu przez agentów federalnych podejmuje współpracę na dwa fronty. Oprócz Grier cieszyli oczy: Samuel L. Jackson, Robert Forster, Bridget Fonda, Michael Keaton, Robert De Niro, Michael Bowen, Chris Tucker. Obraz z 1997 roku to zdecydowanie „najspokojniejszy” z dotychczasowej filmografii. Nie ma ostrych cięć, wykręconych postaci i szybkiego oddechu na plecach. Może dlatego, że jest „normalny”, najsłabiej utkwił mi w pamięci? 6/10
MIEJSCE 8
Grindhouse: Death Proof (2007). Mike kaskader, czyli Kurt Russel w roli mrocznego psychopaty, który na celownik bierze młode dziewczyny. Proponując przejażdżkę swoim podrasowanym autem, pędzi w kierunku piekła. Tylko on wychodzi cało z objęć śmierci, rozkoszując się agonią pasażera. Krwawa łaźnia, którą szykuje od lat, zostaje przerwana. I tak Mike zamienia się z łowcy w zwierzynę, a piękne dziewczyny z delikatnych łań we wściekłe wilki. Dobre, ostre jak brzytwa kino z kur..sko mocnym finałem. 8/10
MIEJSCE 6 i 7 ex æquo
Kill Bill (2003), Kill Bill 2 (2004). W roli głównej Uma Thurman, która jako muza Tarantino została obsadzona w tym epickim filmie o zemście. Książkowy przykład tzw. „revenge movie”. Thurman jako Beatrix Kiddo, która na wojennej ścieżce szuka odkupienia za grzechy. Dla Beatrix liczy się tylko zemsta, a jej celem jest Bill aka Zaklinacz Węży (David Carradine). Kill Bill to zabawa w wielogatunkowość, to wielki hołd dla kina samurajskiego, dla Bruce’a Lee i jego Gry Śmierci, dla kina klasy B i kina w ogóle. Film jest krwawy, drastyczny i widowiskowy, jest wszystkim co Tarantino zawsze pragnął nakręcić… no, i niezapomniany pussy wagon. Obie części Kill Billa stawiam na równi. Są jedną opowieścią i wspaniałą zabawą w kino. 8/10
The Hateful Eight– Nienawistna Ósemka (2015). Perfekcyjnie zrealizowany western z dużą dozą kryminalnej zagrywki. Poznajemy łowców głów: Marquisa Warrena (Samuel L. Jackson) i Johna “Szubienicę” Rutha (Kurt Russel). Pierwszy wiezie zwłoki do miasta i w myśl zasady “żywy lub martwy” wychodzi ze słusznego założenia, że z martwymi jest mniej problemów. Drugi ciągnie Daisy Domergue (Jennifer Jason Leigh) na szubienicę. Ksywka przecież do czegoś zobowiązuje. Po drodze zabierają jeszcze rzekomego szeryfa in spe, który ma objąć urząd w miasteczku, do którego wszyscy zmierzają. Po drodze zatrzymują się w pewnej pasmanterii. Krwawy dramat, western i kryminał w jednym.
Recenzja tutaj.
8/10
Inglourious Basterds – Bękarty wojny (2009). Scenę otwierającą Bękartów ogląda się jak akcję z rosyjską ruletką w Łowcy Jeleni. Osobiście byłem tak spięty i tak przejęty, że od tamtego czasu żaden film nie zaoferował mi lepszego dialogu rozgrywającego się między „katem”, a „ofiarą”. Christopher Waltz otrzymał za ta rolę Oscara. Przygodę z filmem rozpoczął już w 1979 roku, lecz musiał czekać 30 lat żeby dostać rolę, która wyniesie go ponad przeciętną. A film? Opowiada o „Bękartach”, grupie amerykańskich żołnierzy, przerzuconej za linię wroga. Ich cel jest jeden. Zastraszać, mordować i skalpować nazistów. Jak zwykle u reżysera cała plejada aktorów, najwyższego formatu. 8/10
Django (2012). I znowu hołd ze strony reżysera. Tym razem spaghetti western pełną gębą. Kolejny Oscar dla Christophera Waltza i wielki sukces całego filmu. Ludzie znowu chcą oglądać westerny! Sam film jest nawiązaniem do Django w reżyserii Sergia Corbucciego z 1966 roku. Bohaterem jest czarnoskóry niewolnik (Jamie Foxx) wyzwolony przez niemieckiego stomatologa(!) :). Razem przemierzają Stany Zjednoczony by odnaleźć żonę Django. U celu podróży znajduje się farma z jej zarządcą Calvinem Candie (Leonardo Di Caprio). Jak zwykle u Tarantino występuje niezwykła dbałość o wszelkie detale, w tym oczywiście o dialogi. Te najbardziej soczyste mają miejsce między Waltzem, a Di Caprio. Nie zapomnijmy o fantastycznym Samuelu L. Jacksonie. No, i wieeelki rogal na twarzy po ujrzeniu Dona Johnsona. Tak jak wspomniałem na początku. Właśnie za to między innymi uwielbiam Tarantino. On kocha aktorów, szczególnie tych zapomnianych i niedocenianych. 9/10
MIEJSCE 2
Pulp Fiction (1994). Pierwsze co się kojarzy z Tarantino to Pulp Fiction. Trochę kino noir, trochę czarna komedia. Film o gangsterach, miłościach, żądzach. Wszystko przy świetnej muzyce, z genialnymi zdjęciami Andrzeja Sekuły. Pulp Fiction się cytuje, kopiuje, nawiązuje do niego. Jest kamieniem milowym w kinie, choć dla niektórych dziełem niestrawnym. Ta wymykająca się z chronologicznych ram opowieść o typkach spod ciemnej gwiazdy, narkotykach i tajemniczej walizce była arcyważnym filmem dla wielu w branży. Najważniejszym jednak chyba dla Travolty. Aktor, który lata świetności miał już dawno za sobą, u Tarantino powstał niczym feniks z popiołów. I znowu tańczył! 10/10
MIEJSCE 1
Reservoir Dogs – Wściekłe psy (1992). O ile Pulp Fiction był bombą, to Wściekłe Psy były zapalnikiem. Były spadającą zapałką na rozlaną benzynę. Były wycelowaną bronią w głowę. Były młotkiem, który z impetem leciał w gwóźdź. Dlatego dla mnie właśnie był to film ważniejszy i lepszy od innych. Tutaj reżyser pokazał „akcję” bez „akcji”. Historia napadu, którego nigdy nie zobaczyliśmy. Historia policyjnej wtyczki, domniemań, braku zaufania, drastycznej przemocy. Kino jest dla mnie tym lepsze, im więcej musimy się z niego domyślać. Tutaj wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach. 10/10
Nie mam nic do dodania :). Zgrzeszyłem pisząc w paru zdaniach o każdym tytule. Każdy przecież wymaga minimum 500 słów. Jego filmy są wielowarstwowe, a poszczególne wątki nadają się na rozwinięcie do osobnych opowieści. Na filmy Tarantino się czeka. Oprócz tego, że reżyser ma wielkie szczęście do producentów, aktorów, ma talent. Jeden z największych. Oby kręcił jak najdłużej. Jestem ciekawy czy komuś lista układa się podobnie.