„Bejrut, Trypoli, Sydon, Tyr się palą
Kule napalm masakra bomby wybuchają
Gwiazda dawida i krzyże na sztandarach
Al Fatach i półksiężyc a Liban na kolanach
Kolejny rok a Liban płonie
Obłędny taniec nad własnym grobem
W imię Chrystusa i Mahometa
Żywe torpedy giną w płomieniach
…”
KSU – fragment utworu „Liban” z płyty „Pod prąd” z roku 1988.
Słowami tej piosenki, z powodzeniem można by reklamować film. Chodzi w nim jednak o coś więcej. Dużo, dużo więcej.
Jeżeli w swoim najnowszym filmie „Prisoners”, reżyser Denis Villeneuve, umieścił chociaż połowę emocji z „Incendies” to wróżę mu wielkie sukcesy w Hollywood. Film wyprodukowany w 2010 roku, został nominowany do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny roku 2011. Przegrał z Duńskim „W lepszym świecie”. Nie widziałem, ale to musi być przefilm, skoro wygrał z „Pogorzeliskiem”. Bo film wgniata. Wgniata tak mocno że już po napisach wiem, że będę pamiętał go długo. Idąc za słowami docenta Furmana z Alternatywy 4: „…Taaaka Kobra”. Reżyser zaadoptował na potrzeby filmu, sztukę teatralną Wajdi’ego Mouawad’a. Skądinąd, ciężko mi wyobrazić sobie tą historię na deskach teatralnych.
Film zaczyna się od odczytu testamentu. W tej urzędowej formalności, uczestniczy notariusz i dwójka bliźniąt, Simon – troszkę niepokorny brat i Jeanne – odpowiedzialna siostra, asystentka na uczelni. Dostają od notariusza dwie koperty z ostatnią wolą matki. Jedną dostaje Simon, i tutaj prośba by dostarczył ją bratu. Drugą dostaje Jeanne, którą musi przekazać ojcu. Już na początku widz dostaje lekkim obuchem. Rodzeństwo nigdy nie spotkało ojca, a o bracie właśnie się dowiedzieli…
Muszą wyruszyć w poszukiwaniu tropu do ojczyzny swojej matki, do Libanu. Do kraju, który kazał uciekać swoim dzieciom. Do kraju, gdzie tak naprawdę nigdy nie było spokojnie. Na lata 1975-1990, przypadła wojna domowa na tle religijnym. Przez te piętnaście lat chrześcijanie mordowali strzelając z ak-47, by dzień później obudzić się przy akompaniamencie wybuchów granatów rzucanych przez muzułmanów. Na te lata, przypadły najlepsze lata młodości matki Simona i Jeanne. W ciągu tych 15 lat Nawal Marwan przeżyła swój koszmar, swoje pogorzelisko…
Nie mogę zdradzić ostatecznego ciosu, jaki wymierzył w widza reżyser. To już nie nazywałby się spoiler, tylko SPOILER. Najpierw Jeanne, później dołączający do niej Simon, przemierzają kraj w poszukiwaniu wskazówek, świadków, historii. W filmie historia kurierów i ich kopert przeplata się z historiami ich adresata i nadawcy. Matka bliźniaków również szuka. Szuka życia, raz z krzyżem na piersi, raz z koranem w ręku. Tylko po to by przeżyć, przetrwać i odnaleźć. Kogo, znowu nie mogę napisać.
Liban jest ciągle w gruzach. Ciągle tonie w oceanie piasku. Czy trwa wojna, czy jest czas pokoju, to rdzenni mieszkańcy pozostali. Naszym bohaterom nie jest trudno ułożyć te swoiste puzzle. Sąsiedzi pamiętają, okolica się nie zmieniła. Tylko łez coraz więcej. Nie ma tutaj uśmiechu, tym bardziej, gdy udaje się doprowadzić sprawę do końca.
Czego oczy nie widzą tego sercu nie żal. Można po trosze przenieść to powiedzenie na grunt filmu. Bo czasem prawda tak boli, że wolelibyśmy jej nie poznać. W całym filmie najważniejszy jest scenariusz. Potwierdza się to, co zawsze mówiłem, że dobry film zaczyna się od scenariusza. Reszta wybroni się sama. Nie chodzi o to, że mam coś do zarzucenia innym częściom składowym filmu. Scenariusz jest taki, że gra aktorów musi być oszczędna. Tutaj widzimy tylko smutek i rozczarowanie. Oprawa audio-wizualna? To Liban. Jest piasek, są krzaki, wzgórza, kamienie większe, kamienie mniejsze, są zniszczone miasta, jest ogień, dużo ognia. Muzyka? Spełnia swoją role. Utwory Radiohead ze smutnym wokalem Thom’a Yorke’a to idealne tło dla tego obrazu. Obrazy są wstrząsające, jak na wojnę przystało. Oglądając film, chciałoby się mieć nadzieję, że niektóre sceny zostały wymyślone przez speców od marketingu (jak mordujący chrześcijanie, wypluwający śmierć z kałaszów obklejonych świętymi obrazkami). Film dostał słusznie kategorię R – Restricted. Słusznie, gdyż nie jest to obraz z gatunku łatwych i przyjemnych. Wszystko z czym kojarzymy wojnę, zostanie tu pokazane.
Sam film polecam jak najbardziej. U mnie dostaje 9/10. W rankingu IMDB, w top250, jest na mocnej 235 pozycji. Na miliony filmów, to niezły wynik.
Recenzję kończę, tak jak zaczynałem.Utworem „Liban”, jakże pasującym do „Pogorzeliska”
„…Gdzie stały dumne banki dziś w bólu i zamęcie
Przebiega linia frontu Bejrut jest miastem śmierci
Wyrok śmierci na Liban zaocznie gdzieś wydano
Libański cedr usycha lecz krwi ciągle za mało…”
Czas trwania: 139 min
Gatunek: Dramat
Reżyseria: Denis Villeneuve
Scenariusz: Valérie Beaugrand-Champagne, Wajdi Mouawad (sztuka teatralna), Denis Villeneuve
Obsada: Mélissa Désormeaux-Poulin, Maxim Gaudette
Zdjęcia: André Turpin
Muzyka: Grégoire Hetzel